Maciej Skorża (trener Wisły): Byliśmy bardzo mocno zmotywowani wczorajszymi wynikami drużyn z czołówki tabeli. Czuliśmy, że możemy mieć mniejszą stratę do lidera, niż po poprzedniej kolejce. W tej sytuacji naszym celem mogło być tylko zwycięstwo. Ciężko nam ono przyszło, ale ja się cieszę przede wszystkim z pierwszej połowy, w której graliśmy tak jak sobie założyliśmy w szatni. Mieliśmy przewagę, stwarzaliśmy sobie sytuacje. Mogliśmy prowadzić wyżej i spokojnie kontrolować mecz. Cieszę się, że Marcelo dobrze się zachował po stałym fragmencie gry i zdobył piękną bramkę głową. W drugiej połowie Arka zagrała już dużo lepiej. Napsuli nam sporo krwi - szczególnie przy stałych fragmentach gry. Po jednym z nich, tylko kapitalna interwencja Mariusza Pawełka uratowała nas od utraty gola. My próbowaliśmy grać bardziej z kontry, chociaż nie takie były założenia - po prostu tak ułożyła się gra, gdy Arka mocniej przeszła do ataku. My absolutnie nie chcieliśmy się aż tak cofnąć. Mieliśmy dobre wyjścia z kontrami, gdzie zabrakło tylko ostatniego podania i zimnej krwi. Suma sumarum wywozimy trzy punkty z bardzo trudnego terenu i czekamy na to, co teraz przyniosą kolejne kolejki. Przed nami mecz z Górnikiem Zabrze, czyli kolejną drużyną, która broni się przed spadkiem. Na pewno będzie to dla nas ciężka przeprawa. Jeśli chodzi o powrót do gry Pawła Brożka - to na pewno to nie jest jeszcze ten Paweł, do którego wszyscy się przyzwyczaili. W każdym kolejnym meczu będę mu dawał w mniejszym lub większym wymiarze czasowym możliwość powrotu do formy. On może tylko grą i meczami wrócić na właściwe tory.
Marek Chojnacki (trener Arki): Przykro, że w debiucie przegraliśmy na własnym boisku, w bardzo ważnym spotkaniu. Po zawodnikach było widać jak są sparaliżowani w pierwszych 45 minutach. Do momentu straconej bramki wyglądało to tak, jak byśmy sami zachęcali i prosili Wisłę, by jak najszybciej strzeliła nam bramkę - to wtedy dopiero zaczniemy grać w piłkę. Tak się po prostu nie da, z nożem na gardle nie można być tak biernym. Zagraliśmy złe spotkanie, zwłaszcza w pierwej połowie. Potem Wisła też kontrolowała przebieg spotkania, a my coś tam próbowaliśmy, ale mieliśmy za mało atutów. Praktycznie wszystkie groźniejsze sytuacje stworzyliśmy sobie tylko po stałych fragmentach gry. Nie wypracowaliśmy żadnej płynnej akcji, dlatego mecz nie był wielkim widowiskiem. Gra była szarpana i była to nasza "zasługa", bo Wisła próbowała grać piłką i wybijać nas z uderzenia. Z drugiej połowy płynie przynajmniej jakiś optymizm. Mnie martwi tylko jedna rzecz - nie mam praktycznie czasu, żeby popracować z tym zespołem, bo gramy teraz co trzy dni. Ze Śląskiem spotkamy się trzy razy z rzędu. Możemy tylko ciężko pracować, pracować i jeszcze raz pracować. Może to przyniesie jakieś efekty?