Wygrana Legii z Lechią na nowe otwarcie

Tej wygranej Legia Warszawa potrzebowała jak tlenu. Nie był to wielki mecz, ale mistrz polski pokonał Lechię Gdańsk 1:0.

Marek Wawrzynowski
Marek Wawrzynowski
Michał Kucharczyk (z prawej) i Milos Mato (z lewej) PAP / PAP/Bartłomiej Zborowski / Michał Kucharczyk (z prawej) i Milos Mato (z lewej)

Gdy po strzale Michała Kucharczyka i ładnej paradzie Dusana Kuciaka do piłki dopadł Jarosław Niezgoda i wbił ją z bliska do pustej bramki, Warszawa odetchnęła. Nie był to gol, który będzie powtarzany po latach, ale z punktu widzenia Legii w obecnym momencie absolutnie kluczowy. Symboliczne, że strzelił go akurat Niezgoda, faworyzowany przez kibiców i nieco lekceważony przez trenerów wychowanek Wisły Puławy.

Mecz z Lechią Gdańsk w Warszawie traktowano jako "nowe otwarcie". Po spotkaniu z Lechem w Poznaniu wszyscy nabrali wody w usta. Kilka słów powiedział właściciel Dariusz Mioduski, ale raczej na zasadzie "dajmy już temu spokój", niż jakiejś zdecydowanej reakcji. A przecież było o czym mówić. To było przecież kilka tygodni, które wstrząsnęło klubem. Zaczęło się od tego, że drużyna odpadła z rozgrywek o europejskie puchary z zespołami, które trudno nazwać potentatami. Potem było zwolnienie trenera Jacka Magiery. Zatrudnienie Romeo Jozaka, jak się wydawało, dało niewiele. Poza tyradą selekcjonera po fatalnym meczu w Poznaniu, z której wynikało, że jego piłkarze to panienki. Kiedy dziennikarze ogłosili "koniec szatni", kryzys w związku "Romeo i Legia" i tak dalej... doszło do ataku kibiców na piłkarzy po ich powrocie do Warszawy z przegranego 0:3 meczu w stolicy Wielkopolski.

Na mecz z Lechią zawodnicy wyszli w zupełnie innych nastrojach. Naładowani, jakby chcieli powiedzieć Jozakowi, że ocenił ich niesprawiedliwie. Niezwykłe było wsparcie trybun. Chyba wszyscy faktycznie chcieli, by złe sprawy poszły w zapomnienie.

ZOBACZ WIDEO: Polka zachwyciła miliony internautów. Dziś jest bohaterką filmu "Out of Frame"

Szybki napór przyniósł bramkę Niezgody. Mogło być ich więcej, bo młody napastnik miał jeszcze dwie świetne okazje, ale dwukrotnie przegrał rywalizację z bardzo dobrze interweniującym Dusanem Kuciakiem.

Imponująca jednak była łatwość znajdowania się Niezgody w świetnych sytuacjach strzeleckich. Jakby chciał powiedzieć: "zasługuję na szansę". Ani Tomas Necid, ani Armando Sadiku nie byli tymi, których szukano. Kto wie, może Niezgoda to jest właśnie napastnik Legii na lata?

Gra Legii po dwóch kwadransach trochę "siadła", ale Lechia nie miała tego dnia zbyt wiele amunicji. Dopiero w drugiej połowie fantastyczną okazję miał Marco Paixao, który wykorzystał fatalny błąd Guilherme i znalazł się w sytuacji sam na sam z Arkadiuszem Malarzem, ale pojedynek przegrał. W 69. minucie miał jeszcze jedną dobrą okazję, ale znowu górą był bramkarz Legii, który obronił jego "strzał" z bliska.

Dopiero na 20 minut przed końcem spotkania na boisku pojawił się Thibault Moulin, który w tym sezonie jest jednym z największych rozczarowań w Legii. Po odejściu Vadisa Odjidji-Ofoe ten zawodnik stracił chyba najwięcej. I to podobno jego chuligani po meczu w Poznaniu potraktowali najostrzej. W klubie podejrzewają, że słabszy okres Francuza może mieć związek z tajemniczymi ofertami z Belgii, które miał złożyć mu były pracownik klubu, w dniu meczu z Sheriffem Tiraspol.

Moulin teraz był odpowiedzią Jozaka na narastającą presję gdańskiej Lechii. Legia grała po prostu słabo, nie była w stanie stworzyć zagrożenia pod bramką gości. Zaś Moulina kilka osób jeszcze pamięta jako piłkarza, który jest świetny w destrukcji i potrafi też stworzyć sytuację kolegom. Niewiele brakowało, a w 87. minucie strzeliłby gola. Wyszedł do świetnego dośrodkowania najlepszego piłkarza meczu, Michała Kucharczyka, ale jego strzał głową cudownie obronił Kuciak.

Kilka minut wcześniej blisko wyrównania był były legionista, Rafał Wolski, jednak jego uderzenie z dystansu minimalnie minęło słupek.

Trudno powiedzieć, że Legia po fatalnym okresie wraca na właściwy tor. Nie był to wielki mecz w wykonaniu mistrzów Polski. Jeśli jednak są takie momenty, że trzeba powiedzieć "liczą się tylko punkty", to był właśnie jeden z nich.

Legia Warszawa - Lechia Gdańsk 1:0 (1:0)
1:0 Niezgoda 8'

Legia: Malarz - Broź, Pazdan, Astiz, Hlousek - Jodłowiec, Mączyński (70. Moulin) - Guilherme (83. Kopczyński), Hamalainen (60. Berto), Kucharczyk - Niezgoda

Lechia: Kuciak - Mato, Nalepa, Augustyn, Wawrzyniak (46. Nunes) - Sławczew, Łukasik (85.Krasić) - Flavio Paixao, Rafał Wolski, Lewandowski (62. Joao Oliveira) - Marco Paixao.

Widzów: 18574

Sędziował: Daniel Stefański (Bydgoszcz)

Kartki: Astiz, Hidelberto - Łukasik, Kuciak

Czy Legia Warszawa zostanie mistrzem Polski w 2018 roku?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×