- Wydaję mi się, że jesteśmy faworytami. Zespoły, które tu przyjeżdżają, wiedzą, że nie będą miały łatwego życia - mówił przed pierwszym gwizdkiem sędziego Bartosz Rymaniak. Kielczanie ostatnie sześć domowych pojedynków kończyli z kompletem punktów, mecz z Arką miał być kontynuacją tej passy.
Chociaż do stolicy woj. świętokrzyskiego zawitał lubiany przez miejscowych fanów Leszek Ojrzyński, twórca "bandy świrów", to o taryfie ulgowej nie było mowy. Od samego początku złocisto-krwiści przeważali, dochodząc do sytuacji strzeleckich - gorąco było m.in. po strzale głową Rymaniaka, ale Pavels Steinbors nie dał się zaskoczyć. Brak skuteczności nie zrażał ekipy Gino Lettieriego, chociaż był poważnym problemem.
Arkowcy z kolei dużo biegali - głównie za piłką, przeszkadzając budującym kolejne ataki kielczanom - nie odpuszczali, lecz wyraźnie byli nastawieni na kontrataki. Po jednym z nich, w 15. minucie, mogli wyjść na prowadzenie. Rafał Siemaszko dostał świetne podanie, ale uderzył tuż obok dalszego słupka. Równie mocno niezadowolony był w 33. minucie Elia Soriano. Kapitalnie zagrał "Ryman", znów jednak na posterunku był Steinbors, wygrywając pojedynek sam na sam.
Przyjezdni czyhali na swoją szansę, ciesząc się z rozregulowanych celowników koroniarzy i na przerwę to właśnie oni schodzili w lepszych nastrojach. Podanie z głębi pola, Maciej Gostomski ruszył do przodu, ale szybciej przy futbolówce był Siemaszko i w 36. minucie otworzył wynik.
ZOBACZ WIDEO: Jerzy Górski: Byłem w wielkim głodzie narkotycznym. Lekarze bali się, czy nie zejdę
Korzystny rezultat i odpuszczenie ofensywy? Ojrzyński na to nie pozwolił. Gdynianie rozpoczęli odważnie drugą część sobotniej rywalizacji. W efekcie zyskali rzut wolny, który na bramkę zamienił Marcin Warcholak. Znacząco pomógł mu rykoszet od stojącego w murze Mateusza Możdżenia.
Kolporter Arena zamarła. Już dawno Korona nie znajdowała się w tak trudnym położeniu. Na jej niekorzyść dodatkowo wpływał fakt, że solidna postawa Arki na wyjeździe to nie przypadek - przed wizytą przy Ściegiennego 2 zwycięstwa, 3 remisy i również 3 porażki. Gospodarze nie mieli już nic do stracenia. Trener Lettieri szybko wykorzystał komplet zmian, posyłając w bój Kosakiewicza, Kiełba i Górskiego.
Czy to coś dało? Tak, trzeciego gola dla Arki. Żółto-niebiescy byli niczym wytrawny bokser. Uważni w obronie, a gdy tylko nadarzyła się szansa błyskawicznie przechodzili do ataku. W 60. minucie Mateusz Szwoch wpadł w pole karne i kiedy wszyscy spodziewali się podania, 24-latek huknął ile sił w nodze i nie dał szans Gostomskiemu!
To był cios, po którym mająca na swoim koncie ponad 20 oddanych strzałów Korona nie zdołała się pozbierać. Goście unikali błędów, ale przede wszystkim umieli wykorzystać okazje i ostatecznie zasłużenie zainkasowali komplet punktów, przerywając imponującą serię 12 meczów bez porażki Korony (we wszystkich rozgrywkach - przyp. red.).
Korona Kielce - Arka Gdynia 0:3 (0:1)
0:1 - Rafał Siemaszko 36'
0:2 - Marcin Warcholak 49'
0:3 - Mateusz Szwoch 60'
Składy:
Korona Kielce: Maciej Gostomski - Bartosz Rymaniak, Radek Dejmek, Dijbril Diaw, Ken Kallaste - Marcin Cebula (46' Łukasz Kosakiewicz), Jakub Żubrowski, Mateusz Możdżeń (58' Jacek Kiełb), Goran Cvijanović - Nika Kaczarawa, Elia Soriano (58' Maciej Górski).
Arka Gdynia: Pavels Steinbors - Damian Zbozień, Frederik Helstrup, Michał Marcjanik, Marcin Warcholak - Mateusz Szwoch, Adam Danch (46' Dawid Sołdecki), Michał Nalepa, Antoni Łukasiewicz, Grzegorz Piesio (73' Marcus da Silva) - Rafał Siemaszko (86' Ruben Jurado).
Żółte kartki: Jakub Żubrowski (Korona) oraz Marcin Warcholak (Arka).
Sędzia: Krzysztof Jakubik (Siedlce).
Widzów: 7713.
Jeszcze dwa mecze i powrót na trzecią lokatę.