Gra biało-czerwonych nie kleiła się ani przodu, ani z tyłu. W 13. minucie wykorzystał to Raul Jimenez. Po serii błędów naszej drużyny huknął z woleja z kilku metrów i nie dał szans Wojciechowi Szczęsnemu.
Jeżeli twoi kibice nagradzają brawami wybicia rywala w aut, to wiedz, że coś jest nie tak. W poniedziałkowy wieczór mogliśmy cieszyć się jedynie z małych rzeczy. Wróć - bardzo małych, bo w zasadzie głównie z pomyłek piłkarzy z Meksyku. Sami nie byliśmy w stanie nic ciekawego zaoferować - w pierwszej połowie Polacy tyko raz groźnie zaatakowali. Maciej Makuszewski podał w tempo do Macieja Rybusa w pole karne, ten przytomnie wycofał piłkę do Piotra Zielińskiego, ale najlepszy technicznie piłkarz naszej kadry kopnął fatalnie, nad poprzeczką.
Ta akcja mogła przynieść nam wyrównanie. Wtedy już przegrywaliśmy, po mocnym uderzeniu Jimeneza. Javiera Aquino nie dogonił najpierw Tomasz Kędziora, Karol Linetty się potknął, a Thiago Cionek źle wybił piłkę. W naszym polu karnym zrobiło się jak w grze "fliper", Jimenez był czujny i pokonał Szczęsnego.
W Gdańsku było zimno, nudno i cicho. Kibice musieli urozmaicać sobie czas robiąc "meksykańską falę", czasem trochę pobuczeli i pogwizdali, ale generalnie mogli poczuć się jak w przypadku genialnie promowanego spektaklu, który okazał się kompletnym niewypałem. Na deski wyszli głównie aktorzy drugoplanowi, którzy jeszcze niezbyt dokładnie nauczyli się swoich ról. Widownia długo była cierpliwa, nie rzucała popcornem, wyczekiwała zwrotu akcji, w której jeden z bohaterów pokaże to, co dobrze wychodziło mu na próbach. Niestety udawało się to tylko przy pustych krzesełkach.
ZOBACZ WIDEO: Marek Saganowski wspomina grę z Arturem Borucem: Nie ma meczu, w którym zawiódł
Brakowało nam zrywu, aktywny Makuszewski nie miał wsparcia, Krzysztof Mączyński starał się zagrać piłkę za plecy obrońców do Jakuba Świerczoka, ale napastnik Zagłębia Lubin szybko przekonał się, że gra na stadionie w Gdańsku to jednak nie to samo co przeciwko Lechii. Z Meksykiem zaprezentował się jak z Urugwajem: był stremowany i myślał za wolno.
Nawet trudno wymienić groźne sytuacje naszej drużyny. Najbliżej wyrównania był w 57. minucie Rybus. Piłkarz Lokomotiwu Moskwa oddał strzał z kilku metrów, ale nawet wtedy Jose Corona był lepszy. I to by było na tyle. Nic więcej zawodnicy Nawałki nie zaprezentowali, ze sceny schodzili bez "bisu" i gorącego pożegnania z publicznością.
A goście pokazali, nam czym różni się gra w renomowanym teatrze od epizodów w szkolnych przedstawieniach. Piłkarze z Meksyku cieszyli oczy kibiców dokładną i efektowną wymianą podań, najczęściej na jeden, dwa kontakty. W pełni kontrolowali mecz, pokazali nad nami wyższość piłkarską. My mogliśmy im jedynie zaimponować ambicją i odbiorem, czyli absolutnymi podstawami.
Drugi na przestrzeni kilku dni mecz towarzyski uwypuklił jedynie, że biało-czerwona ławka rezerwowych jest bardzo krótka.
Polska - Meksyk 0:1 (0:1)
0:1 - Raul Jimenez 13'
Polska: Wojciech Szczęsny - Artur Jędrzejczyk (46. Paweł Wszołek), Thiago Cionek, Jarosław Jach - Tomasz Kędziora, Karol Linetty (62. Rafał Wolski), Krzysztof Mączyński, Maciej Rybus (83. Rafał Kurzawa) - Piotr Zieliński, Maciej Makuszewski (76. Jakub Błaszczykowski) - Jakub Świerczok (71. Mariusz Stępiński).
Meksyk: Jose Corona - Miguel Layun, Carlos Salcedo (46. Nestor Araujo), Hugo Ayala (46. Cesar Montes), Hector Moreno (63. Carlos Vela), Jesus Gallardo - Jonathan dos Santos (74. Omar Govea), Diego Reyes, Andres Guardado, Javier Aquino (46. Hirving Lozano) - Raul Jimenez (46. Oribe Peralta).
Sędziował: Oliver Drachta (Austria)
Widzów: 32 736 widzów
Nawałka dalej może tylko gdybać jak w takim ustawieniu wypadliby podstawowi grajkowie... Czytaj całość