Adrian Mierzejewski: Kadra? Powiem, jakbym siedział w szkolnej ławce: zgłaszam się do odpowiedzi!

Nie wszystko zależy ode mnie. Moja dyspozycja jest ważna, ale sam do kadry się przecież nie powołam. Czuję się mocny, gram w solidnej lidze, mam dopiero 31 lat i nie zamierzam jeszcze kończyć kariery - mówi nam Adrian Mierzejewski, piłkarz Sydney FC.

Paweł Kapusta
Paweł Kapusta
Adrian Mierzejewski w barwach Sydney FC Getty Images / Robert Cianflone / Na zdjęciu: Adrian Mierzejewski w barwach Sydney FC

Paweł Kapusta, WP SportoweFakty: 11 meczów, siedem goli, cztery asysty, puchar Australii, notoryczna obecność w jedenastce kolejki ligi australijskiej. Wygląda to co najmniej nieźle.

Adrian Mierzejewski, piłkarz Sydney FC: Jestem zadowolony z tego, jak układają się moje losy w Sydney FC i jak rozpoczęliśmy sezon. Mamy za sobą bardzo mocny początek ligi, dopiero niedawno, po bardzo długim czasie, straciliśmy punkty. No i wspomniany Puchar Australii - jest naprawdę solidnie.

Widział pan, co mówi się ostatnio w Polsce na pana temat?

Obserwuję sytuację, śledzę wpisy na Twitterze. Wszystko zaczęło się od Mateusza Borka, który jako pierwszy wyraził opinię o moim ewentualnym powrocie do kadry. Od tego momentu strzeliłem cztery gole w czterech meczach z rzędu. Wysyłam sygnały. Ja i kadra to trudny temat, ale robię wszystko, żeby ludzie w ojczyźnie i krajach, w których w przeszłości występowałem, o mnie nie zapomnieli.

A z Rzeźnikiem (Jakubem Rzeźniczakiem - przyp.red.) to jak było? Śmiali się, że jedzie do Karabachu, że gdzie to w ogóle jest, a on przecież grał w Lidze Mistrzów w fazie grupowej! Myślenie, że polska liga jest świetna, a wszyscy wokół nie potrafią grać w piłkę, jest absurdalne, totalnie nietrafione.


Czuje pan złość, że nikt ze sztabu kadry się z panem nie kontaktował od 2013 roku?

To nie tak. Do tematu podchodzę spokojnie, na chłodno. Po pierwsze, w kadrze nie ma mnie już od czterech lat, zdążyłem przywyknąć. Po drugie, był grudzień, święta, sylwester. Ludzie piłki rozjechali się na urlopy, świętowali w Dubaju czy innych, ciepłych krajach. Nie wszyscy na przełomie roku są w graniu tak, jak dzieje się to w Anglii czy właśnie w Australii, gdzie mieliśmy maraton meczów. Kadra narodowa pierwsze zgrupowanie w 2018 roku ma dopiero w marcu. Najważniejsze, żeby być w optymalnej formie na przełomie lutego i marca. Poza tym nie wszystko zależy ode mnie. Moja dyspozycja jest ważna, ale sam do kadry się przecież nie powołam. Potrafię realnie ocenić sytuację. Reprezentacja gra wspaniale, osiąga świetne wyniki. Co tu kombinować?

To według pana jedyny powód, przez który Adam Nawałka nie chce dać panu szansy? Bo chyba nie chodzi o to, że występuje pan w klubach z dość egzotycznych dla polskiego kibica lig.

Według niektórych nie jestem zapraszany na zgrupowania, bo w przeszłości grałem w krajach arabskich, a teraz pracuję w Australii. Przypominam jednak, że pierwszy raz powołania nie dostałem w momencie, gdy byłem zawodnikiem Trabzonsporu i leciałem na mecz z Juventusem Turyn w fazie pucharowej Ligi Europy. To była edycja, w której w grupie ograliśmy Legię i Lazio, wyszliśmy z niej z pierwszego miejsca. Liga, w której aktualnie występuję, nie ma większego znaczenia przy wysyłaniu zaproszeń na zgrupowanie. Przecież w czasie, gdy grałem w Arabii Saudyjskiej, powołania do kadry dostawał Krzysztof Mączyński z ligi chińskiej czy Łukasz Szukała, który też grał w Arabii. Może po prostu nie podpasowałem trenerowi Nawałce? Może nie widzi mnie w swojej koncepcji?

Pojawiają się sugestie, że selekcjoner wkurzył się na pana podczas towarzyskiego meczu z Irlandią, gdy wraz z Grzegorzem Krychowiakem miał pan odmówić wyjścia na rozgrzewkę. I dlatego teraz pana nie powołuje. To prawda?

To bzdura, a nie prawda. Tłumaczyłem to już kilka razy, ale wytłumaczę jeszcze raz. Mowa o sytuacji z pierwszego zgrupowania za kadencji Adama Nawałki. Graliśmy z "Krychą" w pierwszym składzie w pierwszym meczu, więc drugi mieliśmy zacząć na ławce rezerwowych. Przed rozgrzewką graliśmy w siatkonogę. Spóźniliśmy się kilka minut na rozgrzewkę rezerwowych, bo odrobinę przedłużyła się gierka. To było pierwsze zgrupowanie, zasady życia w kadrze dopiero były ustalane, poznawaliśmy się wzajemnie. Później omówiliśmy tę sytuację z selekcjonerem, sprawa została wyjaśniona. Po jakimś czasie jeszcze raz wróciłem w rozmowie z trenerem do tego zdarzenia, przeprosiłem. Temat nie istnieje. A już na pewno nie ma wpływu na moje powołania albo ich brak.

Rozmawiał pan z selekcjonerem Nawałką od tamtego momentu?

Dwa lata temu odwiedziłem w hotelu chłopaków z kadry i pojawiła się możliwość rozmowy z trenerem. To było bardzo sympatyczne spotkanie, bardzo miła pogawędka, ale w mojej sytuacji nic się nie zmieniło. Trener uznaje najwidoczniej, że mieszanie w składzie nie jest mu do niczego potrzebne. Powiem, jakbym siedział w szkolnej ławce: zgłaszam się do odpowiedzi! Jestem tutaj i czekam!

Jeśli powołania do kadry dostają zawodnicy z polskiej ekstraklasy, to równie dobrze mogą je dostawać piłkarze z ligi australijskiej.

Ktoś, kto piłką interesuje się pobieżnie, może powiedzieć: liga australijska? Przecież to dla oldbojów! Ale jeśli ktoś mówi, że polska liga jest lepsza od australijskiej, to ja się tylko delikatnie uśmiecham pod nosem. Zresztą, co tu daleko szukać. Niedawno były śmiechy z Jacka Góralskiego. Chłopak był jedną z gwiazd ligi, a pojechał do Bułgarii. No i zaczęło się gadanie, że Bułgaria to trzeci świat, że gdzie jej do Polski? A prawda jest taka, że "Góral" trafił do klubu, który dał mu szansę gry w Lidze Europy. A z "Rzeźnikiem" (Jakubem Rzeźniczakiem - przyp.red.) to jak było? Śmiali się, że jedzie do Karabachu, że gdzie to w ogóle jest, a on przecież grał w Lidze Mistrzów w fazie grupowej! Myślenie, że polska liga jest świetna, a wszyscy wokół nie potrafią grać w piłkę, jest absurdalne, totalnie nietrafione. Rosja, Turcja, Azerbejdżan - według tego, co powszechnie uważa się w Polsce, nigdzie tam nie umie się grać w piłkę. Liczą się tylko ligi z TOP 5 i Polska, a to zgubne myślenie.

Irytuje pana takie stawianie sprawy?

Na szczęście mam 31 lat i potrafię już podchodzić do tego z dystansem. Robię swoje, gram w mocnym klubie z mocnej ligi. Ludzie mnie szanują, doceniają moje umiejętności i podeście do wykonywania zawodu. Zespół z Australii trzy lata temu wygrał azjatycką Ligę Mistrzów. My w tym sezonie zaczynamy rywalizację w tych rozgrywkach w lutym. Jesteśmy w grupie z zespołami z Korei, Japonii i Chin, z drużyną, w której gra Carlos Tevez. Arabia Saudyjska zagra w czerwcu na tym samym mundialu, co Polska. Australia też weźmie udział w tym samym turnieju.

Jak w ogóle trafia się do ligi australijskiej?

Jestem w kontakcie z trenerami Jabłońskim oraz Mikulskim, którzy mają swoje znajomości. Aktywnie działał też mój agent, więc po tym, jak wygasł mi kontrakt w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, moje CV trafiło w różne strony świata. Dobrze się złożyło, bo pierwszy telefon odebrałem od trenera Sydney FC, Grahama Arnolda. Spojrzałem w tabelę - mistrz z wielką przewagą nad rywalami, uczestnik Ligi Mistrzów. Wiedziałem, że to najmocniejsza drużyna. A ja w takiej właśnie chciałem zagrać. Miałem też zapytania z Turcji i Arabii, ale nie były to topowe zespoły. Ostatni okres w Emiratach był w moim wykonaniu słabszy, bo grałem w drużynie reprezentującej defensywny styl, przez co nie mogłem pokazać pełni umiejętności. Najlepiej czuję się w zespołach dominujących, potrafiących grać kreatywną, ofensywną piłkę. Tak było w Arabii i tak jest teraz w Australii. Decydując się na Sydney, brałem też pod uwagę długość kontraktu i warunki do życia. To ważne dla stabilizacji życia mojej rodziny. Ostatnio na przykład po raz pierwszy od kilku lat spędziliśmy w miarę normalne święta Bożego Narodzenia.

