Arkadiusz Milik: Niektórym brakuje mobilizacji, motywacji, umiejętności. Mnie na razie brakuje zdrowia

Paweł Kapusta
Paweł Kapusta

Ma pan jakiś biznes, który przynosi panu dobre pieniądze poza piłką?

Jeszcze nie, zbyt krótko się tym zajmuję.

Gdyby dziś musiał pan zakończyć karierę, nie musiałby się pan martwić do końca życia o przyszłość?

Zależy, o życiu na jakim poziomie mówimy. Koby Bryant powiedział kiedyś: "chcę być zapamiętany jako inwestor, a nie koszykarz". Zapadło mi to w pamięć. Nie zgodziłem się z tym, bo wiadomo, że będzie przede wszystkim pamiętany z gry w koszykówkę. Chodziło jednak o to, że masz pieniądze, które zarobiłeś w trakcie kariery, ale z drugiej strony wyznaczyłeś sobie wymagania wobec życia na wysokim poziomie. Zarabiając duże pieniądze, masz duże potrzeby. Klucz to utrzymanie standardu. Na takie życie może nie wystarczyć pieniędzy uzbieranych podczas kariery, bo wiadomo, że przy dużych wymaganiach kiedyś uzbieranych pieniędzy może zabraknąć. Coś trzeba robić, mieć pomysł.

Trener Nawałka trzymał w Zabrzu szatnię krótko, bywał bardzo ostry. Gdy mu się coś nie spodobało, nawet nie musiał tego mówić. Wszyscy widzieli to po jego twarzy. A gdy to następowało, lepiej było się chować po kątach w szatni. Poza tym - byłem wtedy bardzo młody. Przyszedłem z juniorów, inaczej to przeżywałem, niż doświadczeni ligowcy. Oni może do pewnych spraw podchodzili bardziej na luzie, z uśmiechem, a ja siedziałem z boku i nie wiedziałem, czy śmiać się jak reszta, czy lepiej chować się w toalecie.


Duży procent piłkarzy Premier League kilka lat po zakończeniu kariery jest bankrutami.

Ja nie będę miał z tym problemu.

Skąd ta pewność?

To już nie kwestia inwestycji tylko wychowania. Nie jestem osobą, która rozwala pieniądze na prawo i lewo. Oczywiście, nie chowam wszystkiego do skarpety albo pod łóżko. Mam 23 lata. Różne scenariusze życie pisze. A może za moment stanie się coś złego i już w ogóle nie będę mógł wydać tych pieniędzy? Człowiek chce żyć, chce się bawić, coś sobie kupić. Trzeba mieć jednak głowę na karku, zdawać sobie sprawę, że życie nie trwa dwa lata.

Zdarzyło się kiedyś, że ktoś musiał pana ściągnąć na ziemię, bo zaczął pan odfruwać? Że zaczęła tryskać woda sodowa z uszu?

Staram się wyciągnąć ze swojej kariery maksa. Pracować tak, żeby za 10 lat powiedzieć: zrobiłem wszystko, aby dotrzeć na samą górę. A gdzie się zatrzymam - to inna sprawa. Chodzi o to, żeby nie mieć do siebie żadnych pretensji. Czasem zdarzały się momenty, w których albo sam się orientowałem, że nie daję z siebie stu procent, albo ktoś z boku mi to mówił. Ale to nie była woda sodowa.

Kto panu o tym mówił?

Po meczu z Gibraltarem w eliminacjach mistrzostw Europy miałem taką rozmowę z trenerem Adamem Nawałką. Nie chodziło o sodówkę, ale o to, że nie grałem na sto procent. A każdy z nas wie, że jeśli chcesz zrobić postęp, grać w najlepszych klubach w Europie i reprezentacji, musisz za każdym razem trenować i grać z pełnym zaangażowaniem.

Adam Nawałka wyciągnął wtedy do pana rękę. Nie grał pan w Ajaksie, ale dostał powołanie i zagrał w kadrze.

W pierwszym sezonie w Ajaksie raz grałem, raz nie. Później było już z górki. Ale wracając jeszcze do "sody"... W moim najbliższym otoczeniu od najmłodszych lat miałem ludzi, którzy bardzo mi pomagali, również w tym temacie. Gdy dostrzegali najmniejsze sygnały, była szybka reakcja. Taką osobą był między innymi mój trener z młodzieżowych zespołów Rozwoju Katowice, Sławek Mogilan. Obracał takie sytuacje w żart, ale pokazywał też negatywne przykłady, mówił, jak mamy się nie zachowywać.

Pytam o to, bo zastanawiam się: jak nie zwariować, gdy w wieku 22 lat wielki klub wydaje na ciebie ponad 30 milionów euro, jest się jedną z gwiazd reprezentacji.

Nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Tuż po transferze do Napoli byłem bardzo podekscytowany, że znalazłem się w takiej sytuacji. Zmieniłem klub z dużego europejskiego na ogromny, mający wielkie cele. Zresztą ja zawsze zmieniając kluby odczuwałem sporą różnicę na plus, bo wszystkie transfery to były zmiany na lepsze. Idąc z Leverkusen do Augsburga szukałem gry. Gdy szedłem z Augsburga do Ajaksu, a później z Amsterdamu do Neapolu, czułem rosnącą jakość. To sprawiało mi wielką satysfakcję. Wielką radość, gdy dostawałem piłę, strzelałem, wpadało...

I nie było sytuacji, że zmieniając klub ze słabszego na silniejszy, musiał się pan długo przystosowywać.

Na początku w Amsterdamie brakowało mi ogrania, bo wcześniej nie występowałem regularnie. Gdy to przyszło, stałem się tam ważną postacią. Później grałem wszystko. W Napoli zaczęło się naprawdę dobrze. I dlatego tym bardziej przykro mi, że przytrafiła mi się kontuzja. Kto wie, czy nie byłbym teraz w zupełnie innym miejscu kariery. Z perspektywy czasu, gdy przypominam sobie strzelane na początku przygody w Napoli gole, robi mi się smutno. Z drugiej strony wszystko jest wciąż przede mną. Nie mam 33 lat, tylko 23. Najważniejsze, to się wyleczyć. Niektórym czasem brakuje mobilizacji, motywacji, umiejętności. Mi brakuje zdrowia. Wierzę jednak, że w życiu w pewnym momencie zawsze wszystko się wyrównuje. Po burzy zawsze wychodzi słońce.

Czuje się pan gwiazdą?

Nie.

A to ciekawe... Wyjdźmy w takim razie na miasto.

Ale Neapol to specyficzne miejsce...

To wyjdźmy w centrum Katowic.

W Katowicach jest o wiele spokojniej. W Katowicach mogę normalnie przejść ulicą, tutaj jest to niemożliwe. Neapol pod względem miłości do piłki nożnej jest niesamowity. Nie wiem, jak jest w Argentynie czy Brazylii, ale myślę, że nie ma drugiego takiego miejsca na ziemi, jak Neapol. Ludzie futbol traktują tu jak religię, to jest odczuwalne. Zdarza się, że zanim pokonam 50-metrowy odcinek między samochodem a drzwiami restauracji, muszę sobie zrobić sporo zdjęć i rozdać trochę autografów. O spacerku wśród palm nie ma nawet mowy. Odkąd trafiłem do Napoli, jeszcze nigdy nie dotarłem do ścisłego centrum miasta. Postanowiłem sobie jednak, że jak już lepiej będzie z moją nogą, w końcu się tam wybiorę. Ale żebym nie został źle zrozumiany. Nie narzekam, to mobilizujące i przyjemne, gdy ludzie udzielają ci wsparcia na ulicy.

Dlatego mieszka pan kilkadziesiąt kilometrów od miasta, z dala od tego szaleństwa?

Niedaleko mojego domu jest baza treningowa, dojazd zajmuje mi kilkanaście minut. To bardzo wygodne. Na początku mieszkałem w hotelu, później przeniosłem do domu, w którym teraz jesteśmy. Miał być tylko na jakiś czas, ale spodobało mi się tutaj. Poza tym rzeczywiście, życie toczy się tu spokojniej. Jest cisza, nie ma takiego tempa. Jakieś trzy kilometry od mojego domu jest plaża, na którą czasem jeździmy. W sezonie jest tam sporo ludzi, ale teraz, po sezonie, jest przyjemnie.

Brak życia prywatnego - nie denerwuje to pana?

Wszystko ma swoje plusy i minusy. Robię to, co kocham. Gram w piłkę, spełniam swoje marzenia z dzieciństwa. Gdy wskakujesz na taki poziom i grasz dla takiego klubu jak SSC Napoli, musisz się liczyć z wieloma rzeczami. Że wszyscy dookoła - trenerzy, prezesi, kibice - mają wobec ciebie duże wymagania. Że stajesz się rozpoznawalny, że kibice chcą sobie z tobą zrobić zdjęcie, dostać autograf, zamienić z tobą kilka słów. Nie można mieć wszystkiego - grać w wielkim klubie, zarabiać dużych pieniędzy, a jednocześnie zachować prywatność tak, jak w czasach występów w mniejszym klubie.

Na kolejnej stronie przeczytasz między innymi, dlaczego Arkadiusz Milik czuł strach przed Adamem Nawałką, skąd wzięła się u piłkarza znakomicie ułożona, lewa noga oraz o tym, czego możemy wymagać od reprezentacji Polski na mistrzostwach świata w Rosji.

Czy Arek Milik wróci do najwyższej dyspozycji jeszcze przed mistrzostwami świata w Rosji?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×