Kibol na prezydenta. Jarosław Pucek chce rządzić Poznaniem

PAP / Adam Ciereszko  / Na zdjęciu: Jarosław Pucek
PAP / Adam Ciereszko / Na zdjęciu: Jarosław Pucek

- Krzyczy pan "Tusk, matole, twój rząd obalą kibole"? - zapytał go dziennikarz. - Następne pytanie proszę - odpowiedział. Jarosław Pucek kilka lat temu był w PO i jednocześnie bronił kibiców Lecha... przed PO. Dziś chce być prezydentem Poznania.

Poza stolicą Wielkopolski jest kojarzony właśnie z heroicznej walki, często z góry przegranej, o dobre imię fanów Lecha. Gdy w 2013 roku - podczas rewanżowego meczu eliminacji Ligi Europy z Żalgirisem Wilno (2:1) - na trybunach stadionu w Poznaniu pojawił się transparent o treści "Litewski chamie, klęknij przed polskim panem", Pucek wprawdzie potępił jego treść, ale już decyzję o zamknięciu trybun skrytykował bardzo dosadnie i uznał ją za bezsensowną.

"Donald, matole"? Bez komentarza

To on stawał przed kamerami i bronił fanów Kolejorza, gdy toczył się zażarty spór o pirotechnikę na stadionach. To on odpierał ataki na kibiców, że ci na trybunach handlują narkotykami. - To fikcja - grzmiał wtedy i gdy szło o sprawy kibicowskie, nie gryzł się w język.

Albo gdy podczas meczu z Widzewem Łódź, część fanów Kolejorza obrażała kibiców rywali antysemickimi przyśpiewkami, Pucek pokusił się o kuriozalne tłumaczenie, że to tylko element animozji. - To ma taki sam ładunek jak powiedzenie "Legia to stara ku..." - mówił na łamach "Głosu Wielkopolskiego". Dr Piotr Foremski z Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu, zajmujący się tematyką antysemityzmu w Polsce, nazwał tę wypowiedź karygodną i kompromitującą.

W 2011 roku doszło do innej sytuacji. Pucek, wówczas jeszcze członek PO, był obecny na spotkaniu kibiców z premierem Donaldem Tuskiem. Wtedy to środowisko często używało przyśpiewki "Donald, matole, twój rząd obalą kibole". Zapytany, czy nie czuł się jak człowiek z rozdwojeniem jaźni i czy również wykrzykiwał te słowa - nie udzielił dziennikarzowi "Głosu Wielkopolskiego" odpowiedzi i poprosił o następne pytanie.

ZOBACZ WIDEO Maciej Rybus. Mistrz z Moskwy

Błyskotliwa kariera

Pucek ukończył studia prawnicze, jest radcą prawnym, ale dla mieszkańców Poznania to przede wszystkim były dyrektor Zarządu Komunalnych Zasobów Lokalowych. Pełnił tę funkcję przez 6 lat (w latach 2009-2015) i być może trwałby na stanowisku do dziś, gdyby nie porażka Ryszarda Grobelnego w wyborach samorządowych w 2014 roku.

Były prezydent Poznania (rządził przez cztery kadencje) był gwarancją spokoju dla Pucka. Za Jacka Jaśkowiaka nie udało mu się utrzymać posady i dziś pracuje w zawodzie wyuczonym.

42-latek nie ma już wiele wspólnego ze stowarzyszeniem kibiców, bo "Wiara Lecha" nie istnieje (jak sam niegdyś podkreślał, decyzja o jej rozwiązaniu była koniecznością, gdyż podmiot ten obarczano winą za wszelkie zło), ale sam mógłby wrócić na świecznik, gdyby udało mu się sprawić niespodziankę i poważnie zamieszać w wyborach.

Znikome szanse na zwycięstwo

Tadeusz Zysk z PiS, Jacek Jaśkowiak z PO i Dorota Bonk-Hammermeister ze Stowarzyszenia Prawo do Miasta - to konkurenci Pucka i każdy z nich doskonale wie, że były dyrektor ZKZL - choć cieszy się gronem osób, które darzą go sympatią - nie ma realnej siły politycznej i wyścigu o prezydencki fotel raczej nie wygra.

On sam przedstawia jasny cel swojego startu. - Przede wszystkim chcę pokazać, że to miasto można zmieniać. Po drugie wiem jak to zrobić i jakich użyć narzędzi, a po trzecie udowodnię, że można obiecać zmiany, nie obiecując gruszek na wierzbie. To co obserwujemy dzisiaj w Poznaniu, jest popisem niekompetencji, niekonsekwencji i braku odwagi. To niebezpieczna mieszanka, która powoduje, że kilka lat zostało zmarnowanych - powiedział Pucek w rozmowie z telewizją "WTK", ustawiając się w kontrze do urzędującego obecnie Jaśkowiaka.

Te słowa pokazują jak zawiłe są czasem meandry polityki. Jaśkowiak to kandydat Platformy Obywatelskiej - tej samej partii, której członkiem do 2014 roku był także Pucek. 42-latek jest jednak w o tyle dobrej sytuacji, że dziś nie budzi takich politycznych konotacji i dzięki temu może pozyskać przynajmniej część kibicowskiego elektoratu. Inna sprawa, że liczebności tej grupy nie można przeceniać i na pewno nie ma ona decydującego wpływu na wynik wyborów samorządowych, co zresztą doskonale obrazuje przykład bardzo nielubianego wśród zagorzałych sympatyków Lecha Jaśkowiaka.

Obecny prezydent nieraz nasłuchał się przykrych epitetów na stadionie, a jego przychylność choćby wobec środowisk LGBT budzi u części fanów wręcz wściekłość. To jednak nie przeszkadza mu być bezdyskusyjnym faworytem, który w listopadowym sondażu "Gazety Wyborczej" zdobył 37 proc. głosów i aż o 15 proc. wyprzedził Ryszarda Grobelnego, który w najbliższych wyborach i tak nie wystartuje (kandydat PiS zajął 3. miejsce i miał 12 proc.).

Drugie dno?

W Poznaniu pojawiają się też teorie spiskowe, które kreślą następujący scenariusz: Pucek wcale nie chce zagrozić Jaśkowiakowi, bo i tak z nim nie wygra. Jego rolą miałoby być tylko odebranie części głosów innym kandydatom - tak, by żaden nie stanął na drodze urzędującemu prezydentowi. W zamian były dyrektor ZKZL miałby później otrzymać jakieś eksponowane stanowisko.

Panuje powszechne przekonanie, że Jaśkowiak obroni prezydenturę. Wiele osób twierdzi, że gdyby na start zdecydował się Grobelny, możliwa byłaby druga tura (w której i tak wygrałby Jaśkowiak). Na to się jednak nie zanosi, a przy obecnym kształcie politycznej układanki, nawet dogrywka najprawdopodobniej nie będzie konieczna.

Szymon Mierzyński z Poznania

Źródło artykułu: