Komisja Rozgrywek działająca przy Dolnośląskim Związku Piłki Nożnej usunęła w środę z rozgrywek A-klasy pięć klubów. Z ligi wyrzuceni zostali Zjednoczeni Łowęcice, Orla Korzeńsko, Sparta Wrocław, Wratislavia Wrocław oraz Korona Pęcz. Dlaczego? - Decyzja wynika z zapisów regulaminowych. Jest tam napisane wyraźnie: nieobecność dziecięcego zespołu na turniejach może skutkować usunięciem pierwszej drużyny z rozgrywek - mówi nam Andrzej Padewski, prezes DZPN i wiceprezes PZPN.
Regulamin rozgrywek DZPN mówi jasno: od klasy A wymaga się od klubów prowadzenia co najmniej jednego zespołu młodzieżowego. Decyzja wywołała jednak w sieci burzę. Wielu obserwatorów uważa, że nałożona kara jest zbyt surowa, bo mówimy przecież o rozgrywkach w stu procentach amatorskich, których głównym celem jest rekreacja.
- Zbyt surowa? Wcale tak nie uważam. Kluby wiedziały o grożących konsekwencjach, były ostrzegane. Poza tym na 270 klubów niemal wszystkie stworzyły młodzieżową drużynę. Dlaczego cztery kluby nie były w stanie tego zrobić i dlaczego mielibyśmy traktować je na specjalnych warunkach? - pyta Padewski i dodaje: - Po decyzji otrzymałem kilka telefonów z klubów, które dostosowały się do wymogów. Chwalili nas, mówili: jeśli my zakładamy dziecięce drużyny, ponosimy koszty zakupu strojów, ubezpieczeń, wyjazdów, to dlaczego inni mogliby tego nie robić? I ja się z nimi zgadzam.
Łukasz Zajm, prezes ukaranej Sparty Wrocław mówi, że klub będzie się odwoływał. Sparta to tegoroczny beniaminek, w czerwcu świętowała awans z wrocławskiej B klasy do klasy A. Mniej więcej w tym samym czasie Dolnośląski Związek Piłki Nożnej zatwierdził nowe zasady: każdy klub od A klasy w górę ma obowiązek prowadzenia chociaż jednej drużyny młodzieżowej. - Po uzyskaniu awansu było nam potwornie trudno znaleźć dzieci, mieliśmy na to mało czasu. We Wrocławiu jest cała masa szkółek, z którymi nie mamy szans konkurować. Mówiąc brzydko: aby spełnić warunki licencyjne, przygarnęliśmy wszystko, co się dało. W taki sposób początkowo mieliśmy młodzieżową drużynę złożoną z 10 dzieci - mówi Zajm i dodaje: - Dzieciaki się wykruszały, ostatecznie zostało siedem osób. Na wymagane turnieje próbowaliśmy jeździć, ale nie pozwalała nam na to frekwencja w drużynie.
ZOBACZ WIDEO: Polska sędzia robi furorę w zagranicznych mediach. "Niektórzy mi się oświadczają"
Padewski nie chce jednak słuchać takich tłumaczeń. - Dziś można wymyślać najróżniejsze tłumaczenia i jak widać, jest to robione. Jeśli chłopaki ze Sparty Wrocław mówią, że nie znaleźli pięciu dzieciaków do drużyny w całym Wrocławiu, to... Takie wyjaśnienia do mnie nie trafiają. Ludzie z wykluczonych klubów myśleli po prostu, że im się upiecze, że uda im się nas oszukać. A my dokładnie kontrolowaliśmy kwestię uczestnictwa w turniejach. Koordynatorzy z ramienia związku prowadzili listy. Jeśli teraz, mimo zapisów w regulaminie, związek przymknąłby na to oko, to co miałbym jako prezes powiedzieć koordynatorom turniejowym? Co miałbym powiedzieć wszystkim klubom, które spełniają wymogi? Że są równi i równiejsi?
