Po burdach i przerwanym meczu z Legią Warszawa, decyzją Zbigniewa Hoffmanna Inea Stadion został zamknięty na osiem spotkań - pięć ligowych i trzy pucharowe. To oznacza utratę przez klub wielomilionowych wpływów z tzw. dnia meczowego.
- Kara jest niezwykle surowa, niesamowicie bolesna dla klubu i chyba nie do końca proporcjonalna do tego, co nam zarzucono. Argumenty, które usłyszeliśmy od przedstawicieli służb mundurowych i wojewody przyjmujemy, lecz wymiar kary jest nieakceptowalny i będziemy szukali ścieżek odwoławczych. Uważamy też, że w pewien sposób jest to znów zamiatanie problemu pod dywan. W sytuacji, gdy mamy do czynienia z popełnianiem przestępstw na kolejnych stadionach - w Gliwicach, na Stadionie Narodowym, czy teraz w Poznaniu - sprawcy nie są wyszukiwani. Policja na konferencji już dzień po meczu z góry zaznacza, że nie jest w stanie ich zidentyfikować, mimo że stali 20 metrów od funkcjonariuszy. To państwo jest od tego, by nam w takich sytuacjach pomogło - powiedział rzecznik prasowy Kolejorza, Łukasz Borowicz.
- My jako klub obrywamy za to wszystko najbardziej. Obrywają również ci kibice, którzy nie odpowiadają za to, co się wydarzyło. Zamknięcie obiektu na mniej więcej dwa i pół miesiąca jest bardzo poważnym ciosem w to, co klub przez wiele lat tutaj budował - dodał.
Ze strony policji w kierunku Lecha padły jednak poważne zarzuty, m. in. taki, że na trybunie za bramką, tzw. "kotle", w ogóle nie było służb porządkowych. - Również policja regularnie podkreśla, by działania służb porządkowych nie doprowadzały do eskalacji. W momencie gdy funkcjonariusze pojawili się na płycie, nie wyłapywali osób, które po niej biegały, lecz spychali je z powrotem na trybunę. Oczekuje się zatem, że służby porządkowe wejdą do "kotła", nie doprowadzą do eskalacji, a zapobiegną problemowi. To jest całkowicie absurdalne - zaznaczył Borowicz.
Lechowi zarzucono też, że zgodził się na wniesienie na stadion sektorówek. - One nie są w polskim prawie zabronione i o tym należy pamiętać. Natomiast jeśli chodzi o pirotechnikę, to nie możemy oczywiście powiedzieć, że jesteśmy absolutnie niewinni, bo tę pirotechnikę wniesiono. Z tym zarzutem musimy się zmierzyć i stanąć na wysokości zadania, jednak kara jest absolutnie nieproporcjonalna w sytuacji, gdy nie otrzymujemy żadnego wsparcia od państwa. Na stadionie działa monitoring, wszystkie zapisy zostały udostępnione służbom, które odpowiadają za to, by wykorzystać narzędzia, jakimi dysponują. To w ich rękach, a nie w rękach klubu spoczywa egzekwowanie prawa - zakończył Borowicz.
Rollercoaster w meczu Valencia CF - Deportivo, Przemysław Tytoń wszedł w końcówce [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS 1]