Kibice Wisły Kraków zgotują piekło Krzysztofowi Mączyńskiemu. W przeszłości pokazali, że nie cofną się przed niczym

Kibice Wisły Kraków potrafią zgotować rywalom istne piekło na ziemi. Podczas niedzielnego meczu z Legią Warszawa fani Białej Gwiazdy wezmą na cel Krzysztofa Mączyńskiego, który w jednej chwili z ich idola stał się niegodnym podania ręki zdrajcą.

Maciej Kmita
Maciej Kmita
Krzysztof Mączyński WP SportoweFakty / Mateusz Czarnecki / Na zdjęciu: Krzysztof Mączyński
Latem Krzysztof Mączyński wbił kibicom Wisły nóż prosto w serce. Reprezentant Polski skusił się na ofertę warszawian i został bohaterem jednego z najgłośniejszych transferów w historii ekstraklasy.

Już samo odejście wychowanka Białej Gwiazdy byłoby dla kibiców 13-krotnych mistrzów Polski mocnym ciosem, a jego przenosiny akurat na Łazienkowską 3 zabolały ich jeszcze bardziej.

Za Cupiała nie do pomyślenia

Rozgoryczenie fanów krakowskiego klubu było jednak do pewnego stopnia zrozumiałe, bo w miesiącach poprzedzających transfer Mączyński składał obietnice bez pokrycia, zapewniając, że zostanie w Wiśle i przekonując, że jeśli odejdzie, to na pewno nie do Legii. Reprezentant Polski boleśnie przekonał się, że granica między miłością a nienawiścią jest bardzo cienka. Po jednej decyzji stał się przy Reymonta 22 wrogiem publicznym numer jeden, a "Zdrajca" to najłagodniejsze ze sformułowań, które pojawiały się obok jego nazwiska.


Strata Mączyńskiego zabolała kibiców Białej Gwiazdy tym bardziej że aktualny reprezentant Polski był swoistą wizytówką klubu i łącznikiem między obecną Wisły a złotą erą Bogusława Cupiała. Wtedy przy Reymonta 22 występowali najlepsi zawodnicy ekstraklasy. Na przełomie tysiącleci Wisła była tym "klubem, któremu się nie odmawia". Dziś jedynym takim miejscem w Polsce jest Łazienkowska 3, a kibicom Białej Gwiazdy wciąż trudno pogodzić się z tym faktem.

Przejście Mączyńskiego z Wisły do Legii to bez wątpienia jedno z największych transferowych wydarzeń w dziejach ekstraklasy. Nie dość, że warszawianie ściągnęli do siebie etatowego reprezentanta Polski, to jeszcze wykupili go z Białej Gwiazdy. To też moment przełomowy w historii najnowszej polskiej piłki. Gdy Wisłą rządził wspomniany Cupiał (1997-2016), nie do pomyślenia był transfer na linii Kraków-Warszawa. Były właściciel Białej Gwiazdy miał kilka naczelnych zasad, których nie łamał. Nawet jeśli w schyłkowym okresie porzucił tę o niezatrudnianiu osób zamieszanych w korupcję, angażując Dariusz Wdowczyk, to zakazowi robienia interesów z Legią - największym rywalem jego klubu - był wierny do samego końca.
Przez cały okres swoich rządów Cupiał nie dobił żadnego targu z Legią.

ZOBACZ WIDEO Działo się w Lipsku! Piękny gol Sabitzera. Zobacz skrót meczu RB - VfB Stuttgart [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Marcin Jałocha, Warszawa Marcina kocha

Transfer Mączyńskiego był pierwszą taką transakcją między tymi klubami od 24 lat. Ostatnim zawodnikiem, którego Wisła sprzedała Legii, był w 1993 roku Marcin Jałocha. W przerwie zimowej sezonu 1992/1993 stołeczny klub zwrócił się do ledwo wiążącej koniec z końcem Białej Gwiazdy z ofertą kupna utalentowanego 22-latka, który pół roku wcześniej wywalczył na Igrzyskach Olimpijskich w Barcelonie srebrny medal. Propozycja Legii została przy Reymonta 22 przyjęta z dużym entuzjazmem, bowiem sprzedaż młodego reprezentanta kraju zapewniła Wiśle środki na przetrwanie. Biała Gwiazda była wówczas co najwyżej ligowym średniakiem, a Legia montowała "drużynę marzeń", która dwa lata później awansowała do Ligi Mistrzów.

- Prezes Wisły zakomunikował mi, że Legia złożyła ofertę korzystną zarówno dla klubu, jak i dla mnie. To była trudna decyzja do podjęcia - mówi nam Jałocha, dodając: - W tamtym czasie przejście z Wisły do Legii nie było takim wydarzeniem jak teraz, ale miałem 22 lata i zostawiałem w Krakowie wszystkich bliskich. Wisła jednak dobrze na mnie zarobiła i mogła związać koniec z końcem, a ja mogłem się rozwijać i walczyć o tytuły.

Kibice Wisły nie zareagowali na sprzedaż Jałochy tak histerycznie jak trzy lata wcześniej na odejście Kazimierza Moskala do Lecha Poznań. Ze stratą Moskala nie mogli się pogodzić i urządzali manifestacje, a odejście Jałochy przyjęli ze zrozumieniem. Pracowity pomocnik nadal był ciepło witany przy Reymonta 22, a fani Legii błyskawicznie go zaakceptowali i obdarzyli sympatią. Podczas meczów z "Żylety" niosło się "Marcin Jałocha, Warszawa Marcina kocha".

Jałocha nie ukrywa, że Mączyński na taką wyrozumiałość nie będzie mógł liczyć. - Nie wiem, co wymyślą kibice Wisły, ale jedno jest pewne: nie przyjmą go z otwartymi ramionami. Mam tylko nadzieję, że odbędzie się to w granicach rozsądku. Odejście Krzyśka do Legii wzburzyło kibiców Wisły. On sam dolał oliwy do ognia, mówiąc, że zostanie w klubie. Czasem lepiej ugryźć się w język i nie składać takich deklaracji. Gdyby nie te słowa, to odbiór tego transferu byłby na pewno inny. Choć z drugiej strony dziś trudno o piłkarzy wiernych jednym barwom. Na coś takiego mogą sobie pozwolić tylko zawodnicy, którzy grają w największych europejskich klubach. W polskich realiach to dziś niemożliwe.

18-krotny reprezentant Polski twierdzi, że o decyzji Mączyńskiego przesądziła przede wszystkim sportowa ambicja: - Znam go i wiem, że gdyby miał dobrą ofertę z zagranicznego klubu, to skorzystałby z niej, a nie wybierał Legię. Jest reprezentantem kraju, grał na mistrzostwach Europy i zagra na mistrzostwach świata, ale jeszcze nigdy nie walczył o mistrzostwo Polski i nie występował w europejskich pucharach. Wybrał Legię, by tego spróbować. Nie można robić z niego złego człowieka tylko dlatego, że przeniósł się do Legii.

Czy nienawiść kibiców Wisły Kraków wobec Krzysztofa Mączyńskiego jest zrozumiała?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×