Romeo Jozak wychwala swojego piłkarza. "Młody snajper z potencjałem to jest skarb"

Romeo Jozak jest zachwycony Jarosławem Niezgodą. Sugeruje, że młody Polak mógłby pojechać z kadrą na mistrzostwa świata w Rosji. - Taki młody snajper z potencjałem to jest skarb - zaznacza trener Legii Warszawa.

Marek Wawrzynowski
Marek Wawrzynowski
Romeo Jozak Agencja Gazeta / Jakub Porzycki / Na zdjęciu: Romeo Jozak

Marek Wawrzynowski, WP SportoweFakty: Jakim samochodem pan jeździ?

Romeo Jozak:
W Chorwacji mam Jaguara XJ. Przez lata był to samochód, w którym byłem zakochany, ale nie mogłem sobie na niego pozwolić. I w końcu dwa lata temu sobie kupiłem. A w Warszawie jeżdżę Volvo, które dostałem na czas pracy od klubu. A dlaczego pan pyta?

Bo zastanawiam się jaki samochód musi mieć facet, który może pozwolić sobie na to, żeby trzymać Ferrari w garażu.

No cóż, nie jestem typem gościa, który korzysta z Ferrari. A na poważnie, gdy w pierwszych trzech meczach graliśmy jednym napastnikiem, Armando Sadiku rozpoczynał w wyjściowym składzie, dostał swoją szansę (w rozmowie z PS Sadiku powiedział: "To że nie grałem, to jak mieć ferrari i trzymać je w garażu, zamiast nim jeździć - red.). Jarek Niezgoda był zmiennikiem i chyba wszyscy wiedzą, jak to się skończyło. Chłopak naprawdę świetnie wykorzystał swoją szansę, zrobił ogromny postęp i naprawdę, wcale bym się nie zdziwił, gdyby znalazł się w składzie na mistrzostwa świata w Rosji. Taki młody snajper z potencjałem to jest skarb. Słyszałem wiele takich spekulacji o Piątku z Cracovii, może rok czy dwa temu ten zawodnik był o krok przed, ale moim zdaniem dziś Niezgoda już go prześcignął.

Pana również ten jego skok jakościowy dziwi?

Na pewno nie mogę powiedzieć, że to niespodzianka.

A jednak zaczynał na ławce.

Gdy przyszedłem, musiałem podjąć szybką decyzję na podstawie dwóch treningów. Wybrałem Armando. Mieliśmy mecze w środku tygodnia i nie chciałem ryzykować od razu ze zmianą ustawienia. Podczas obozów przygotowawczych na Florydzie i w Benidormie w Hiszpanii Sadiku był jednym z tych zawodników, którzy dali z siebie jeszcze więcej, niż oczekiwałem. Wszyscy świetnie pracowali, ale on dosłownie "fruwał". To fajny facet, z mocną osobowością. Dał z siebie wszystko, co miał najlepszego. Nie wiem co by było, gdyby został, ale uznałem, że Niezgoda jest numerem 1, a do tego doszedł Eduardo.

ZOBACZ WIDEO Ależ sobie postrzelali! Siedem goli w meczu PSG [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]


I tu padł zarzut od części dziennikarzy, że przecież mieliście stawiać na młodych.

Niezgoda i Szymański robią bardzo duży postęp, ale nie można wszystkiego zrzucać na nich, są wciąż młodymi piłkarzami. Potrzebują takiego wsparcia. Pytanie też, co jest najważniejsze dla klubu? Jeśli ustalimy, że granie młodzieżą, to będziemy grali zawodnikami do lat 19. Ale nie będziemy wygrywali. Nie ma żadnych wątpliwości, że kryterium numer 1 jest takie, że musimy wygrywać. Kryterium numer 2 - wprowadzać młodych. Ale wciąż najważniejszy jest numer 1. Proszę uwierzyć, że jeśli będzie grała młodzież a my będziemy przegrywać 0:5, nikt nie będzie szczęśliwy. Ale możemy być mądrzy i wystawiać dwóch młodych zawodników, takich jak Niezgoda i Szymański. A oni potrzebują mieć obok Vesovicia, Hamalainena, Eduardo, Radovicia, żeby im pomogli.

Eduardo zaczął dobrze, skąd w ogóle pomysł, żeby tego zawodnika ściągnąć?

Dowiedziałem się, że chce wrócić do Europy, do Chorwacji, bo stąd pochodzi jego żona. Wiele klubów z Chorwacji o niego zabiegało. Cała czołówka. A jest to wciąż doskonały piłkarz, więc uznałem, że warto spróbować. Akurat w Nowy Rok byłem na nartach w Bad Kleinkircheim, ponieważ moje dzieci uwielbiają narty. I on po prostu wsiadł w samochód i przyjechał do Wiednia. 1 stycznia! Porozmawialiśmy z właścicielem i dyrektorem technicznym i się dogadaliśmy.

Zaskoczyło mnie trochę, że zobaczyłem w podstawowym składzie na pierwszy mecz Sebastiana Szymańskiego. Oczywiście sam się tego domagałem, ale w sumie to była niespodzianka.

Całe życie pracowałem z młodymi i utalentowanymi zawodnikami, więc myślę, że wiem jak z nimi postępować. Są dwie strony - talent i talent mentalny, tak to nazwijmy. I ten drugi jest najważniejszy. Szymański miał talent, to wiedziałem od początku. Podczas każdej sesji treningowej przyglądałem mu się uważnie, ale początkowo nie byłem przekonany, jak poradzi sobie mentalnie.

Zanim pan się pojawił Szymański potrafił "pociągnąć" zespół, np. w meczu z Astaną.

Oczywiście, ale widziałem również mecze Sadiku czy Nagy'ego. Czym innym jest widzieć i słyszeć, a czym innym zobaczyć z bliska, dotknąć problemu. Wiedziałem, że Szymański będzie piłkarzem, ale nie wiedziałem, jak dużo czasu zajmie mu przejście z piłki młodzieżowej do seniorskiej. I to było główne zmartwienie. Błędy, które popełniasz na głównym boisku bywają kosztowne. Teraz na obozie przygotowawczym udowodnił mi, że jest gotowy. Ale to wciąż młody zawodnik, przed którym jeszcze długa droga.

Po pierwszych kolejkach ludzie byli pod wrażeniem nowych zawodników - Wililiama Remy'ego i Chrisa Philippsa.

Szukaliśmy zawodników na pozycję defensywnego pomocnika i środkowego obrońcy. Po prostu trafiliśmy ich i mam poczucie, że to był dobry interes.

Remy to w jakimś sensie casus Odjidji-Ofoe, o którym pewnie pan słyszał. Zawodnik tracił czas za granicą i przyjechał do Polski się odbudować.

I to dobry przykład. Każdy widzi, że to dobry przykład. Z jednej strony zawodnicy tacy jak Remy, z drugiej tacy jak Jarek Niezgoda. Jeśli utrzyma taką dyspozycję, ktoś położy za niego na stole duże pieniądze.

To znaczy jakie?

Powyżej 10 milionów euro.

No to już macie ponad 20, bo Dariusz Mioduski mówi, że za tyle pójdzie też Szymański.

Ponieważ to prawda, ale dlaczego o tym mówimy. Otóż gdyby wcześniej wspomniany Remy regularnie grał, musielibyśmy wyłożyć za niego kilka milionów, moim zdaniem minimum 5. A skoro znalazł się w trudnej sytuacji, warto było wykorzystać moment.

Kiedyś powiedział pan w wywiadzie dla chorwackich mediów, że pańskie nazwisko otwiera wiele drzwi za granicą, ale zamyka w ojczyźnie.

W Chorwacji, w swojej branży osiągnąłem praktycznie wszystko. Byłem szefem akademii Dinama, dyrektorem sportowym w klubie, dyrektorem federacji. Nie można mieć więcej. Miałem poczucie, że jestem już spełniony. Potrzebowałem wyjechać.

A dla pana to nie był problem, że był pan uważany za "człowieka Zdravko Mamicia" [chorwacki menedżer i działacz piłkarski - przyp. red.]? Czy nie dlatego pan wyjechał?

Nie, nie dlatego. Przecież pracowaliśmy razem. To nie był dla mnie problem.

Ale z pańską pewnością siebie, powiedziałbym nawet dużym ego, trudno jest chyba być czyimś człowiekiem.

Kiedy zostałem przez niego zatrudniony, byłem młodym człowiekiem. I zawsze darzyłem go wielkim szacunkiem. To jest bardzo inteligentny facet.

A mówi się o nim, że to niemal gangster.

Ja go znam od innej strony. To człowiek, który jest niezwykle inteligentny i bystry. Dziś jesteśmy w innej sytuacji, ale 15 lat temu szukałem pracy, a on dał mi szansę.

Czy Legia Warszawa zostanie mistrzem Polski w 2018 roku?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×