Piotr Tomasik: Co pan powie na temat poziomu naszej ligi? Po kilku latach zagranicznych wojaży i pół roku gry w Jagiellonii zapewne wyrobił sobie pan jakąś opinię w tej kwestii.
Radosław Kałużny: Jest kilka zespołów, które grają naprawdę niezłą piłkę. Wisła jest zdecydowanie poza zasięgiem, potem mamy Legię, Bełchatów, Zagłębie Lubin, Górnik Zabrze i Koronę Kielce. Także tych drużyn już jest parę, ale jeśli pozostałe ekipy z dołu tabeli dorównają tym z górnej półki, poziom Orange Ekstraklasy jeszcze się podniesie. Do tego jednak jeszcze trochę brakuje, bo pierwszy zespół od ostatniego dzieli przepaść.
Wisła osiągnie długo wyczekiwany przez wszystkich europejski pułap?
- Ja im życzę tego, z całego serca. W Krakowie spędziłem trzy lata, nawiązałem wiele ciekawych znajomości, poznałem nowych przyjaciół i chciałbym, żeby ten klub odnosił sukcesy. Ciężko jest mi powiedzieć, jaka przyszłość czeka Białą Gwiazdę. Na pewno działacze pozyskali ciekawych piłkarzy, a teraz pozostaje nam czekać na efekty.
Wyjechał pan z kraju w 2001 roku i wrócił po sześciu latach. Jak bardzo zmienił się poziom naszej ligi przez ten długi okres czasu?
- Tak, jak już powiedziałem wcześniej, jest teraz kilka silnych zespołów. Kiedyś była Wisła Kraków i długo, długo nikt. Obecnie mamy sześć, siedem drużyn walczących o drugie miejsce. Moim zdaniem, Orange Ekstraklasa wcale nie jest taka słaba, jak się powszechnie mówi. Od mojego wyjazdu troszkę się zmieniło. Na lepsze oczywiście.
Jeśli polska liga zrobiła mały krok do przodu, to jaki krok zrobił cały europejski futbol? Milowy?
- Dokładnie tak myślę. Uważam też, że to wszystko jest kwestią pieniędzy. Na Zachodzie są bogaci sponsorzy, którzy inwestują wielkie sumy w kluby, pozyskują klasowych piłkarzy, a tym samym podnoszą poziom piłkarski drużyny i zarazem całej ligi. U nas na przyzwoite transfery stać jedynie Wisłę Kraków, Zagłębie Lubin czy GKS Bełchatów. Pozostałe kluby - nie ukrywajmy - są po prostu biedne. Tej czołówce pod względem finansowym powoli dorównuje Górnik Zabrze, który za rok, dwa powinien być jednym z głównych kandydatów do mistrzostwa Polski.
Ale jak klub ma znaleźć inwestora, skoro co chwilę któraś drużyna jest degradowana za korupcję? Nie brzydził się pan powrotu do upapranej brudnymi sprawami Orange Ekstraklasy?
- Nie, raczej nie. Ja też już miałem trochę dość tych zagranicznych wojaży i wiedziałem, że kiedyś przyjdzie czas, aby wrócić do kraju. Zdecydowałem się na to latem, mam za sobą rundę jesienną, a w piłkę chciałbym jeszcze pograć z jakieś dwa lata.
A potem?
- Zakończę karierę.
Ostatnio grał pan na Cyprze. To chyba nie jest wymarzony kierunek dla piłkarzy?
- Ja tam tylko pojechałem wygrzać kości. W dodatku stare (śmiech)... Po pewnym okresie występów na Wyspie Afrodyty doszedłem jednak do wniosku, że to był stracony czas.
A ten czas w Jagiellonii nie będzie stracony?
- Myślę, że nie.