Czy A-klasowcy muszą szkolić?
Teoretycznie to błahostka. Kto by się interesował losem amatorskich drużyn piłkarskich, kopiących się w najniższych, polskich ligach. W praktyce sprawa jest jednak ważna. Na poziomie A-klasy gra w Polsce tysiące zawodników, samych a-klasowych lig w naszym kraju jest 149. Uśredniając, tylko w A-klasach gra w Polsce około 30 tysięcy ludzi. Graczy chcących spędzić czas kopiąc piłkę ze znajomymi, rywalizując w lidze niemającej nic wspólnego z poważnym futbolem. Z drugiej jednak strony pojawiają się argumenty o konieczności rozwoju szkolenia młodzieży, czyli czegoś, bez czego polska piłka nigdy nie wyjdzie z drewnianych chatek.
- W C i B klasie nie ma u nas wymogu posiadania grup młodzieżowych. Kumple spotykają się tam w weekend, żeby pokopać piłkę i nikt im w tym nie przeszkadza. Jeśli jednak chcesz już robić awans, grać w coraz wyższych ligach, musisz się dostosować. Musisz się przygotować na to, że wymagania licencyjne będą coraz większe - zaznacza Padewski i dodaje: - Dzięki temu, że już od A-klasy kluby mają obowiązek posiadania młodzieżowego zespołu, mamy o wiele więcej grających w piłkę dzieci. Jako związek prowadzimy też obserwacje, wyławiamy talenty. Dzięki wymogom licencyjnym jest ich po prostu więcej.
Inne zdanie na ten temat ma Andrzej Gomołysek, jeden z trenerów Sparty Wrocław. - Umówmy się, szkolenie doraźne tworzone w takich klubach nigdy nie dorówna strukturom, które powstały specjalnie po to, by szkolić - uważa. - Poza tym w mniejszych miejscowościach jest problem z odpowiednią liczbą dzieci do grania. We Wrocławiu może i dzieci nie brakuje, ale umówmy się, kiedy ktoś ma do wyboru szkołę trenera "z nazwiskiem" lub coś naprędce stworzonego dla uzyskania licencji, to nie ma powodu, żeby przyjść do tego drugiego. Z otwartego naboru na pierwszy trening nie przyszedł do nas nikt, a włożyliśmy sporo sił i nakładów w promocję - dodaje trener.
- Dzwonił do mnie prezes klubu z Korzeńska, tak jak my wyrzuconego z ligi. U nich w szkole jest raptem kilka klas, do których chodzi po 5-6 dzieci. Na dodatek ich wieś leży niedaleko Żmigrodu, gdzie funkcjonuje świetna szkółka Piasta. Wszyscy wysyłają dzieci do Żmigrodu, a on zostaje z problemem nie do rozwiązania - mówi Zajm.
Zasada o bezwzględnej konieczności posiadania zespołu młodzieżowego już przez kluby A-klasy działa na Dolnym Śląsku od sezonu 2017/18. W poprzednim sezonie związek umożliwiał podpisywanie umów. Klub, który nie chciał tworzyć młodzieżowych grup, mógł porozumieć się w tej sprawie z innym. Podpisano 11 takich porozumień, z czego dziewięć swój finał znalazło w odpowiedniej komisji związkowej, bo kluby nie wywiązały się finansowo. - Zakazaliśmy więc takich praktyk - mówi Padewski.
Zajm: - Nie dość, że zostawiamy w związku co sezon kilka tysięcy złotych za to, że możemy po prostu pograć w piłkę, to na dodatek rzuca się nam kłody pod nogi.
Kluby odwołają się od decyzji, sprawę rozpatrzy Komisja Odwoławcza. - Nie mam wpływu na to, jakie decyzje tam zapadają. Wiem tylko, że jedno odwołanie już wpłynęło do związku. Napisano tam jedno zdanie: prosimy o złagodzenie kary. Zero argumentów. Zobaczymy, jak rozpatrzy to komisja odwoławcza.