Do zdarzenia doszło w czasie meczu charytatywnego. W pewnym momencie David Ginola padł na murawę. Były znakomity zawodnik doznał zawału i zaczął się dławić językiem.
Francuz miał sporo szczęścia, że cała sytuacja nie skończyła się tak, jak w przypadku Ugo Ehiogu i Marca-Viviena Foe, którzy zmarli na boisku.
- Widzieliśmy, co się wydarzyło z Foe i Ugo Ehiogu - bycie sportowcem czasami nie pomaga - przyznał Ginola w rozmowie z Talksport.
- Kiedy się ma 40, 45 czy 50 lat, powinno się badać. Myśli się o tym, że jest się niezniszczalnym, ale w życiu tak nie jest. Nic nie zapowiadało tego, co się wtedy ze mną wydarzyło. Tego dnia czułem się bardzo dobrze. To był piękny dzień. Nigdy nie wiadomo co się wydarzy - powiedział.
- Każdy powinien się badać. Można żyć kolejne 20 lat. Musimy myśleć o ludziach, których kochamy. Lekarze powiedzieli mi: "David, wiesz co? Dziewięć na dziesięć osób w takim przypadku umiera". To był cud, więc trzeba się cieszyć każdym dniem. To wielka szansa, że Bóg dał mi drugą szansę w życiu - dodał.
Ginola wraca jeszcze do pamiętnego dnia. - Ludzie czekali na przyjazd karetki. Kobieta przeprowadziła resuscytację. Raz, dwa, trzy. Powiedziała mojemu przyjacielowi: "Twój kolega nie żyje". To nie było tak, że chcieli się poddać. Spróbowała kolejny raz i kolejny i moje serce zaczęło bić. Pielęgniarki powiedziały, że były zdumione moją walką o życie. Teraz chcę się cieszyć życiem i troszczyć się tych, których kocham - zakończył.
ZOBACZ WIDEO Serie A: Dybala show! Zobacz skrót meczu US Sassuolo - Juventus [ZDJĘCIA ELEVEN]