Emmanuel Olisadebe był na początku XXI wieku absolutną gwiazdą naszej reprezentacji. Bez niego nie byłoby awansu Polski na mistrzostwa świata 2002. Urodzonego w nigeryjskim Warri zawodnika uwielbiały rzesze kibiców nad Wisłą.
Ukoronowaniem tego wszystkiego był Mundial w Korei i Japonii. Biało-Czerwoni jechali do Azji z nadziejami sięgającymi nawet medalu. Tymczasem, po porażkach z gospodarzami (0:2) oraz Portugalią (0:4), Polacy musieli szybko pakować się na podróż powrotną. Na otarcie łez pozostało nam jedynie zwycięstwo w pożegnalnym meczu z USA (3:1), gdzie "Oli" zdobył jedną z bramek. - Mogliśmy osiągnąć więcej, ale wielu zawodników grało dla siebie. W kwalifikacjach tworzyliśmy drużynę. W finałach tego zabrakło. Niektórzy koniecznie chcieli błyszczeć - przypomina "Emsi" w wywiadzie dla "Przeglądu Sportowego".
Po turnieju, Olisadebe odgrywał już coraz mniejszą rolę w kadrze Biało-Czerwonych. Piłkarz u innych selekcjonerów nie czuł się tak dobrze jak za kadencji Jerzego Engela, który obdarzył go pełnym zaufaniem. O ile jeszcze z jego następcą - obecnym prezesem PZPN, Zbigniewem Bońkiem, miał dobre relacje, o tyle z Pawłem Janasem zupełnie nie było mu po drodze. - Przyszli nowi ludzie i już nie byłem w kadrze mile widziany. Nie okazywano mi szacunku, na który zasługiwałem - nie kryje żalu były napastnik Panathinaikosu Ateny.
Licznik spotkań z Orłem na piersi zatrzymał się ostatecznie na 25 meczach. Zawodnik nie ukrywa jednak, że wpływ na to miały również sprawy pozaboiskowe. - Czułem się bardzo, bardzo samotny. Była w kadrze grupa osób, która chciała mi pomóc. Starałem się uczestniczyć w życiu zespołu. Nie czułem się jednak najlepiej - mówi.
Mimo tego wszystkiego "Oli" zaznacza, że nigdy nie żałował wyboru naszej reprezentacji kosztem Nigerii. 40-latek zaznacza, że niewielu zawodników zostało zaproszonych do gry w europejskich reprezentacjach, dzięki czemu spotkało go ogromne wyróżnienie. - Jestem bardzo dumny, że podjąłem taką decyzję - mówi.
Jedyne co pozostawia do dziś pewien niedosyt u "Emsiego" to zdrowie, które przeszkodziło mu w zrobieniu dużo większej kariery. W pewnym momencie piłkarz miał bardzo korzystne oferty z Birmingham oraz FC Porto, które było aktualnym zdobywcą Pucharu UEFA. Przez problemy z kolanami obie szanse jednak upadły. - Niestety, po przebadaniu mnie zrezygnowali z transferu - wspomina Olisadebe.
Dzisiaj zostały mu już tylko wspomnienia i kibicowanie następcom. Mistrz Polski z 2000 roku nie ma wątpliwości, że obecna kadra jest silniejsza niż kilkanaście lat temu. Mimo tego nie chce wskazywać faworyta w piątkowym meczu z Nigerią, w której obecnie mieszka - Pozostaję neutralny. Niech lepszy zespół wygra - powiedział.
ZOBACZ WIDEO "Nowy trener, stara bida". Dziennikarz przypomniał Adamowi Nawałce przykry tytuł