Portugalczykowi od razu mocno się dostało, bo przecież (a takich komentarzy można przeczytać naprawdę sporo) tylko on - jedyny na świecie - mógł jeszcze na boisku sprawdzić jak mocno dostał. Ponoć nawet komentatorzy Sky robili sobie żarty mówiąc o gotowej aplikacji lustra w telefonie Ronaldo. Temat zakrwawionego piłkarza Realu Madryt rozpalił sieć, a ja tak sobie myślę, że Portugalczyk na chwilę zapomniał, że obserwują go kamery i patrzy na niego kilkadziesiąt milionów ludzi. Też, tak zupełnie po ludzku, jak najszybciej chciałbym dowiedzieć się jak jest ze mną źle. A z Ronaldo wcale tak dobrze nie było.
Porównania do piłkarskich twardzieli pojawiły się momentalnie, raz dwa odkopano jedno z najsłynniejszych futbolowych zdjęć, czyli Anglika Terry'ego Butchera niemal bryzgającego krwią po meczu ze Szwecją w 1989 roku. Albo Włocha Marko Materazziego, który wiele meczów kończył z głową owiniętą bandażem. "Laluś" Ronaldo oczywiście tych porównywań nie wytrzymywał. Oni byli prawdziwymi facetami. On jest panienką.
Pewnie i sam zapracował na podobne reakcje: marudzeniem na meczach, boiskowymi pretensjami, rzekomym wywyższaniem się. W skrócie - gwiazdorstwem. A teraz na dodatek podpadł w Madrycie, bo domaga się podwyżki w momencie, gdy notuje najsłabszy sezon od lat.
W niedzielę w meczu z Deportivo La Coruna (Real wygrał 7:1) strzelił już jednak dwa gole. A tego drugiego wkładając głowę tam, gdzie inni nie włożyliby nogi. Mecz był rozstrzygnięty, bo Real prowadził już 5:1. Portugalczyk jednak nie odpuścił, poszedł na piłkę. Przy strzale został kopnięty, na boisko już nie wrócił. Głowa była rozcięta, lekarze założyli mu szwy.
Przypomniał, że przecież jest najlepszym piłkarzem na świecie.
[b]ZOBACZ WIDEO Zakrwawiony Cristiano Ronaldo... przegląda się w telefonie [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
[/b]
czlowiek zawsze ma wybor