Pokonał białaczkę i podpisał profesjonalny kontrakt

W wieku trzynastu lat wykryto u niego białaczkę, pięć lat później podpisał pierwszy profesjonalny kontrakt. Chodzi o Eliasa Pereyrę, zawodnika San Lorenzo, który piłkę nożną trenował w szpitalu.

Mateusz Skwierawski
Mateusz Skwierawski
Piłka nożna Getty Images / Michael Regan / Piłka nożna
Chłopakowi w pamięci zostało szczególnie jedno zdarzenie. To miał być zwyczajny poranek, niczym nieróżniący się od pozostałych. Elias obudził się w swoim łóżku po kolejnej wizycie w szpitalu i szybko zdał sobie sprawę, że coś jest nie tak. Choroba postępowała, leczenie było zaawansowane, a nastolatek czuł się coraz gorzej. Gdy na poduszce znalazł swoje włosy, które zaczęły mu wypadać od chemioterapii zaczął wątpić, że spełni swoje marzenie i zostanie profesjonalnym piłkarzem.

Rodzina zawodnika myślała początkowo, że obiecujący junior San Lorenzo jest chory na świnkę. Zaczęło się niepozornie. Młody chłopak źle poczuł się na treningu drużyny rocznika 1999. Trenerzy zasugerowali, że powinien zrobić specjalistyczne badania, a rodzice zabrali go do szpitala w Garrahan. - Czułem się bardzo słabo. Nie mogłem chodzić do szkoły, nie mogłem jeść, nie byłem nawet głodny. Nie miałem chęci na cokolwiek. Cały czas leżałem w łóżku - Pereyra w rozmowie z infobae.com wspomina początek choroby.

Ze szpitala musiał wyjść po tygodniu, bo na wolne łóżko w sali czekały inne dzieci. Na chemioterapię dojeżdżał z rodzicami, a leczenie zajmowało mu do pięciu godzin podczas jednej sesji. - Pamiętam, że pierwsze o co zapytałem lekarza, to czy będę mógł jeszcze zagrać w piłkę - opowiada Pereyra. Nigdy nie tracił nadziei, że jeszcze kiedyś się to uda. I często obrywał za to od mamy.

- W piłkę kopaliśmy z innymi chłopakami na dziedzińcu w przerwach między leczeniem. Grałem też po szpitalu, nawet, jak wracałem z niego późno. Mama wrzeszczała, że tracę siły, że powinienem zachować je na leczenie. Nie słuchałem się jej, to była moja odskocznia. Nigdy nie pomyślałem, że mogę umrzeć - wspomina.

Intensywne leczenie, dwa razy w tygodniu, po kilka godzin dziennie, trwało dwa lata. - Trudno patrzy się na pięciolatków, którzy są w ten sposób leczeni. Widziałem jak cierpią i proszą lekarzy, żeby nie dawali im więcej chemii. Dotknęło mnie to, zmieniłem swoje podejście do wielu rzeczy - mówi piłkarz.

San Lorenzo pomagało swojemu wychowankowi, klub zbierał pieniądze na leczenie Pereyra. - Czy płakałem? Tak. Zadawałem sobie pytanie, dlaczego przytrafiło się to właśnie mi, skoro nie zrobiłem w życiu nic złego? Czasem narzekałem nawet na Boga - mówi.



Ale teraz zawodnik nie ma już na co narzekać. Piłkarz wygrał walkę z chorobą, zadebiutował w pierwszym zespole w meczu z Independiente, w drużynie rezerw wystąpił we wszystkich meczach, został też powołany do kadry Argentyny do lat 20. Z San Lorenzo podpisał umowę do 2021 roku. To jego pierwszy profesjonalny kontrakt w karierze.

Po przebudzeniu się w szpitalnym łóżku zapamiętał obraz płaczących rodziców. Na oficjalnej prezentacji, gdy złożył podpis na kontrakcie, też przy nim byli i też płakali. Ze szczęścia.

ZOBACZ WIDEO: Zaskakująca decyzja Jacka Magiery. Paweł Kapusta: Jest poważnym człowiekiem
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×