Dotychczasowy rekord frekwencji w Bielsku-Białej wynosił 8 752 widzów. Tylu fanów obecnych było na zeszłorocznym spotkaniu ze Stalą Mielec, które było oficjalnym otwarciem Stadionu Miejskiego. Po dwunastu miesiącach bielszczanom udało się pobić rekord. Starcie Podbeskidzia Bielsko-Biała z GKS-em Katowice przyciągnęło na trybuny 11 621 ludzi.
Mecz zakończył się wygraną GKS-u. Katowiczanie trzy punkty zapewnili sobie w doliczonym czasie gry, gdy gola zdobył Adrian Błąd. Dla GieKSy strzelił również Dawid Plizga, a jedyne trafienie dla Górali zaliczył Paweł Oleksy.
Na trybunach bielskiego stadionu było święto, ale fani Podbeskidzia nie mieli powodów do radości. - Niestety zbyt defensywna gra nas pokarała, ale teraz pozostaje nam walka w kolejnym środowym spotkaniu w Częstochowie. Dziękujemy tej rekordowej liczbie kibiców za doping przez całe spotkanie. Ich pomoc była nam potrzebna i szkoda, że nie udało się nam odwdzięczyć zdobyczą punktową - powiedział piłkarz Podbeskidzia, Łukasz Hanzel.
W zdecydowanie lepszych nastrojach byli katowiczanie, których wspierała liczna grupa fanów. - Okazuje się, że nie trzeba grać w ekstraklasie, żeby na stadion przybyła taka liczba widzów i na dodatek wzorowo dopingujących obie drużyny. Mecz zaczęliśmy tak jak chcieliśmy, byliśmy przy piłce, wiemy, że Podbeskidzie gra w bliskim pressingu i szuka szans w kontratakach, udało nam się temu przeciwstawić i zdobyć jakże ważne 3 punkty - przyznał trener GKS-u, Piotr Mandrysz.
Podbeskidzie po przegranej sklasyfikowane jest na siódmym miejscu i w swoim dorobku ma 17 punktów. Z kolei GKS Katowice jest szesnasty, ale wywalczył dotychczas 15 "oczek".
ZOBACZ WIDEO Lewandowski tym razem z akcji, wysoka wygrana Bayernu. Zobacz skrót meczu z SC Freiburg [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]