Nerwówka, witanie się z gąską i dumny Jozak - echa meczu Zagłębia z Legią

PAP / Maciej Kulczyński / Od lewej: Piotr Leciejewski, Kasper Hamalainen, Bartosz Kopacz
PAP / Maciej Kulczyński / Od lewej: Piotr Leciejewski, Kasper Hamalainen, Bartosz Kopacz

- Legia była do walnięcia - irytował się Piotr Leciejewski, który po 10 latach wrócił do ligi polskiej. W Lubinie Legia Warszawa wygrała 3:2, ale zgotowała niezły thriller.

- Moglibyśmy od razu zagrać drugi mecz, bo tyle jest w nas złości - irytował się Piotr Leciejewski w rozmowie z zaglebie.com. Bramkarz wrócił do Polski i był "bohaterem" ostatniej akcji meczu. To on znokautował Eduardo we własnym polu karnym i sędzia nie miał wyboru - "jedenastka". I chociaż Leciejewski wyczuł intencję Miroslava Radovicia to jednak piłki nie sięgnął i Zagłębie przegrało z mistrzem Polski 2:3.

- Trzeba być trochę mądrzejszym w tych ostatnich minutach. Nie musimy za każdym razem wygrywać, trzeba było przetrzymać, wykopnąć piłkę gdzieś do mojej żony na dziewiąte piętro, żeby złapała ją i byłby remis - dodał Leciejewski.

Dumny Jozak

- Pokazaliśmy charakter - mówił po meczu dumny Romeo Jozak. Trener Legii najwyraźniej zapomniał, jak po decyzji Mariusza Złotka wbił się w fotel obrażony na cały świat. Arbiter po skorzystaniu z VAR-u wskazał na "wapno". Była to już doliczona minuta. Michał Pazdan zarzekał się, że o żadnym przewinieniu nie było mowy, ale powtórki nie pozostawiały złudzeń. Nie dość, że przepychał Jakuba Maresa - a na to można było jeszcze przymknąć oko - to przede wszystkim dotknął piłki ręką. Nie był to przypadek, ponieważ Pazdan widział jak nadlatuje i niewiele zrobił, żeby uniknąć dotknięcia.

Kiedy Mares karnego wykorzystał wydawało się, że w Lubinie padnie remis 2:2. - Już witaliśmy się z gąską - wzdychał Leciejewski, który w ostatniej akcji meczu sfaulował Eduardo. Nowy napastnik Legii nie oczarował, często zwijał się z bólu, ale zanotował asystę przy golu Jarosława Niezgody i wywalczył "jedenastkę". Dlatego jego debiut należy oceniać w kategoriach "efektywnych".

ZOBACZ WIDEO Cóż za kanonada strzelecka - dziewięć bramek w meczu Swansea City - Notts County! [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS 1]

Jozak po meczu jednym tchem wymieniał tych, co jego zdaniem zasłużyli na pochwały. - Kilku piłkarzy zagrało dziś po raz pierwszy w barwach Legii i ci zawodnicy zaprezentowali się bardzo dobrze. Remy - solidność, Antolić - mądrość, Philipps - znakomicie się poruszał. Swoje zrobił też Miro Radović. "Rado" to legenda i ikona polskiej ligi. Świetnie zagrał dziś też Mączyński, z dobrej strony pokazali się Pazdan i Malarz. Niezgoda staje się kluczowym zawodnikiem zespołu - przyznał.

- Świat się nie wali, meczów jest jeszcze dużo - mówił z kolei Łukasz Moneta. Dla niego był to bardzo ważny mecz. Jesienią był w Legii, ale słowo "był" jest kluczowe. W Ekstraklasie nie zagrał choćby minuty i zimą trafił do Zagłębia na zasadzie wypożyczenia. O dziwo, w umowie pomiędzy klubami nie zawarto klauzuli, że Moneta nie może wystąpić przeciwko Legii. Jednak krzywdy mistrzowi Polski nie zrobił. Jego akcje były chaotyczne i nieefektywne.

Był Jakub, jest Jakub 

W Lubinie na duży plus zasługuje Jakub Meres. Doświadczony czeski piłkarz ma zastąpić swojego imiennika Jakuba Świerczoka i w piątkowy wieczór zrobił to, co należało. W drugiej połowie najpierw wykorzystał dośrodkowanie Bartłomieja Pawłowskiego, a później sam wywalczył rzut karny, który zamienił na bramkę. Słowak zrobił niezłe wrażenie - był bardzo aktywny, mnóstwo roboty miała z nim para środkowych obrońców. W niektórych sytuacjach Mares zrobił więcej niż wydawało się, że da się zrobić.

Mares może przypominać kibicom Zagłębia innego czeskiego napastnika - Michala Papadopulosa. Obaj doskonale potrafią się zastawiać, świetnie grają tyłem do bramki. Mares kiedyś zapowiadał się na lepszego piłkarza - w 2007 roku grał z reprezentacją Czech U-20 w finale mistrzostw świata z Argentyną naszpikowaną takimi piłkarzami jak: Sergio Aguero, Mauro Zarate, Ever Banega czy Sergio Romero. Później jednak utknął w czeskiej lidze i kilka bramek na sezon to było wszystko na co było go stać.

"Walniemy Wisłę" 

- Jeszcze dzisiaj będziemy trochę to przeżywać, ale później jedziemy do Płocka, walimy ich i wracamy z trzema punktami. Nie ma co już płakać, pogrzeb trwa 15 minut i koniec - podsumował Piotr Leciejewski, który z pewnością da się zapamiętać nie tylko interwencjami na boisku, ale swoimi nietuzinkowymi wypowiedziami.

Legia ma 41 punktów na koncie i przed kolejnymi meczami w 22. kolejce Lotto Ekstraklasy wyprzedzała o pięć "oczek" Lecha, Jagiellonię i Górnika, który w piątek przegrał w Płocku z Wisłą. To właśnie z Nafciarzami Zagłębie zagra w przyszłej kolejce. Legia podejmie natomiast Śląsk Wrocław.

Komentarze (14)
avatar
Szczery do ......
11.02.2018
Zgłoś do moderacji
1
2
Odpowiedz
I czym była by nasza liga bez drukowania dla leglej !!!! To już jest nudne . A gadanie pachołków z łazienkowskiej , ciągle to same i wręcz bardzo nudne . Ale cóż , jaki klub tacy kibice !!! 
avatar
Władysław Brodziak
10.02.2018
Zgłoś do moderacji
2
1
Odpowiedz
Mecz musiał być wygrany.Sędzia grał jak szalony!!!!!! 
Tomek Jarkowski
10.02.2018
Zgłoś do moderacji
3
1
Odpowiedz
jak to jest : proceduralnie mecz miał być przedłuzony o 4min, a faktycznie o 8 min. 
dandak
10.02.2018
Zgłoś do moderacji
1
2
Odpowiedz
Ogolnie wynik byl sprawidliwy.
Leciejewski powinien dostac czerwona, takie sa przepisy.
Byly momenty, ze sedzia sie pogoubil, decydowal nieadekwatnie do sytaaci. 
avatar
prym
10.02.2018
Zgłoś do moderacji
1
1
Odpowiedz
Pożyjem uwidzim....jak to Zagłębie będzie Wisłę walić i oby nie było UCHACHA z Zagłębia oczywiście.