W krajach arabskich to absolutnie wykluczone?

Była jakaś namiastka, ale atmosfery nie było czuć zupełnie. W Arabii nie dało się nawet choinki kupić, w Emiratach było pod tym względem trochę lepiej, ale o ducha chrześcijańskich świąt w arabskim kraju raczej trudno. W Sydney wszystko było pięknie wystrojone, mogliśmy się poczuć przez chwilę jak w domu.

Mimo wszystko nie tęskni pan trochę za Arabią? Obcował pan tam z królewskim życiem: zdarzał się jachting z rodziną królewską, prezenty na ulicach, miał pan kosmiczne zarobki i mieszkał w willi na 500 metrów kwadratowych.

To był piękny okres w moim życiu. Wciąż jestem w kontakcie z tamtejszymi właścicielami, agentami, piłkarzami. Temat nie jest wcale zamknięty. Teraz chciałem chwili spokoju dla siebie i rodziny, ale wspomnienia zostaną na zawsze. Urodził mi się tam syn, w paszporcie jako miejsce urodzenia ma wpisany Rijad. Czasem przed meczem lubię sobie puścić na komputerze powtórki moich bramek z ligi Arabii, czasem w sieci oglądam mecze tamtejszych rozgrywek. A jakość życia i specyfika miejsca? Nigdy nie byłem z tych narzekających. Gdy żyłem w Arabii, byłem w stu procentach zadowolony. Wystarczyło nauczyć się respektowania pewnych zasad i zrozumieć, że jest się gościem w cudzym kraju.

Liga, w której aktualnie występuję, nie ma większego znaczenia przy wysyłaniu zaproszeń na zgrupowanie. Przecież w czasie, gdy grałem w Arabii Saudyjskiej, powołania do kadry dostawał Krzysztof Mączyński z ligi chińskiej czy Łukasz Szukała, który też grał w Arabii. Może po prostu nie podpasowałem trenerowi Nawałce? Może nie widzi mnie w swojej koncepcji?


Od strony organizacyjnej można porównać Sydney FC z klubami arabskimi?

Sydney FC to zdecydowanie najbardziej profesjonalne miejsce, w jakim miałem okazję występować. Analizy, treningi "na paskach" - zindywidualizowane dane są po zajęciach wrzucane do komputera. Wiadomo, kto ile zrobił sprintów, kto ile przebiegł. Dokładnie to samo jest w meczach. W przeszłości grało tu kilka wielkich nazwisk: Alessandro del Piero, Paulinho, niedawno także Marc Janko, z którym grałem w Trabzonie. Rozmawiałem z nim przed transferem. Bardzo chwalił ten kierunek, mówił że liga jest mocna. Grając w Australii jeździł na kadrę Austrii, później trafił do FC Basel, zaliczył występy w europejskich pucharach. Sydney to także piękne plaże, miasto. Warunki do życia są świetne. Czasem dokucza trochę zmienna pogoda, poza tym to już nie to co w Arabii, gdzie przez cały rok było 40-50 stopni. W Australii w jeden dzień potrafi być 30 stopni, a w drugi - lać deszcz. Żyje tu bardzo wielu Polaków, zawsze miło mi, gdy na naszych meczach widzieć na trybunach biało-czerwone flagi.

ZOBACZ WIDEO Gdzie jest Bartosz Kapustka? "Mam do niego ogromny żal"

Jaki ma pan pomysł na dalsze poprowadzenie kariery? W Australii podpisał pan aż trzyletnią umowę.

Na razie się nad tym nie zastanawiam. Jestem tu dopiero cztery miesiące. Podpisałem w Sydney trzyletni kontrakt, ale kto wie, być może w tym czasie ktoś się we mnie zakocha i będzie chciał mnie wykupić? Nie wykluczam żadnej ewentualności, nie zamykam żadnego kierunku. Dostałem już kilka telefonów z Turcji, pół roku temu miałem też dwa zapytania z ligi polskiej. Czuję się mocny, jestem w dobrej dyspozycji. Cieszę się na szansę pokazania się w Lidze Mistrzów.

To prawda, że w Polsce pod uwagę brał pan i wciąż bierze występy tylko w Legii Warszawa?

Pół roku temu miałem dwa zapytania z Polski, ale nie z Legii. Zabrakło konkretów, tematy upadły. Jak na razie nikomu z Polski nie odmówiłem.

Czytaj inne teksty autora - KLIKNIJ!

Czy Adrian Mierzejewski powinien zostać powołany przez Adama Nawałkę na marcowe zgrupowanie reprezentacji Polski?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×