W grupie III Orzeł Wola Wiązowa podejmował Olimpię Karsznice. Rywalizacja została przerwana w 68. minucie (przy stanie 2:0 dla miejscowych), gdy zawodnicy gości zeszli z placu gry w obawie o własne zdrowie.
- Do moich piłkarzy mierzono i strzelano z pistoletu gazowego. Na boisku co chwilę lądowały petardy, a w 60. minucie obrońca Olimpii został ogłuszony po tym jak wyrzucał aut. Leżał kilka minut, nie mógł się podnieść. Postanowiliśmy opuścić boisko, a gospodarze jeszcze zaogniali sytuację. Jeden z moich piłkarzy został uderzony w szyję. Jestem tym wszystkim wstrząśnięty. Prosiliśmy kapitana gospodarzy o interwencję. Odpowiedział nam, że był odpust i chłopaki muszą sobie trochę postrzelać - relacjonuje na łamach lodzkifutbol.pl kierownik Olimpii, Wojciech Pogorzelski.
W pomeczowym protokole sędzia Konrad Bednarek spisał wersje obu stron. Potwierdził wybuchy petard, choć zaznaczył, że żaden z zawodników nie wymagał udzielenia pomocy medycznej. Kierownik gospodarzy Grzegorz Kilan złożył oświadczenie, w którym oznajmił, że tuż po wybuchu petardy w 68. minucie, zawodnik Olimpii otrzymał podpowiedź od działaczy swojego klubu: "połóż się, i tak przegraliśmy". Następnie ci nakazali swojemu zespołowi zejść z boiska.
Sprawą ma się wkrótce zająć Okręgowy Związek Piłki Nożnej w Sieradzu.
ZOBACZ WIDEO Robert Lewandowski: Oskarżenie o picie szampana? To byłby kolejny absurd
[color=#000000]
[/color]