Romeo Jozak wychwala swojego piłkarza. "Młody snajper z potencjałem to jest skarb"

Marek Wawrzynowski
Marek Wawrzynowski
Miał pan szczęście?

Też, ale szczęście w tej sytuacji to za mało, postawiono na mnie, bo byłem dobry i znałem się na tym, co robiłem.

Zabrał pan do Polski rodzinę?

Na razie nie, ale zastanawiamy się cały czas nad takim rozwiązaniem. Żyjemy na szczęście w czasach, kiedy lot z Warszawy do Zagrzebia zajmuje dwie godziny, więc możemy się często widywać.

Podobno kiedyś odrzucił pan ofertę z Arsenalu, bo nie chciał przeprowadzać się z małymi dziećmi
.

Tak, ale to było 7 lat temu. Mogłem być dyrektorem akademii Arsenalu.

Praca marzeń.

To prawda. Ale to było w tym samym czasie, gdy dostałem możliwość pracy na stanowisku dyrektora sportowego w chorwackiej federacji.

Błąd?

Nie. Teraz jestem w Legii, pracuję z pierwszym zespołem. Nie wiem gdzie bym był, gdybym przyjął tamtą ofertę.

Dlaczego mówi pan, że nie wróci w najbliższym czasie do Chorwacji?

W Chorwacji mieszkają 4 miliony ludzi, a świat jest duży, otwarty, są również inne możliwości.

W ojczyźnie chciał pan zostać trenerem, nie wyszło.

Tak, chciałem. Przyznaję, że miałem już wszystkie możliwe stanowiska w pracy, nazwijmy to zarządzającej i czułem się już spełniony. Potrzebowałem nowych wyzwań. Chciałem też sobie coś udowodnić. Nie ludziom dookoła, ale sobie.

Ale też chyba ludziom dookoła. Nazywali pana "Mr Laptop" albo "Trener z Laptopa".

Kto tak mówił?

Z tego co wiem, to trenerzy w Chorwacji.

Proszę mi powiedzieć, pan tu dziś przyjechał samochodem czy rowerem?

Samochodem.

Ano właśnie. Niektórzy ludzie mnie nie lubili, bo zbyt szybko przechodziłem kolejne szczeble. Ale gdyby tak pojechać na obóz Bayernu czy Realu. Tam zobaczy pan 20 laptopów. A to są w większości uwagi ludzi, którzy nawet nie wiedzą, jak się włącza komputer.

Tu jednak chodziło o to, że nigdy nie prowadził pan klubu a zabiera głos i nadzoruje trenerów. Zastanawia mnie co takiego jest w pracy trenera nowego czego wcześniej pan nie doświadczał.

Odpowiedzialność za zespół.

A presja?

Zawsze pracowałem pod presją. Ale od początku byłem przekonany, że podjąłem dobrą decyzję. Jestem bardzo mocno wierzący i czuję, że ktoś nade mną czuwa.

"Bardzo wierzący" to znaczy?

To jest tak, że czuję coś. To nie jest takie oczywiste, bo wiele osób, które chodzi regularnie do kościoła, cały czas tego szuka. Dla mnie jest to siła, która pomaga mi w życiu. Czuję, że w trudnych momentach, poza najbliższymi, nie jestem sam.

Gdy został pan ogłoszony trenerem, wiele osób miało wątpliwości. Sam nazwałem to rosyjską ruletką.

Ja nie miałem wątpliwości, byłem przekonany, że się uda. Całe moje życie zawodowe to poprawianie czegoś. Oczywiście trzeba mieć także trochę szczęścia.

Jak w meczu z Zagłębiem?

Akurat uważam, że w tym meczu to trener Zagłębia miał znacznie więcej szczęścia, bo już wcześniej powinniśmy rozstrzygnąć wynik meczu. Powiedzmy sobie szczerze, gdyby nie VAR, to nie byłoby karnego dla Zagłębia.

Ma pan problem z VAR?

Nie, nie, uważam, że jest potrzebny. Chcę uczciwej rywalizacji. Czasem jest korzystny dla nas, czasem przeciwko nam. W meczu z Koroną Kielce straciliśmy bramkę ze spalonego i nawet mimo VAR, sędzia podjął, moim zdaniem, złą decyzję. Ale to oczywiście może się zdarzyć. VAR jest potrzebny. Gdybym miał się do czegoś przyczepić, to myślę, że decyzje powinny być podejmowane szybciej, chociażby w amerykańskich sportach sędzia nie musi sprawdzać samodzielnie sytuacji, decyzję podejmuje zaufany człowiek. Ale to moja opinia.

Jakie powinny być relacje między trenerem a zawodnikami?

Poza wszystkimi innymi szczegółami, jest jedna kluczowa rzecz. Zawodnicy powinni szanować trenera. Moja mama, która uczyła matematyki i fizyki oraz była dyrektorem szkoły, mówiła mi: "Ludzie nie muszą cię kochać, ale muszą cię szanować". Dopóki zawodnicy szanują trenera, będzie miał wyniki. Jeśli straci szacunek, będzie przegrywał.

Przypomina mi się w tym miejscu słynna konferencja po meczu z Lechem, specjaliści orzekli, że powiedział pan za dużo i straci szatnię i szacunek zawodników.

Pan sam sobie musi odpowiedzieć. Minęło 5 miesięcy.

Ale był to błąd?

Zbyt długo siedzę w piłce, żeby nie znać waszych sztuczek.

Słucham?

Ja powiem, że to był błąd, a pan to wrzuci do tytułu: "Jozak - konferencja po Lechu była błędem". A to było 5 miesięcy temu.

Nie pomyślałem o tym. Ale sytuacja była trudna?

Zdecydowanie. To było duże wyzwanie. Ale myślę, że szacunek zdobywa się uczciwością. Jak chodzisz za ludźmi i mówisz: "Jesteś fajny", "jesteś dobry", "jesteś super", to to nie spotka się z dobrym przyjęciem. Uczciwość jest najważniejsza. Nieważne jak jesteś twardy. Nie traci się szacunku za szczerą opinię.

Myśli pan, że trener może wygrać mecz? Jest takie popularne zdanie Platiniego, że nie może. Boniek oceniał wpływ trenera na 10 procent. Ale wielu trenerów myśli inaczej. Dziś czytałem wywiad z Carlosem Bianchim, który mówi że trenerzy wygrywają i przegrywają mecze.

I z tym ostatnim się zgadzam. Trener ma wpływ na wynik meczu. Oczywiście z każdą minutą ten wpływ się zmniejsza, a potem znowu wzrasta w przerwie. Nie może mieć pełnej kontroli, bo tak, jak rozmawialiśmy, czasem decyduje szczęście. Ale raczej widzę rolę trenera w dłuższej perspektywie, gdy ten czynnik szczęścia jest ograniczony. Wtedy wygrywa najlepszy.

Legia jest najlepsza?

Tak.

Zdecydowanie?

Tego nie wiem. Ale wiem, że gdyby ci zawodnicy mieli inne koszulki, nie z napisem Legia, to już byśmy mieli solidną przewagę. Bo jestem tu już wystarczająco długo, żeby stwierdzić, że przeciwnicy na słowo Legia grają nawet 40-50 procent lepiej. Ale nam to nie przeszkadza.

Dariusz Mioduski nie zatrudnił pana, żeby zdobył pan tylko mistrzostwo.

Tak, to racja. Mamy tu zbudować coś więcej, dlatego mam tu współpracowników, którzy tworzą trwałe struktury. To chyba jednak oczywiste, że będzie nam zdecydowanie łatwiej, jeśli zaczniemy od tytułu. To nasz najważniejszy cel w tym momencie.

Czy Legia Warszawa zostanie mistrzem Polski w 2018 roku?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×