Eduardo da Silva: Jestem w Legii, by decydować o wynikach meczów

Newspix / MARCIN SZYMCZYK / Na zdjęciu: Eduardo da Silva
Newspix / MARCIN SZYMCZYK / Na zdjęciu: Eduardo da Silva

- Jestem bardzo zmotywowany, przyjechałem do Polski zdobyć mistrzostwo. O emeryturze nie myślę. Gdybym chciał odpoczywać, już dawno zakończyłbym karierę - mówi nowa gwiazda Legii Warszawa, Eduardo da Silva.

[b]

Wie pan, kto jest trenerem Zagłębia Lubin?[/b]

Eduardo da Silva: - Jasne! Mariusz Lewandowski, graliśmy razem w Szachtarze Donieck, znamy się od wielu lat. Lewy to gość z charakterem i dlatego uważam, że piątkowy mecz będzie dla Legii bardzo trudny. Życzę mu wszystkiego najlepszego, poza piątkiem oczywiście! Z Mariuszem utrzymywaliśmy i wciąż utrzymujemy kontakt. W Doniecku graliśmy razem sześć miesięcy. Później spotykaliśmy się na boiskach ukraińskiej ligi. Poza tym Mariusz przez cztery lata wynajmował mi mieszkanie.

Rozliczyliście się za ten wynajem?

Nawet nie podpisywaliśmy umowy, zawarliśmy ją na gębę! W zasadzie od razu, pierwszego dnia znajomości dał mi klucze. To bardzo pozytywna osoba, szanowana, często nas odwiedzał. Ale oczywiście, za wynajem jesteśmy rozliczeni.

ZOBACZ WIDEO Cezary Kucharski o transferze Lewandowskiego. "Co ma się wydarzyć, to się wydarzy"

W piątek będzie pan do dyspozycji trenera Romeo Jozaka?

- Mija 15 dni, odkąd zacząłem normalne trenować z drużyną. Część zajęć podczas obozu na Florydzie straciłem niestety przez uraz. Na cały mecz w Lubinie nie jestem jeszcze gotowy, ale na jego część już tak.

Zdaje pan sobie sprawę, że do Polski przyjechał jako gwiazda? Że kibice mają wobec pana wielkie wymagania?

Jestem do tego przyzwyczajony. W przeszłości grałem w dużych klubach europejskich z dużą liczbą kibiców. Chciałbym zostawić po sobie w Warszawie jakiś ślad. Mam nadzieję, że przy mnie i dzięki mojemu doświadczeniu, młodzi piłkarze nauczą się wielu nowych rzeczy. Ja też, mimo wieku, planuję się tu uczyć: o Legii, Polsce i Warszawie.

Jednym z tych, którzy mają się przy panu uczyć, jest Jarosław Niezgoda.

Na razie to mógłbym się uczyć pewnych rzeczy od niego. To on gra przecież w tej lidze i zna realia. Oczywiście, mam nadzieję, że z czasem to się zmieni i Jarek będzie mógł podejrzeć coś w mojej grze. Chciałbym, żeby odbywało się to na zasadzie zdrowej rywalizacji.

Mogło się wydawać, że po powrocie do Brazylii pogra pan jeszcze dwa lata i skończy karierę. Co sprawiło, że zdecydował się pan na powrót do Europy, do minusowych temperatur?

Niektórym wydaje się, że gra w Brazylii to wakacje, ferie. Na pewno tak nie jest, bo walka o mistrzostwo jest tam bardzo wymagająca. Znajomość z trenerem Jozakiem, która jest już bardzo długa, miała wpływ na to, że przyszedłem do Legii. Nie musiał mnie specjalnie motywować, przekonywać. Byłem w Chorwacji na wakacjach, tak samo jak trener. Spotkaliśmy się na kawie. Opowiedział mi o projekcie "Legia", spodobał mi się. Chcę zostać w Europie, niedaleko Chorwacji, po karierze pracować w piłce. Wszystko się dobrze złożyło.

Wiek nie będzie przeszkadzał w dobrych występach w Legii Warszawa?

Mogę grać jeszcze rok, dwa, cztery, pięć. Czuję się dobrze. Jestem dobrze przygotowany i nie ma podstaw, żeby sądzić, że coś będzie nie po mojej myśli. Poza tym w Europie spędziłem ponad połowę życia, czuję się tu dobrze.

Zarzucało się panu, że w ostatnich miesiącach w ogóle pan nie grał.

Mój klub Atletico uczestniczył we wszystkich możliwych rozgrywkach: mistrzostwach stanowych, mistrzostwach Brazylii, południowoamerykańskiej Champions League. Drużyna, która nie odnosi sukcesów, w roku ma ponad 70 meczów. Drużyna, która odnosi sukcesy i idzie dalej, rozgrywa ich około 85. Oprócz tego grasz mecze towarzyskie. Cały czas byłem w ruchu, nie było tak, że leżałem i nic nie robiłem.

Kibice pamiętają pana między innymi z powodu dramatycznej kontuzji - złamanej nogi (w lutym 2008 r. po faulu Martina Taylora z Birmingham Eduardo doznał otwartego złamania stawu skokowego i zerwania więzadeł; jego powrót na boisko trwał prawie rok). W jakim stopniu uraz wpłynął na przebieg pańskiej kariery?

Zdarzyło się to tuż przed mistrzostwami Europy, w bardzo dobrym momencie mojej przygody z piłką. Grało się bez przerwy, więc uraz musiał zatrzymać karierę. Jestem szczęśliwy, że mogłem wrócić - i to w niezłym stylu. Zagrałem jeszcze w Arsenalu, Szachtarze, kadrze Chorwacji. I to wbrew oczekiwaniom niektórych. Było wiele niepochlebnych opinii. Gdy zagrałem dobrze, to mówiono, że to przypadek. Gdy źle, to wina kontuzji. Szczególnie dostrzegane było to przez chorwacką prasę. Gdy kiedyś źle zagrałem piłkę, to nikt nie zwracał na to wielkiej uwagi. A po kontuzji - wszyscy mówili, że to na pewno przez uraz. Wciąż mi wypominano, że to już nie ta sama noga. Teraz nie rusza mnie to już. W Warszawie pojawiłem się po to, żeby decydować o wynikach meczów. Stać mnie na to.

Nie przyjechał pan do Legii na emeryturę?

Z całym szacunkiem dla innych lig, ale jednak na emeryturę jedzie się na Wschód. Polska nie jest miejscem na emeryturę. Jestem bardzo zmotywowany, przyjechałem zdobyć tu mistrzostwo. Gdybym chciał odpoczywać, to bym już dawno zakończył karierę.

Uczy się pan języka polskiego?

Poprosiłem o nauczyciela języka polskiego, przez godzinkę po treningu będę się starał nauczyć podstaw, żeby lepiej się przystosować do życia w Legii, kontaktu z kolegami z drużyny. Moim ojczystym językiem jest portugalski, mówię perfekcyjnie po chorwacku, do tego po rosyjsku i angielsku. Trudność będzie taka, że wiele słów i wyrażeń jest podobnych, może mi się to mieszać.

Najlepszy piłkarz, z jakim miał pan okazję grać?

Z Luką Mordriciem graliśmy od juniora. Kapitalny piłkarz i osoba. Przy jego posturze to niesamowite, jak potrafi walczyć, bardzo mi to imponuje. Druga osoba to Cesc Fabregas, który w Arsenalu miał najlepszy okres w karierze i był wtedy jednym z najlepszych pomocników na świecie.

Notował Paweł Kapusta

Źródło artykułu: