Patryk Stefański na Islandii. "Szybcy i wściekli" w Akranes i dziewczyna w tle

Z Polski chciał po prostu wyjechać. Miał dość tutejszych problemów. - Nigdy nawet mi przez myśl nie przeszło, że mogę tam wylądować - opowiada piłkarz Patryk Stefański, który siedem miesięcy spędził w wybuchowej Islandii.

Artur Długosz
Artur Długosz
Patryk Stefański Archiwum prywatne / Patryk Stefański / Na zdjęciu: Patryk Stefański
Akranes to małe, 6-tysięczne miasteczko nad oceanem z górą wulkaniczną w pobliżu. Nie ona jednak ostatnio wybuchała. Kilkanaście miesięcy temu miasteczkiem wstrząsnął ryk potężnych silników. Ekipa filmowa z Hollywood kręciła tam sceny hitu "Szybcy i wściekli 8". Gdy wybierała się do państwa na odludziu Europy, zapowiadała "największą eksplozję w historii Islandii". Poza tym, w tej rybackiej miejscowości niewiele się dzieje. To dobre miejsce na reset głowy.

- Trochę nietypowy, dosyć egzotyczno-mroźny kierunek. Pomysł podrzucił mi menadżer. Ogólnie nie narzekam za wiele, ale już naprawdę miałem całkowity przesyt klimatu polskich klubów, polskich problemów. Wiedziałem, że tam odżyję i odsapnę trochę od naszej polskiej rzeczywistości. Nie przestraszyłem się - mówi WP SportoweFakty 28-letni Patryk Stefański. W kwietniu ubiegłego roku został piłkarzem 18-krotnego mistrza kraju IA Akranes.

Wiatr, który zawracał piłkę

I od razu zderzył się z surowością miejscowego klimatu. - Przylatywałem w kwietniu, trafiłem jeszcze na zimę. Śnieżyce był naprawdę konkretne. Wiatr jest natomiast chyba najbardziej uciążliwy, bo czasami był nawet problem, żeby pod niego iść. A co dopiero grać w piłkę. Czasem bramkarz wybijając "piątkę", musiał cztery razy podbiegać do piłki, ustawiać ją, bo ją zdmuchiwało. Drużyna, która grała z wiatrem, to pierwszy raz się spotkałem z tym, że miała tak mocny handicap. Trochę kuriozum. A w drugiej połowie role się odwracały. Piłka wyczyniała cuda, kopało się w jedną stronę, a ona była w stanie zatrzymać się w powietrzu i wrócić. I zazwyczaj się grało w taką pogodę - opowiada skrzydłowy.

IA Akranes to utytułowany klub, 18 razy wygrywał mistrzostwo. Z bazą, jakiej w Polsce można tylko pozazdrościć. Stefański był zafascynowany tym, że w 6-tysięcznym miasteczku klub miał boisko główne, boisko zadaszone, 4 pełnowymiarowe boiska treningowe i całe zaplecze w postaci basenu, siłowni itd.

I porównuje z Polską: - Pełnowymiarowa sztuczna murawa pod dachem była ogólnodostępna. U nas często takie boiska są zamykane na klucz i nikt nie ma do nich dostępu. Tam, tak naprawdę przez cały dzień, o której godzinie dzieciaki chciały, to wchodziły i grały w piłkę. I nikt im złego słowa nie powiedział. To też takie podejście islandzkie, że nikt po prostu się za bardzo nie spinał na takie rzeczy, że ktoś może zepsuć murawę. Jeżeli dzieciaki chcą, to grają - stwierdza piłkarz, który w IA Akranes w islandzkiej ekstraklasie rozegrał dziesięć meczów.

W drużynie z kuzynami

Polak w klubie miał kolegów, którzy na co dzień normalnie pracują. Jeden w banku, inni w firmie przewozowej, kurierskiej, a jeszcze inny w chemicznej. - Czasami to tak dosyć śmiesznie wyglądało, bo ktoś przychodził w roboczym stroju do klubu na trening. Miał na sobie cały uniform z pracy, przebierał się i był gotowy. Dla nich to było całkowicie normalne. Nikt się nie skarżył, że może być przemęczony. To już jest chyba taka specyfika, że od małego mają taki tryb pracy, trenowania. Im to kompletnie nie przeszkadza - komentuje piłkarz.

ZOBACZ WIDEO Thiago Cionek zatrzymał wielki Juventus [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

I opowiada dalej: - W drużynie grali kuzynowie, bracia, prawie sami krewni. Oni wszyscy tak naprawdę razem dorastali w Akranes, znali się od dziecka i później razem przechodzili przez wszystkie etapy szkolenia i razem trafiali do pierwszej drużyny. To była bardzo zżyta grupa ludzi.

A do tego wszystkiego pełen luz, zero presji. - W Polsce, jak młody zawodnik źle zagra, to dostaje solidny opieprz i to być może go podłamuje. Tam nie ma o czymś takim mowy. Nieraz mi się zdarzyło coś zepsuć - ani razu nie usłyszałem jakiegoś złego słowa. Zero negatywnych emocji, jeżeli komuś coś nie wyszło.

Islandia surowa dla gościa

Na wyspie grał przez 7 miesięcy. Dlaczego tak krótko? - W zimę szczerze nie polecam tam jechać, bo tak naprawdę to nastają ciemności i nawet nie można korzystać z tych krajobrazów - mówi piłkarz. - Jeżeli chodzi o obcokrajowca, to trzeba się uzbroić w witaminy i jakoś sobie pomagać, suplementować te braki słońca. Jest ciężko. Nie dziwi mnie to, że na Islandii i w krajach skandynawskich jest duży odsetek problemów ludzi z depresją. Te zimy są ciężkie - podkreśla.

- Ogólnie to była naprawdę fajna przygoda, ale jednak klimat po prostu nie był dla mnie. To mi też powoli zaczynało się na zdrowiu odbijać. Jakby była jakaś fajna opcja, żeby zostać, to być może bym to rozważył, ale jednak postanowiłem wrócić - podsumowuje piłkarz.

Patryk Stefański w Polsce nie jest sam. W Stalowej Woli na Podkarpaciu, gdzie piłkarz występuje w II-ligowej Stali, mieszka z dziewczyną, którą poznał właśnie pod koniec swojego pobytu na Islandii. Mówi: - To było dwa tygodnie przed moim wylotem. To Polka i okazało się, że ze Śląska. Ja też stamtąd pochodzę. Poza jakąś przygodą i grą w piłkę, to jeszcze mi się takie szczęście trafiło.

Czy Patryk Stefański dobrze zrobił decydując się na powrót do Polski?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×