Pascal Rossi - Grześkowiak, czyli Mamuśka w akcji. Jak Polska wygrała na Camp Nou ze stanem wojennym

WP SportoweFakty / Na zdjęciu: Pascal Rossi - Grześkowiak
WP SportoweFakty / Na zdjęciu: Pascal Rossi - Grześkowiak

- Krzyknąłem: Katalończycy! Pomóżcie! 2 sekundy później 80 tys. ludzi krzyczało: Solidarność! Polska! - opowiada nam Pascal Rossi - Grześkowiak. Dzięki niemu świat zobaczył, jak Polska na mistrzostwach świata wygrała ze stanem wojennym.

Przyszedł do niego sam kapitan gwardii cywilnej. Musiał, bo chcieli tego Rosjanie. Wymiana zdań była dosyć burzliwa. - Kazał mi zdjąć flagę. Rozmawialiśmy po angielsku. Odpowiedziałem: To jest niemożliwe, to moja praca. A on mi na to: - A to moja praca. Wcześniej interweniował u niego rosyjski ambasador - wspomina dalej.

W 1982 roku w meczu mistrzostw świata pomiędzy Polską i ZSRR, wraz z kilkoma współpracownikami rozłożył na trybunach stadionu w Barcelonie wielkie polskie flagi z napisem "Solidarność". Pokazały to telewizje na całym świecie. Nasza, propagandowa Telewizja Publiczna dokonywała cudów, aby przekaz nie dotarł do Polaków. Mecz był zresztą transmitowany z kilkusekundowym opóźnieniem.

Tomasz Wołek, były opozycjonista dziś wspomina: - Pulpity się grzały, sowieccy komisarze pieczołowicie pilnowali przekazu. Jednak mignięcie było. Był moment, gdy polscy telewidzowie mogli coś zobaczyć. To było takie oka mgnienie.

ZOBACZ WIDEO: Piękna akcja Barcelony i kolejne trzy punkty. Zobacz skrót meczu z Villarreal [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Mamuśka w akcji

Pascal Rossi - Grześkowiak dziś ma 62 lata, mieszka we Francji, jest synem Francuza i Polki. W naszym języku mówi słabo, ale już trudne słowo "skomplikowane" potrafi powiedzieć bezbłędnie. 13 grudnia 1981 roku, gdy w Polsce wprowadzono stan wojenny, w trakcie rodzinnego spotkania ustalił z bratem Stephanem (zmarł w 2001 roku), że teraz nadszedł ich czas, że oni muszą przejąć od matki ciężar walki o Polskę na swoje barki. Teresa Grześkowiak zresztą prosiła ich, aby coś zrobili.

I stał się potem jedną z ważniejszych postaci polskiej, patriotycznej emigracji. Akcje przeprowadzał spektakularne. Jak 1 maja 1982 roku, gdy przed polskim konsulatem w Paryżu wypuścił świnię. Było to przy okazji wizyty generała Wojciecha Jaruzelskiego.

- Kupiłem ją, ważyła może 100 kilogramów. Namalowałem na niej czerwoną gwiazdę i przeciwsłoneczne okulary. Ulica była zablokowana. Gdy wpuściliśmy tę bestię, poszła w bariery, chciała je sforsować. To był taki odruch zwierzęcia w niewoli. Następnego dnia była we wszystkich gazetach.

Kiedyś na wieży Eiffla zawiesił flagi Solidarności. Albo nazwę stacji paryskiego metra "Stalingrad" przemianował na "Gdańsk".
 
Do dziś sam o sobie mówi "Mamuśka", to jego pseudonim od lat. Tak się zwracał do swojej matki, to jedno z nielicznych polskich słów, które zna. - Jest i drugi powód. Kiedyś przywiozłem na plan Montholon, gdzie przebywali członkowie Solidarności pod przykrywką związku zawodowego CFDT, chleb, czekoladę i około 2 tys. funtów, które zebraliśmy z moją mamą w polskim kościele Cambon w Paryżu. Polacy zauważyli, że to było jak opieka Mamuśki, która myśli o wszystkim - opowiada.

To jednak flagi na Camp Nou w Barcelonie uważa za akcję swojego życia.

Mecz ze stanem wojennym

Reprezentacja Polski słabo rozpoczęła tamte mistrzostwa. Zremisowała bezbramkowo z Włochami i nieoczekiwanie z Kamerunem. Gola nie potrafiła strzelić również przez 45 minut w spotkaniu z Peru. Po przerwie Biało-Czerwoni strzelili rywalom pięć goli, wygrali 5:1 i jednak przeszli dalej. Choć już widmo odpadnięcia po pierwszej rundzie było realne. W drugiej rundzie grupowej zespół Antoniego Piechniczka trafił do grupy z Belgią i ZSRR.

Przeciwko Belgom mecz życia rozegrał Zbigniew Boniek. Mówił kiedyś, że w życiu sportowca są takie dni, że czego nie zrobi, to mu wychodzi. Strzelił 3 gole, Polska wygrała 3:0, wychodziło mu wszystko.

Mecz ze Związkiem Radzieckim 4 lipca 1982 roku miał zadecydować o awansie Biało-Czerwonych do półfinału. Remis dawał nam promocję.

W Polsce stan wojenny trwał już od pół roku, do więzień zamykano tysiące osób. Ten mecz wykraczał daleko poza futbol. Stefan Majewski, ówczesny obrońca reprezentacji Polski mówi nam: - Wyjątkowe wydarzenie. W Hiszpanii widzieliśmy wiele osób nastawionych anty do ZSRR. To było pokazanie sił nie tylko sportowych. Też udowodnienie, że potrafimy dużo jako naród.

Jan Lityński, opozycjonista w czasach PRL w filmie  "Mundial. Gra o wszystko" wypowiada takie, znamienne zdanie: - Dla nas, ale myślę, że dla piłkarzy też, to był mecz o wszystko. To był mecz przeciwko stanowi wojennemu.

Kibicować, czy nie?

Powstały niesamowite dylematy. Opowiada Tomasz Wołek: - Oglądałem niektóre mecze tamtego mundialu, z ukrywającym się wtedy Aleksandrem Hallem. No i pamiętam bardzo gorące dyskusje, czy to godne, patriotyczne i moralne, aby kibicować polskiej drużynie, gdy było wiadomo, że w przypadku sukcesu, dobrej gry, propaganda Jaruzelskiego będzie starała się to zdyskontować. Tak jak każda inna władza. Hall stał na twardym stanowisku, że nie powinniśmy kibicować, bo to zostanie wykorzystane propagandowo.

I dodaje: - Ja uważałem, że oczywiście wykorzystają, ale jeszcze ważniejsze jest to, że dobra gra reprezentacji przynosi temu znękanemu społeczeństwu, tym zgnojonym przez stan wojenny ludziom, trochę radości i frajdy. I rozjaśni mętną egzystencję. Przekonałem go i innych.

Żadnych dylematów nie mieli za to nasi piłkarze. Lider tej drużyny, Zbigniew Boniek wspominał kilka lat temu w "Przeglądzie Sportowym": - Przed pierwszym gwizdkiem spotkania z ZSRR na szczęście nikomu nie przyszło do głowy, aby wysłać do szatni przedstawiciela partii. Nie było żadnych głupich sygnałów, nacisków politycznych. Mogłoby to skończyć się naprawdę źle. Mieliśmy mocne kręgosłupy. Identyfikacja z koszulką narodową była gigantyczna. Panowie gramy z Rosją, naszymi przełożonymi ze wschodu, musicie uważać - gdyby coś takiego padło z ust jakiegoś decydenta, to powiem krótko: dostałby wpier...

Sowieci na tle Solidarności

Flagi były dwie, każda długa na 15 metrów, za bramkami więc trudno było ich nie widzieć. I niemal niemożliwe, aby ominąć je kamerą. Jedna pozioma, druga pionowa. Na Camp Nou znalazły się kilka godzin przed meczem. Gdy opozycjoniści na emigracji dowiedzieli się, że Polska zagra z ZSRR postanowili działać. W Barcelonie, w Katalonii, która sama nieustannie dąży do niepodległości, ta polska nienawiść do Sowietów była więc doskonale rozumiana.

- Flagi przynieśliśmy w kilka osób na kilka godzin przed meczem. Dwie ważyły może 50 kilogramów. Mieliśmy kilka biletów załatwionych u Katalończyków. Na stadionie była też grupa Polaków, która ewidentnie trzymała z komunistami i Jaruzelskim. Jeden z tych banerów zdjęli natychmiast.

Ten drugi, przyczepiono do reklam Canona i Gillette. - Jest takie zdjęcie, na którym sowiecka drużyna stoi na baczność, a za nią jest widoczna Solidarność - chwali się Pascal. - Umieszczono je w 217 publikacjach na całym świecie!

To w 10. minucie drugiej połowy do Pascala przyszedł kapitan. - To moja największa akcja - przyznaje Rossi - Grześkowiak. Owacja, zgotowana Polsce i Solidarności przez publiczność na Camp Nou trwała kilka minut. Ale flagę potem zdjęto.

Telewizja Polska robiła wszystko, żeby w kraju tych obrazków nie dało się zobaczyć. To był zresztą wówczas standard. Na przykład w tym czasie umieszczano przebitki wiwatujących z innych meczów. I to wcale nie polskich fanów, więc relacje wyglądały absurdalnie. Albo brawa podkładano tez z innych spotkań.

W tekście "Piłka i Polityka. Hiszpański mundial 82 oczami komisarza wojskowego" autorstwa Sebastiana Ligarskiego czytamy:

"Telewizja Polska dokonywała cudów, aby tego nie pokazać widzom w kraju. Internowani działacze opozycji tak wspominali ten moment: Kolejna kompromitacja, żałosna, prymitywna. Przebywający za granicą członkowie Solidarności postawili za obydwoma bramkami olbrzymie transparenty z napisami "Solidarność". Pierwszy najazd kamery, przypadkowy zupełnie, wynikający z rozwoju sytuacji na boisku i oto na ekranie ten właśnie transparent. Sala dosłownie oszalała. Oklaski, wiwaty, śmiechy. Przecież od kilku miesięcy ten napis jest bezwzględnie tępiony, władze robią wszystko, aby wymazać go ze świadomości ludzkiej. Za noszenie związkowego znaczka grożą grzywna i więzienie. Malowane nocą na murach napisy są niemal wypalane. I oto miliony telewidzów mogą się nim nagle nasycić do woli. Ale już po chwili plansza z przeproszeniem za usterki poza granicami kraju, a kiedy "usterki" usunięto po każdorazowym pojawieniu się transparentu pojawiało się zdjęcie trybun stadionu z ceremonii otwarcia. Za moment, kiedy akcja przenosiła się w inny rejon boiska wracał żywy obraz. I znowu śmiech i gwizdy. Cały zabieg przeprowadzano bowiem nieudolnie, prymitywnie.

- Tak, widzieliśmy te flagi - wspomina kapitan tamtej reprezentacji Władysław Żmuda. - Ale też byliśmy już trochę przyzwyczajeni do realiów, w jakich graliśmy. Choć on akurat tonuje trochę nastoje, że ta cała otoczka meczu może bardziej była odczuwalna przez kibiców. - Dla nas najważniejsze było, aby awansować.

A emocje, jakie wywoływał ten mecz najlepiej oddaje ten fragment, gdy nagrani przy oglądaniu widowiska zostali Andrzej Seweryn i Jacek Kaczmarski (Uwaga - Dużo słów wulgarnych).

Ten drugi, bard Solidarności poznał zresztą Pascala Rossiego - Grześkowiaka. I napisał o nim utwór pt. "KosmoPolak (Paryż II)"

Jej fragment:

Synek - dwa metry wzrostu, węzły mięśni i buźka
Łagodnego jagnięcia, co wpatruje się w dal,
Swą gotowość potwierdza cichym - dobrze, mamuśka -
Więc już został Mamuśką, chociaż zwał się Pascal.

Miał Mamuśka pomysły spełniające się w czynie,
Wrzącą krew anarchisty i energii miał pud.
Już na wiec komunistów wpuścił raz żywą świnię
W generalskie insygnia przystroiwszy ją wprzód.

Dumną nazwę paryskiej stacji metra "Stalingrad"
Bladym świtem zakleił najważniejszą z nazw - "Gdańsk".
Sztandar "Solidarności" Londyn, Madryt i Rzym znał,
Bo chorąży Mamuśka wieszał go w każdym z państw.

Sowiecki skalp

Polacy nie strzelili Sowietom gola, ale i nasi rywale byli bezradni. Do furii doprowadzał ich Włodzimierz Smolarek, który pod koniec meczu bezczelnie tańczył z piłką w ich narożniku i nie pozwalał jej sobie odebrać. Niemal śmiejąc się Rosjanom w twarz. Rosjanie musieli ten mecz wygrać. Jego gra na czas przeszła już do historii.

Tomasz Wołek: - To taki sukces zastępczy, bo stan wojenny trwał nadal, komunizm też. Władz sowiecka nadal istniała. Ale dało nam to wiele satysfakcji. To był nasz drugi zwycięski remis w historii.

Po meczu zaszokował Zbigniew Boniek, który do rozmowy przed kamerą usiadł w koszulce Związku Radzieckiego. Należała do Serhija Bałtaczy, obrońcy który go krył i mocno dał się Polakowi we znaki. Sam Boniek tłumaczył potem, że potraktował tę koszulkę jako skalp, zdobycz. I chciał ją pokazać.

Swój skalp miał też "Mamuśka". Wspomina: - W gazetach potem pisano: Polska - ZSRR 0:0. Solidarność - Polska 1:0.

Komentarze (1)
avatar
Marek Kulesza
13.12.2017
Zgłoś do moderacji
1
1
Odpowiedz
Brawo Pascal.