Otwarcie zmodernizowanego stadionu "Łużniki" w Moskwie wyglądało wspaniale: Lionel Messi na boisku, rekordowa frekwencja, piękne zdjęcia. Było cudownie: aż zabrzmiał ostatni gwizdek. Wtedy zaczęły się wielkie problemy organizacyjne. Po meczu kibice, zwłaszcza ci z najwyższej trybuny, nie mogli opuścić stadionu. Wielu twierdzi, że czekanie trwało kilkadziesiąt minut.
Wynikało to m. in. z zatłoczenia w pobliżu stacji metra "Sportowa" i stacji MZK "Łużniki" - wejście zostało zakorkowane. Na ulicy utworzyły się ogromne kolejki. W sumie wyjście ze stadionu zajęło od półtorej do dwóch godzin. Swoje oburzenie wyrażali głośno nie tylko kibice, ale i rosyjscy dziennikarze i znani sportowcy.
- Poczułem się, jakbym został uwięziony na "Łużnikach" - napisał na koncie społecznościowym Instagram dwukrotny mistrz olimpijski w łyżwiarstwie figurowym Maksim Trankow. - Po meczu znalazłem się w korytarzu, który utworzyli ludzie w mundurach i konie. Powoli szliśmy do wyjścia. Było dużo dzieci i starszych osób. Przez półtorej godziny staliśmy w listopadowym deszczu przy temperaturze 5 stopni. To wstyd i hańba dla nas Rosjan, zwłaszcza przed zagranicznymi gośćmi. Taki football nie jest nam potrzebny.
Długo o meczu Rosja - Argentyna nie zapomni komentator "Match TV". - Świństwo po rosyjsku przy wyjściu ze spotkania przedłuża się. Kobiet i dzieci z wyższych trybun nie wypuszczają już od kilkudziesięciu minut - relacjonował Dmitrij Gubeniczew. - Tak samo będziemy robić podczas mistrzostw świata?! To hańba! To nie są środki bezpieczeństwa, a kpina z kibiców. Jest cholernie zimno. Dzieci płaczą. Matki i ojcowie ogrzewają je swoimi ubraniami. Nigdzie na świecie nie ma czegoś podobnego. Niech żyje organizacja meczu Rosja - Argentyna!
ZOBACZ WIDEO: Jarosław Jach: Specjalnie przygotowywałem się na Cavaniego
W tym czasie dziennikarz nie wiedział, że na stadionie przyjdzie mu spędzić jeszcze kilkadziesiąt minut, a na ulicy marzną i poniżane są tysiące ludzi. - Nikt niczego nam nie wyjaśniał, po prostu gnali nas przez korytarze - opowiadał portalowi "championat.com" jeden z kibiców. - Poziom organizacji to dno. Przez dwie godziny ludzie nie mogli bezpiecznie pojechać do domu. Wszędzie pełno mundurowych i policji konnej: wszystko według starej, rosyjskiej tradycji. To, co wydarzyło się zaraz po meczu, było przerażające. Trudno to sobie wyobrazić.
- Nie zostało nic z pięknej atmosfery, jaka towarzyszyła nam podczas Pucharu Konfederacji 2017. Wszędzie mundurowi na koniach i kolejki - napisał portal "sports.ru". - Przyjechał do nas Messi, a kibice będą kojarzyć jego wizytę tylko z zapachem końskiej gnojówki i nawoływaniami z megafonów: "Prosimy zachować spokój".
Organizatorzy, działacze i politycy, którzy wypełnili trybunę dla VIP-ów początkowo zupełnie ignorowali falę wściekłości i niedowierzanie, jak przetoczyła się zaraz po meczu w internecie. Niektórzy ogłaszali nawet organizacyjny sukces. W końcu jednak uznano, że nie uda się zatamować fali oburzenia. Przeprosiny wystosował sam Witalij Mutko.
- Przepraszamy za niedogodności, które powstały po zakończeniu spotkania - powiedział Mutko. - Komitet organizacyjny mistrzostw świata z pewnością pozna opinie wszystkich widzów i fanów, którzy przybyli na ten mecz. To poważne zadanie. Obowiązkowo przeanalizujemy wszystkie wiadomości zamieszczone na kontach społecznościowych. W tym przypadku organizacją zajmowały się same "Łużniki", ale pamiętajmy, że to praktycznie nowy stadion, nowa logistyka. Zrobimy wszystko, by udział w meczach mistrzostw świata, był jak najbardziej komfortowy dla wszystkich.
Dmitrij Guberniczew, który jest również jednym z posłów mistrzostw świata 2018, stwierdził, że przed organizatorami jeszcze długa droga. - Zdecydowałem się przeprowadzić inspekcję i poszedłem na ten mecz. Byłem zaskoczony i przygnębiony - powiedział w rozmowie z "championat.com". - Miałem wrażenie, że po przebudowie "Łużników" zastosujemy międzynarodowe standardy. Okazało się jednak, że coś poszło nie tak.