- Przegraliśmy w meczu o życie, a to oznacza, że opuszczamy Ekstraklasę. W spotkaniu z Piastem byliśmy drużyną zdecydowanie gorszą. Mentalnie nie wytrzymaliśmy ciśnienia i zagramy w pierwszej lidze - powiedział rozgoryczony Jacek Zieliński, trener Bruk-Betu Termaliki Nieciecza.
Już w pierwszej minucie Bartosz Śpiączka zderzył się głową z Martinem Konczkowskim i musiał opuścić boisko w karetce. - Ta kontuzja popsuła nam plan i rozbiła szyki na to spotkanie. W pierwszej akcji meczu straciliśmy swojego najlepszego piłkarza. Jest to niestety ciężka kontuzja. Bartosz ma wstrząśnienie mózgu oraz rozbitą głowę. Brakowało nam go na boisku, a Piast się po nas przebiegł. To był nasz największy problem - kręcił głową doświadczony szkoleniowiec.
Po trzech porażkach z rzędu Piast Gliwice w końcu zwyciężył i to w wielkim stylu. Przełamanie przyszło w kluczowym momencie sezonu. - Radość z tej wygranej jest niesamowita. Cieszą się nie tylko piłkarze, ale i wszyscy ludzie związani z Piastem. Tak dobry mecz nadszedł w najlepszym z możliwych momentów, bo musieliśmy wygrać i być skuteczni - powiedział Waldemar Fornalik, opiekun Piasta.
Tylko trzy punkty ratowały gliwiczan przed degradacją. Przed 37. kolejką Termalika miała bowiem dwa "oczka" przewagi nad Ślązakami. - Cieszy nas, że zespół udźwignął ciężar tego meczu. Przed spotkaniem można było wyczuć presję, którą jako trenerzy musieliśmy zdjąć z piłkarzy. Teraz czekają nas urlopy, ale myślimy już o kolejnym sezonie. Chcemy, żeby był lepszy, ale na podsumowania i analizy tych rozgrywek przyjdzie jeszcze czas. Był to jednak ciężki sezon. Nie przeżyłem takiego w żadnym klubie - wyznał były selekcjoner reprezentacji Polski. - Przed tym pojedynkiem przeprowadziliśmy szereg indywidualnych rozmów z zawodnikami. Dawaliśmy im przekaz, że mają myśleć o grze, a problem rozwiązali na boisku - dodał.
ZOBACZ WIDEO Wyjątkowy mecz Juventusu. Koniec warty Gianluigiego Buffona [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
Tomasz Jodłowiec jest typowym defensywnym pomocnikiem. Przeciwko Słonikom zagrał jednak tuż za plecami napastnika. - Uznaliśmy, że może być to dobry pomysł. Wiedzieliśmy, że defensywni gracze naszego rywala grają dobrze fizycznie, więc trzeba będzie wygrać długą piłkę. Tomek idealnie pasował do takiej koncepcji - wyjaśnił trener niebiesko-czerwonych.
Były szkoleniowiec Ruchu nie chce jednak wyróżniać pojedynczych piłkarzy. - Byłoby nietaktem, gdybym po takim występie chciał wyróżnić kogoś indywidualnie. Każdy, kto był na boisku dał z siebie maksa. Jedni strzelali piękne gole, a inni zaliczali świetne interwencje. Jeszcze rola trzeciej grupy była istotna, mimo że mało widowiskowa - zakończył Waldemar Fornalik.