Paweł Kapusta: Pobity, ale niepokonany. To może być najważniejszy sezon w karierze Roberta Lewandowskiego

PAP/EPA / LUKAS BARTH / Na zdjęciu: Robert Lewandowski
PAP/EPA / LUKAS BARTH / Na zdjęciu: Robert Lewandowski

W Polsce często mówi się, że Robertowi Lewandowskiemu do nazwania go najwybitniejszym piłkarzem w historii polskiej piłki brakuje pucharów w gablocie. Trwający sezon może być dla kapitana polskiej kadry najważniejszym w karierze.

Często toczą się wśród kibiców dyskusje: kto jest najwybitniejszym polskim piłkarzem w historii? Zbigniew Boniek? Kazimierz Deyna? Grzegorz Lato? A może jednak Robert Lewandowski? Najczęściej można spotkać się z opinią, że "Lewy" wciąż jest za Bońkiem, bo aktualny prezes PZPN nie dość, że osiągał przecież sukcesy z reprezentacją Polski (trzecie miejsce na mistrzostwach świata w Hiszpanii w 1982 roku), to na dodatek z Juventusem Turyn wygrywał europejskie rozgrywki (Puchar Europy w sezonie 1982-83, Superpuchar Europy w 1984 roku oraz Puchar Zdobywców Pucharów w sezonie 1983-84). Lewandowskiemu pod tym względem do Bońka brakuje wiele, ale trwający sezon może to zmienić. Są na to ogromne szanse.

W dwóch ostatnich meczach Ligi Mistrzów Bayern nie zachwycił, przeciętnie zagrał zarówno w Sewilli, jak i tydzień później w rewanżu u siebie. Robert Lewandowski nie strzelił gola ani na Estadio Ramon Sanchez Pizjuan, ani na Allianz Arenie. Pojawiły się nawet opinie, że środkowi obrońcy Sevilli schowali naszą gwiazdę do kieszeni. Sponiewierali go przeokrutnie, poobijali bez skrupułów. Polak kończył mecz z podbitym okiem i okładami z lodu. Może i go wyłączyli, ale "Lewy" po meczu szybko odbił piłeczkę.

- Dobrze mi się grało. Sytuacji klarownych nie było dużo, ale w tygodniu miałem małe problemy, cieszę się więc, że w ogóle wystąpiłem w tym meczu. Czasem są takie spotkania, że trzeba powalczyć i zagrać dla drużyny. A ostra gra rywali? Taka jest Liga Mistrzów, trzeba walczyć i być na to przygotowanym - mówił na antenie "Canal Plus" Lewy, który zakończył spotkanie z ogromną "śliwą" w okolicy oka.

I przede wszystkim: cóż z tego, że Bayern rywala nie rozsmarował, nie pokazał pełni swoich możliwości, skoro to niemiecki team jest wciąż w grze? W tej edycji Ligi Mistrzów było co najmniej kilka zespołów, które zachwycały rozmachem (FC Barcelona, Manchester City, Paris Saint-Germain), ale półfinały obejrzą co najwyżej na szklanym ekranie podczas integracyjnej imprezy.

ZOBACZ WIDEO Ronaldo znów trafił. Atletico nie dało się ograć w derbach [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Bayern z kolei, przy odrobinie szczęścia, czyli ominięciu Realu w piątkowym losowaniu, znajdzie się na autostradzie do wielkiego finału. Zresztą i tegoroczny Real pokazał, że jest drużyną do pokonania, czego najlepszym dowodem był środowy mecz na Santiago Bernabeu z Juventusem. Do Romy i Liverpoolu gracze z Monachium na pewno czuć będą spory szacunek, ale o strachu nie będzie absolutnie mowy. Nawet mimo wspaniałych zwycięstw nad Barceloną i Manchesterem City nie można powiedzieć, że to ekipy z tej samej półki co Bayern. Przed Lewandowskim i spółką gigantyczna szansa na dokonanie rzeczy wielkiej, czyli sięgnięcie po potrójną koronę.

- Trzeba poczekać na losowanie, przeciwko komu zagramy. To już półfinał, o wszystkim może zadecydować jeden mecz, nie ma miejsca na pomyłki. Musimy być przygotowani i zagrać jeszcze lepszy dwumecz niż z Sevillą. Bo on nie był perfekcyjny, ale w Lidze Mistrzów czasami ważne jest, żeby tylko awansować albo wygrać spotkanie - mówił "Lewy" Przemysławowi Rudzkiemu na antenie Canal Plus.

Podczas tej rozmowy padło jeszcze kilka innych, ważnych słów z ust "Lewego". Ważnych właśnie w kontekście trwającego sezonu, który dla polskiego napastnika bez cienia wątpliwości może okazać się najważniejszym w całej karierze. Oprócz Ligi Mistrzów (kto wie, być może jej wygranie ułatwi ewentualny transfer do Realu Madryt?) Polaka czeka przecież także rosyjski mundial. "Lewy" jako kapitan i gwiazda w najlepszym momencie swojej kariery ma wielkie nadzieje związane z tym turniejem. Ale aby osiąganie dobrych wyników było tam możliwe, napastnik musi być do turnieju odpowiednio przygotowany.

Los chciał, że Bayern mistrzostwo ma już pewne, na dodatek "Lewy" na pewno będzie też królem strzelców. Nie ma więc ciśnienia na występy w każdym meczu ligowym, może odpoczywać, regenerować się, oszczędzać siły, co dla polskich kibiców jest kapitalną informacją. Pamiętamy przecież sezon 2015-16, w którym Lewandowski pracował jak maszyna w wielkiej, całodobowej fabryce. Grał bez wytchnienia, był eksploatowany do granic możliwości, przez co na Euro we Francji przyjechał o wiele bardziej "zużyty", niż najpewniej będzie to miało miejsce w przypadku tegorocznego mundialu. "Lewy" doskonale zdaje sobie sprawę, że drugi taki mundial (solidny, zgrany i doświadczony zespół, on sam w idealnym momencie kariery, na dodatek wszystko spajane osobą szanowanego selekcjonera) raczej mu się już nie przytrafi. Wszystko więc w jego nogach, byle tylko rywale do końca sezonu grali z nim w piłkę, a nie w kości.

Paweł Kapusta

Źródło artykułu: