Uli Hesse, autor książki o Bayernie: Monachium nie kocha Lewandowskiego

PAP / Matthias Balk / Na zdjęciu: Robert Lewandowski
PAP / Matthias Balk / Na zdjęciu: Robert Lewandowski

- Dla większości fanów nie ma znaczenia, ile Lewandowski strzeli goli. Nigdy tu nie będzie tak wielki jak Thomas Mueller czy nawet Franck Ribery - mówi nam Uli Hesse, autor książki "Bayern. Globalny Superklub"

Jacek Stańczyk, Marek Wawrzynowski, WP SportoweFakty: Jak pan widzi tę zmianę agenta przez Lewandowskiego? Dla nas jest to tak oczywiste, że on nie musi nic mówić.

Uli Hesse: Oczywiste jest, że gdy skończy się jego obecny kontrakt, będzie miał 33 lata i będzie za późno, żeby gdziekolwiek iść.

Cezary Kucharski rozmawiał wielokrotnie z Realem i był blisko porozumienia, a jednak Bayern zawsze mówił "nie". Więc dlaczego miałoby się to zmienić.

Mieliśmy w ostatnim czasie kilka przykładów zawodników, którzy zmusili kluby do zmiany. Lewandowski póki co był bardzo profesjonalny, mówił otwarcie, ale nie przekraczał granicy. Tak było w Dortmundzie. Mówił: "chcę odejść". Klub odpowiadał: "nie", a on odpowiadał: "ok". Nie sądzę, żeby on chciał w ten sposób wymusić transfer. Ale na pewno podejmie rozmowy.

Bayern nie musi go sprzedawać.

Otóż to, tym bardziej, że nie widzę w tej chwili na europejskim rynku transferowym zawodnika, który mógłby go zastąpić. Podobnie było w Borussii Dortmund, gdzie wydawało się, że za Lewandowskiego może wejść Aubameyang. A jednak klub zaczął nagle grać znacznie słabiej i nie ma wątpliwości, że właśnie sprzedaż Lewandowskiego była jednym z głównych czynników.

Dlaczego tak było?

No właśnie, to jest dobre pytanie. Wcześniej był tylko Lewandowski i nikogo innego. Ludzie zastanawiali się: "a co będzie jeśli ten zawodnik złamie nogę?". To byłby koniec. Ale oczywiście Lewandowski nigdy nie jest kontuzjowany ani zawieszony. Więc nic takiego nie miało miejsca. Borussia nie puściła go i miała rok na przygotowanie zastępstwa. A więc przesunięto ze skrzydła Aubameyanga, ściągnięto Adriana Ramosa z Herthy i świetnego wtedy Ciro Immobile z Włoch. A jednak to nie starczyło. Oczywiście czynniki mogły być różne, mogło być po prostu tak, że klub był już "wycieńczony" ostatnimi latami.

Bayern stał się za mały dla Roberta? Wygrał wszystko.

W Niemczech tak, ale brakuje mu Ligi Mistrzów. A wiele wskazuje na to, że obecny sezon to ostania szansa dla Bayernu na wygranie tego trofeum. Biorąc pod uwagę pieniądze. Nawet Bayern nie jest w stanie sprostać tempu, które narzucają kluby pokroju PSG czy Manchester City. Druga sprawa to wiek zawodników. Bayern nie dał rady zrestrukturyzować drużyny i teraz ma dość wysoką średnią. Oczywiście Bayern jest wciąż klubem globalnym. Ribery i Robben to oczywiście wciąż świetni piłkarze, ale...

Wiadomo o co chodzi. Ale czy Bayern wciąż jest tzw. globalnym superklubem?

Jednym z czterech, obok Realu, Barcelony, Manchesteru United.

Czyżby?

Zobaczcie na klub typu Arsenal. Mają historię, wielką bazę fanów, podobnie Liverpool. Tyle tylko, że nie zdobywają obecnie trofeów. Z drugiej strony macie kluby typu Manchester City, które wygrywają, ale nie mają tradycji, aury wokół siebie. Bayern to wszystko ma, a wy pytacie czy jest za mały dla Roberta?

No pytamy. Można tu przyłożyć na przykład Juventus. Wielki klub.

No cóż, po części tak.

No właśnie. Czy dziś mówiąc o wielkich klubach Europy, mówimy o TOP4 czy raczej o TOP3+1?

Chyba to drugie. Pewne jest, że gdybym był Lewandowskim, chciałbym odejść. Został mu jeden wielki transfer. I chyba nie chodzi tu o pieniądze, a o wyzwanie. Na pewno jako zawodowiec zastanawia się: "Jakbym poradził sobie w Hiszpanii?", "Czy byłbym królem strzelców?". Z drugiej strony byłbym smutny, gdyby jednak odszedł. W przyszłym sezonie zostałby pewnie najskuteczniejszym obcokrajowcem w historii Bundesligi.

Ale tak naprawdę wszystko zależy od Bayernu, nie od Lewandowskiego. Bayern nie widzi tego w kategorii TOP3+1.

Oczywiście rozmawiamy na pewnym poziomie spekulacji, ale przecież wszyscy wiemy, że Lewandowski nie zmieniłby agenta, gdyby nie widział, że jest szansa na zmianę. To jest jakby punkt wyjścia naszej rozmowy. Klub też widzi: "mamy fantastycznego zawodnika, ale ma już 30 lat". Oczywiście Lewandowski jest zawodnikiem wyjątkowym. Gdy przychodził Guardiola, ludzie mówili, że "Lewy" ma problem, bo Guardiola nie lubi środkowych napastników...

