Dariusz Tuzimek: Lubimy wykąpać trenerów w szambie (felieton)

Macieja Skorża w ostatnich tygodniach przed zwolnieniem z Pogoni wyglądał na osobę zamroczoną i zdrętwiałą stresem. W piątek odbył jeszcze podróż na mecz ze Śląskiem do Wrocławia, ale było to już coś w rodzaju "lotu skazańca".

Dariusz Tuzimek
Dariusz Tuzimek
Maciej Skorża / Na zdjęciu: Maciej Skorża
Po 0:3 uciekł z konferencji, nie czekając na pytania dziennikarzy. Nawet się nie dziwię. Nie mam też pretensji. Po prostu nie wytrzymał. Ludzka rzecz.

Tego samego wieczora zobaczyłem innego trenera, którego oblicze było skute stresem. Nenada Bjelicy nikt z Lecha jeszcze nie zwalnia, ale i tak presja i błędy sędziów doprowadziły go do emocjonalnej krawędzi. Zobaczyłem człowieka pokrzywdzonego i zrozpaczonego, który - jak dzikie zwierzę gdy wpadnie w sidła - szarpie się, krwawi i kąsa. Momentami kogo popadnie, na oślep.

Nawet się nie zdziwiłem, że ledwo Chorwat skończył w telewizji swoją nierówną walkę z VAR-em, już w sieci zrobiono z niego wariata. Ot jeszcze jeden pieniacz, któremu przepaliły się bezpieczniki. Mało kto chciał wtedy widzieć w Bjelicy kogoś, kto emocjonalnie nie wytrzymał, bo został "wymaglowany" przez system, który w czterech kolejnych meczach pomylił się na niekorzyść Lecha.

Ludzie są różni. Jedni wybuchają jak Bjelica albo Michał Probierz, inni łapią się za serce i muszą mecz własnej drużyny oglądać w szatni jak Piotr Nowak. Jeszcze inni duszą emocje w sobie, choć i tak na zewnątrz widać, że coś potwornego zżera ich od środka. Skorża i Jacek Magiera to przykłady z ostatnich tygodni. Jak reagują naprawdę, wiedzą tylko ich najbliżsi, którzy doświadczają tego "meczu" ze stresem w swoich domach. Jakim kosztem? Możemy się tylko domyślać.

ZOBACZ WIDEO: Ogromny błąd rywala dał bramkę Napoli, Zieliński blisko trafienia. Zobacz skrót [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Dawni ulubieńcy mediów Skorża i Bjelica są dziś rozgniatani na miazgę. Trener Legii Romeo Jozak, też do niedawna flekowany brutalnie, powoli idzie w górę. Wygrywasz, to jesteś dobry, przegrywasz, to się nie nadajesz. Opinie kibiców są bezlitosne i emocjonalne, dalekie od roztropności i umiaru. Internetowy "głos ludu" nie bierze jeńców. Gdyby go słuchać, okazałoby się, że dobrych trenerów nie ma w ogóle.

Zresztą na bycie dobrym trenerem nie ma wzoru matematycznego. To taka profesja, w której szlachectwo nie jest dane raz na zawsze. Trzeba je ciągle, na bieżąco potwierdzać. Nie masz wyników? Od razu pojawiają się wątpliwości co do twoich kwalifikacji zawodowych. Internetowi trolle "przeciągną" cię po łożu tortur bez miłosierdzia. A że miałeś kiedyś sukcesy? Kogo to obchodzi. Może zapomniałeś, jak się pracuje, może się zestarzałeś, wypaliłeś, brak ci motywacji? Giń, chamie! Wyrok wydają ci, którzy nic nie osiągnęli. Ani teraz, ani nigdy. I nawet na przyszłość nie rokują, bo zbyt dużo czasu zabiera im zajmowanie się życiem innych.

Egalitaryzm mediów społecznościowych, a w szczególności Twittera, ma to do siebie, że tu profesor nauk jest równy komuś, kto nie dał rady skończyć podstawówki. Ten drugi i tak czuje się pełnoprawnym uczestnikiem dyskusji. A gdy mu brakuje siły argumentów, to używa argumentu siły: krzyczy w tweetach głośniej, bardziej dosadnie, wali po chamsku. Najczęściej anonimowo. Dawniej anonimowo mógł co najwyżej cyrklem wyskrobać napis na drzwiach od kibla, dzisiaj - w epoce digitalu - złym słowem infekuje całą sieć. I ma chorą satysfakcję.

A jedyną - i najłatwiejszą - reakcją świata ludzi normalnych jest wzruszenie ramionami i rada do pokrzywdzonego: "olej to". Tolerujemy, bagatelizujemy i relatywizujemy chamstwo na Twitterze: "to tylko zabawa", "to żarty", "to tylko prywatne opinie", "trzeba mieć dystans do sobie".

A może najpierw trzeba mieć szacunek do siebie i innych ludzi? Nie obrażać, ale i nie pozwalać się obrażać. Ale to trudne, bo angażuje, bo zmusza do pływania w tym szambie.

Nam Polakom w ostatnich latach udało się zszargać wszystkie trenerskie autorytety w kraju. Z żywych nie ostał się nikt. Pewnie gdyby żył Kazimierz Górski, to i jemu dostałoby się po głowie pałą od jakiegoś twitterowego jaskiniowca.

Bo nie oszczędza się nikogo. Nawet z Antoniego Piechniczka - który dwa razy wprowadził reprezentację Polski na mundial i raz przywiózł medal z mistrzostw świata - udało się zrobić nieudacznika. O innych nie wspomnę, bo przecież nie mieli nawet połowy jego sukcesów, więc gawiedź "kamionowała" ich wyjątkowo łatwo. A trenerzy sami dostarczali pretekstów, bo przecież jest taki rywal, z którym przegrywa każdy szkoleniowiec: czas.

Zawsze przychodzi taki moment - nawet po wielkich sukcesach - że noga się powinie. A wtedy nieważne, kim był, co zrobił, jakie miał osiągnięcia - dla oszalałych trolli staje się zerem. A oni koniecznie muszą mu o tym powiedzieć.

Cywilizacja ludzi sfrustrowanych, jaką właśnie zbudowaliśmy, nie jest w stanie się przed tym hejtem bronić. Nie umie go zabraniać, ograniczać, kasować, karać. Umie tylko bagatelizować lub odpowiadać na agresję agresją. Innych metod nie ma. Bo dla mnie zablokowanie trolla, to jak wyrzucenie z harcerstwa. Słabo, jak na XXI wiek, prawda?

Ostatnio przeczytałem, co mówi na ten temat minister cyfryzacji Anna Streżyńska: gorąco wierzymy w prawo do wolności słowa i to jego właśnie chcemy chronić. Wolność zaś limitowana jest krzywdą innych ludzi (mowa nienawiści) lub rozróżnianiem prawdy od fałszu (fake news), ponieważ wolność słowa nie jest jedyną chronioną wartością: jest nią także prawda, godność ludzka, czy demokracja, często manipulowana fałszywymi przekazami.

Mądre słowa. Może więc ktoś, gdzieś, kiedyś… A na razie, póki można "napisy z kibla" puszczane są beztrosko w obieg, śmiało… Hulaj dusza, piekła nie ma.

Dariusz Tuzimek
Futbolfejs.pl

Przeczytaj pozostałe teksty tego autora

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×