Real Madryt przed finałem Ligi Mistrzów. Sądny dzień

Getty Images / Maja Hitij/Bongarts / Radość piłkarzy Realu Madryt po bramce Marco Asensio
Getty Images / Maja Hitij/Bongarts / Radość piłkarzy Realu Madryt po bramce Marco Asensio

Lekko nie będzie. Liverpool to trudny przeciwnik, bo nieprzewidywalny, nieokiełznany. A wygrać trzeba. Inaczej na Concha Espina 1 zrobi się gorąco i Florentino Perez będzie musiał dokonać kilku istotnych zmian obsadowych w klubie.

W tym artykule dowiesz się o:

Leszek Orłowski

Niewykluczone wręcz, że ewentualna porażka w Kijowie spowoduje koniec obecnego projektu. Dzisiejszy Real Madryt jest bowiem jak luksusowy, świetny i szybki samochód, tyle że nie pierwszej już młodości (Cristiano Ronaldo 33 lata, Karim Benzema 30, Gareth Bale 28, ale wielokrotnie "naprawiany", Luka Modrić 32, Sergio Ramos 32, Marcelo 29) i z dużym przebiegiem. Miłośnicy motoryzacji wiedzą, że takie auto należy eksploatować, dopóki jeździ bez poważniejszych awarii, bo w istocie rzeczy trudno o lepsze, ale gdy zacznie się sypać, najlepiej od razu je sprzedać i kupić sobie nowe, gdyż wyjdzie taniej niż wieczne naprawianie świeżo upieczonego gruchota. Ewentualnie można wyjąć niedawno dokupione części i zamontować je do nowej maszyny.

Suspenso znaczy niedostatecznie

Starcie z Liverpool FC jawi się dla obecnego zespołu jako sądny dzień. Jeśli auto marki Real wygra wyścig z nieoszczędzającymi się Anglikami, jeśli dotrzyma im kroku i na finiszu prześcignie, będzie to oznaczało, że jeszcze rok pojeździ bez wymiany silnika i blach. Jeśli natomiast zawiedzie, przegra, wniosek z tego wypłynie tylko jeden: lepiej już było, obecne gwiazdy już się naświeciły i teraz czeka je tylko powolne tracenie blasku. Jak wiadomo, gdy korozja zaatakuje, nie zlikwiduje się jej, można tylko spowalniać postępy.

Wobec porażek w całosezowych rozgrywkach krajowych, triumf w Lidze Mistrzów jest rzeczą konieczną, by sternicy klubu uniknęli zmoczenia pomyjami przez kibiców i sami nie musieli potem oblewać nimi innych. Przesada? Wcale nie!

Wyniki ankiety "Marki" dotyczącej oceny sezonu 2017-18 w wykonaniu Realu Madryt zdumiewają, ale nie pozostawiają wątpliwości. Kibice mogli wystawić drużynie cenzurkę w skali obowiązującej w hiszpańskiej szkole: od suspenso (niedostatecznie), poprzez aprobado (dostatecznie), bien (dobrze), notable (bardzo dobrze), do sobresaliente (wspaniale). Jaką najczęściej wybierali fani zespołu, który wprawdzie nie zdobył mistrzostwa kraju ani Pucharu Króla, ale za to wygrał Superpuchar Hiszpanii i Europy oraz po raz trzeci z rzędu awansował do finału Ligi Mistrzów? Otóż najwięcej, 36 procent, wybrało "suspenso", potem 24,86 "bien", 21,33 "aprobado", 13,98 "notable" i tylko 3,84 "sobresaliente"!

Co trzeci kibic ma więc gdzieś bardzo przecież prawdopodobne zwycięstwo w finale Ligi Mistrzów, jeśli zespół kończy ligę i puchar za Barceloną! Z drugiej strony tylko co trzydziestego nic a nic nie obchodzą wewnętrzne porażki, skoro drużyna znów podbiła Europę. Oto właściwy wymiar oczekiwań, z jakimi spotykają się piłkarze i trenerzy Realu, oto wysokość, na jakiej mają zawieszoną poprzeczkę. Ciekawe tylko, czy do jej strącenia - choć zwycięski wynik finału mógłby sprawić, że jednak próba zostanie zaliczona - przyczynił się sam fakt doznania porażek w walce o mistrzostwo i puchar kraju, czy też również ich styl? W Copa del Rey Los Blancos zostali przecież w upokarzający sposób, po porażce 1:2 na Santiago Bernabeu, wyeliminowani przez Leganes, a ligę skończyli nie tylko daleko za Barceloną, ale także za Atletico. To nie są więc minimalne porażki wskutek błędów sędziego i pecha, jakie można wybaczyć, ale regularne klęski!

Za najlepszego piłkarza zespołu uznawany był najczęściej w owej ankiecie Cristiano Ronaldo (29,8 procent), a po nim Luka Modrić (13,22), Keylor Navas (11,46) i Isco (10,08). Ciekawe jest to, że za niepowodzenia kibice bardziej obwiniają szefów klubu niż trenera. Na pytanie, czy kierownictwo sportowe dokonało latem właściwych transferów, 79,15 procent fanów odpowiedziało, że nie. Zidane’owi zaś wystawiono następujące noty: „bien” 28,1 procent, „suspenso” 24,64, „notable” 21,01, „aprobado” 20,41, „sobresaliente” 5,85. Został więc niby uniewinniony, ale prawie nikt nie docenił mistrzostwa, jakim wykazał się, wyprowadzając zespół z jesiennego kryzysu (o ile oczywiście nie był on po prostu zaplanowany przez Francuza i jego fizjo Antonio Pintusa).

Tak więc oczywiście triumf nad Liverpoolem bądź porażka z nim będą miały wielkie - choć nie decydujące - znaczenie dla Zidane’a, a także przesądzą o przyszłości kilku zawodników, lecz przede wszystkim okażą się kluczowe dla Florentino Pereza i losów jego strategii zarządzania klubem. Jeśli drużynie powinie się noga, to znakomicie wiedzący, jakie wieją wiatry od strony kibiców, dziennikarze natychmiast zaczną rozpisywać się o braku w Realu dyrektora sportowego i wywierać na prezydencie presję, by takiego zatrudnić. A on tego nie chce, jego zdaniem w takim klubie jak Real nie ma potrzeby opłacania człowieka zajmującego się wyszukiwaniem utalentowanych piłkarzy, bo tak czy owak kupuje się gwiazdy o rozpoznanej i zadekretowanej klasie. A z negocjacjami z futbolistami i klubami świetnie radzi sobie najbardziej zaufany ze współpracowników Pereza - Angel Sanchez.

Woda życia

Tymczasem jednak nastroje na mecz w Kijowie są nader pomyślne. Jeszcze przed ostatnią ligową kolejką drobne urazy wyleczyli Cristiano Ronaldo oraz Dani Carvajal i nagle okazało się, że wszyscy piłkarze Realu są zdrowi. To raczej niespotykana sytuacja. Jak policzono, w trakcie sezonu 2017-18 20 graczy zespołu (wszyscy poza Casemiro, Hakimim, Casillą i Mayoralem) miało łącznie 38 kontuzji oraz chorób i pauzowało przez 115 tygodni. Dziś zwolennicy Zidane’a podkreślają przy każdej okazji, że właśnie jesienna plaga urazów sprawiła, że zespół nie mógł powalczyć o mistrzostwo Hiszpanii. Nawet jeśli takie stwierdzenie jest przesadą, na pewno problemy zdrowotne zawodników nie ułatwiały trenerowi życia.

Teraz zaś jego podopiecznym dopisuje nie tylko zdrowie, ale i forma. Zidane po wygranym 6:0 starciu z Celtą w 37 kolejce otwarcie przyznał, że będzie miał prawdziwy ból głowy z wybraniem jedenastki na mecz w Kijowie. Wydawała się ona dosyć oczywista: Navas - Carvajal, Ramos, Varane, Marcelo - Modrić, Casemiro, Kroos, Asensio - Benzema, Cristiano Ronaldo, ale oto Gareth Bale strzelił Celcie dwa gole, zaliczając najlepsze spotkanie w tym sezonie, a „Marca” napisała, że Walijczyk ma prawdziwą obsesję na punkcie meczu w Kijowie, w którym chce zagrać od początku i zostać bohaterem. Oto w innym miejscu i o innym piłkarzu ta sama gazeta zamieściła następujące zdanie: "jedna rzecz powinna być jasna: Isco titular (czyli w podstawowym składzie) w Kijowie!".

Jeśliby któryś z nich miał zagrać, to za kogo? Za Benzemę, który strzelił dwa gole Bayernowi na Santiago Bernabeu? Za Asensio, który zdobył bramkę w Monachium i jest prawdziwym łamaczem formacji obronnych rywali specjalizującym się w wielkich meczach? Pozostaje zaś jeszcze przecież niezawodny Lucas Vazquez, który w tym sezonie zanotował już 16 asyst i wywalczył pięć rzutów karnych. - Nie wiem, jaki skład wystawię, nie mam pojęcia - bronił się Francuz przed atakami dziennikarzy.

Wydaje się jednak, że kluczowa dla losów rywalizacji z The Reds będzie nie postawa napastników - bo ktokolwiek zagra w tej formacji, stanie na wysokości zadania, lecz obrońców i pomocników. "As" odnalazł klub kibica Liverpoolu istniejący w stolicy Hiszpanii. Jeden z jego szefów postawił ciekawą tezę, że mianowicie losy pucharu rozstrzygną się w starciach Mohameda Salaha z Sergio Ramosem. Najszybszy z napastników Juergena Kloppa ani chybi zostanie przez niego napuszczony na najwolniejszego z obrońców Los Blancos i dojdzie między nimi do wielu pojedynków.
Zidane chciałby tego uniknąć. Doskonale wie, że w potyczkach z Salahem, zwłaszcza gdy jest trochę wolnej przestrzeni wokół, nie ma dziś szans żaden obrońca świata. Lepiej też nie narażać obrońców na starcia 1x1 z Sadio Mane i Roberto Firmino. O wiele lepiej jest ograniczyć tercetowi napastników Liverpoolu pole działania, nie pozwolić ani spokojnie przyjąć piłki, ani się rozpędzić. Ten cel udało się zrealizować w niedawnym starciu ligowym Chelsea Londyn, która pokonała The Reds 1:0. Zidane na pewno ów mecz uważnie obejrzał i już wie, jaki jest najlepszy sposób na drużynę z Liverpoolu.

Kluczowa będzie więc gra linii pomocy, obowiązanej zatykać kanały komunikacyjne między rozgrywającymi Liverpoolu a napastnikami. Czyżby znów wszystko miało zależeć od Modricia i Kroosa? Rolę tych zawodników w grze Realu można porównać z rolą jakości wody w przyrządzeniu dobrej herbaty. Każdy jej smakosz wie, że nawet najlepsze liście zaparzone kiepską wodą nie dadzą odpowiedniego naparu. A Chorwat z Niemcem to najlepsza „woda” na świecie. Mając takich pomocników, mogą w pełni błyszczeć znakomici napastnicy Realu, jak i czuć komfort obrońcy. Modrić i Kroos są zaś w ostatnich tygodniach w wybitnej formie. Dawno nie grali tak dobrze. A kiedy z nimi wszystko jest OK, daje radę także Casemiro. Właśnie obecna dyspozycja jego pomocników jest czynnikiem najmocniej przemawiającym na korzyść Realu.

Baśnie pana Grimma

Bilety na finał zostały już oczywiście dawno sprzedane. Ale czy na trybunach Stadionu Olimpijskiego w Kijowie rzeczywiście zasiądzie komplet fanów? Może być różnie, gdyż Ukraińcy wespół z szefami linii lotniczych postanowili wycisnąć z potencjalnych przybyszów ostatnie grosze. Wielu kibiców, którzy kilka miesięcy temu w ciemno, albo nawet tuż po półfinałach, zarezerwowało sobie noclegi w kijowskich hotelach i hostelach w rozsądnych cenach, teraz dostaje e-maile z informacją, że rezerwacja została anulowana, gdyż obiekt akurat musi przejść remont. Tymczasem te same łóżka są ponownie kierowane do sprzedaży, ale już po kosmicznych cenach zaczynających się od 800 euro za noc. Wynajęcie apartamentu albo mieszkania kosztuje jeszcze drożej, w tysiącach euro. Jeden z dyrektorów Liverpoolu Tony Barrett otwarcie nazwał koszmarem to, co przeżywają fani chcący być świadkami walki swej drużyny o szósty Puchar Mistrzów, i skrytykował UEFA za wybór stolicy Ukrainy na miejsce tego meczu.

Hiszpanie mają dodatkowy kłopot z lotami. Brakuje dogodnych połączeń do Kijowa, a te dostępne są bardzo drogie: w środę 16 maja można było kupić na przykład ostatni bilet na podróż rejsowymi samolotami trwającą w jedną stronę 21 godzin za 791 euro. Inne oferty opiewały na 2,5-3 tysiące. Tak więc szczęśliwcy, którzy wylosowali bilety na mecz w klubowej loterii, dziesięć dni przed starciem, zorientowawszy się w kosztach, nie chcieli ich odbierać i klub wręcz szukał chętnych na zakup wejściówek.
Powiada się, że za wyborem Kijowa stoi, a więc ponosi odpowiedzialność za cały ten pasztet, niejaki Thomas Grimm, znany prawnik, dziś szef ukraińskiej ligi, a w przeszłości ważna figura w UEFA. Kibiców Realu musiały zmrozić niedawno wypowiedziane przezeń następujące słowa: - Dla UEFA znacznie lepiej byłoby, gdyby wygrał Liverpool. Real ma świetnych piłkarzy, ale trzeci kolejny triumf tej ekipy zabije Ligę Mistrzów.

Czy pan Grimm coś wie? Czy Real musi obawiać się o bezstronność sędziego? Chyba jednak niekoniecznie, bo we wcześniejszych rundach przecież arbitrzy z pewnością Realowi kłód pod nogi nie rzucali...

ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: wyjątkowe koszulki na finał Ligi Mistrzów. Tak powstają

Komentarze (0)