Czy Robert ma tak mocną pozycję w niemieckim futbolu, by krytykować Bayern?

W książce pokazywałem zawodników, którzy wypowiadali się zdecydowanie ostrzej. Zobaczmy, co działo się w latach 90. Przecież to nie było tak dawno temu.

Najsłynniejsza była kłótnia między Matthaeusem i Klinsmannem.

Tak. A przecież obaj byli zawodnikami jednego klubu. Matthaeus założył się, że Klinsmann nie strzeli konkretnej liczby bramek w sezonie, o czym Klinsmann dowiedział się już po czasie. Konflikt był naprawdę ostry.

I spowodował wykluczenie Lothara z kadry.

Była słynna konferencja prasowa Trappatonniego, który w końcu poszedł do Uliego Hoenessa i powiedział: "słuchaj, puść mnie. Jeśli zostanę tu jeszcze trochę, to umrę". Klub wysyłał za zawodnikami prywatnych detektywów. Słynny był przypadek Mario Baslera, który lubił alkohol i hazard. Ciekawe, że w latach 90. niemieccy piłkarze mieli opinię ludzi niezależnych, wolnych ptaków.

Ok, ale czasy się zmieniły. Lata 90. przyniosły zmianę profilu zawodnika. Stał się bardziej "atletą" niż piłkarzem, doszła nowa rzeczywistość medialna, wszechobecny PR.

W tych nowych realiach Lewandowski ma tak dużą pozycję, by krytykować klub. Takim głośnym przykładem ostatnich lat jest Philipp Lahm. Również on krytykował klub za politykę transferową i dostał wielką karę. Oczywiście udzielając wywiadu, dokładnie wiedział, co robi, bo pominął wydział prasowy. Podobnie było z Robertem.

Tyle, że on nie dostał kary.

Co było zaskoczeniem. Jego pozycja w niemieckiej piłce jest dość interesująca. Zobaczcie, że był jednym z trzech polskich zawodników w Borussii Dortmund, ale trzymał się na boku. Błaszczykowski jest dziś bohaterem w Dortmundzie, a Lewandowski po prostu najlepszym graczem. To samo w Bayernie. Jest szanowany, bardzo poważany, ale niekoniecznie kochany. Ludzie uważają go za wybitnego profesjonalistę, ale to nie jest jeden z tych facetów, którzy całują herb i zapewniają, że od dziecka marzyli o grze w Bayernie. To po prostu jest jego praca.

Ile więc goli musi strzelić, żeby ludzie go pokochali?

Musimy się dobrze zrozumieć. Dla dzieci jest on na pewno wielkim idolem. Bo dzieci szukają gwiazd, statystyk. Ale dla większości fanów nie ma znaczenia, ile strzeli goli. Nigdy nie będzie tak wielki jak Thomas Muller. Czy nawet Franck Ribery, którego kibice po prostu uwielbiają. Jest on taki entuzjastyczny, gra sercem nie głową. Robert gra tylko głową. Wykonuje swoją pracę, oczywiście bardziej niż perfekcyjnie.

ZOBACZ WIDEO Jacek Stańczyk: To ma być ostatni wielki transfer Lewandowskiego w życiu

Jego najbliższy przyjaciel, prawa ręka, mówi wprost, że Real Madryt to jest po prostu marzenie Roberta.

Christoph Metlezder dostał kiedyś ofertę gry w Realu. Wszyscy mówili mu: "daj spokój, to nie jest twój poziom". A on mówi: "ja wiem, ale mam ofertę z Realu. Nie możesz powiedzieć nie". Jeśli jesteś profesjonalnym zawodnikiem i możesz powiedzieć o sobie, że grałeś w jednym z tych wielkich klubów, to jesteś jakoś spełniony.

Lewandowski potrzebuje nowych wyzwań. Rywalizacja w Niemczech stała się, co tu dużo ukrywać, nudna.  Jest Bayern i reszta świata.

Oczywiście. Thomas Muller powiedział jakiś czas temu, że najlepsze, co mogło się im przytrafić, to Borussia Dortmund. To ona narzuciła tempo.

A czy ten obecny Bayern jest w stanie wygrać Ligę Mistrzów? 

Tak, no bo dlaczego nie. To może być ostatnia szansa w najbliższych kilku latach. Weźmy przykład Roberta, który właśnie takie myśli może mieć z tyłu głowy. W kolejnych latach te szanse pewnie będą już gorsze.

Brak wygranej będzie katastrofą? Globalny superklub musi zdobywać najważniejsze puchary. 

To nie będzie katastrofa. Kibice Bayernu wiedzą, jak ciężko jest wygrać Ligę Mistrzów, byli na Camp Nou w 1999 roku (Bayern przegrał z Manchesterem United 1:2 po golach w doliczonym czasie gry), przechodzili przez to. Są rozsądni, zdają sobie sprawę, że na pewno drużyna może osiągnąć półfinał, ale wszystko co dalej zależy od tylu czynników. Porównałbym ich właśnie do Roberta Lewandowskiego - myślą przede wszystkim głową. Nie są jak Ribery, który działa przede wszystkim sercem.

Źródło artykułu: