Piłkarze Lechii Gdańsk w ostatnim czasie zaczęli grać coraz lepiej i były przesłanki ku temu, że w dwóch ostatnich meczach 2017 roku zdobędą sześć punktów i zbliżą się do czołowej ósemki. - To co zrobiliśmy przelało czar goryczy w mojej głowie. Nie potrafię sobie wytłumaczyć, jak można kolejny raz tracić trzy bramki na własnym boisku. Nigdy nie wygramy meczu z taką stratą. Tak było z Koroną, Sandecją, Lechem, Jagiellonią i teraz - powiedział Sławomir Peszko, pomocnik gdańskiego klubu.
Właśnie straty bramek są bolączką zespołu znad morza. - W grupie mistrzowskiej ubiegłego sezonu przecież praktycznie nie straciliśmy żadnego gola i musimy do tego wrócić, choć nie wiem jak. To nie jest wina czterech obrońców i bramkarza, tylko obrona zaczyna się ode mnie, Marco Paixao i całej reszty - podkreślił Peszko.
Od samego początku Lechia znana z tego, że brnie po szybkie bramki, zaczęła rozgrywać partię szachów. Bardzo szybko została skarcona, a u piłkarzy było widać olbrzymią rezygnację. - Siły były, ale po tym co się stało na początku, mi się po prostu odechciało grać. Próbowałem czegoś indywidualnie, ale zawsze trafiała kosa na kamień. Jak nie siądziemy u siebie pressingiem, to potem mamy problemy. Nie ma sensu czekać, bo wtedy kończy się tak jak teraz. To dla mnie jeden z gorszych spotkań od czasu gdy gram w Lechii, na pewno na gdańskim stadionie - podsumował reprezentant Polski.
ZOBACZ WIDEO: Morawiecki: dobrze, że nam Lewandowskiego nie zabrali