- Nie myślę o sprawach pozaboiskowych - powiedział Dean Klafurić na konferencji przed rewanżem ze Spartakiem Trnava. Czy aby na pewno? Większość ludzi na jego miejscu szukałaby już nowej pracy lub co najmniej rozglądała się za ciekawym miejscem do spędzenia wakacji. Posada 46-latka wisi na włosku, a coraz mocniej do jego gabinetu zdaje się pukać zniecierpliwiony Adam Nawałka, który zdaniem "Super Expressu" niebawem i tak zostanie zaprezentowany w Legii.
Chorwat czuje napięcie. W sobotę niespodziewanie wrócił do ustawienia z czwórką obrońców i po sporych męczarniach wyszarpał wygraną w Kielcach 2:1. - Liczymy na powtórkę we wtorek - przyznał Klafurić. Tyle, że taki wynik nie da Legii awansu. Jakakolwiek porażka w dwumeczu ze Spartakiem Trnava będzie dla Wojskowych katastrofą. Tym bardziej, że Słowacja jest o jedenaście miejsc niżej w rankingu UEFA.
Blisko kompromitacji
- Pierwszy mecz zawsze jest jakąś niewiadomą. Nie byliśmy przygotowani pod kątem fizycznym do tego spotkania, ale myślę, że przez tydzień poprawiliśmy to, co szwankowało w tym pierwszym meczu - mówił Paweł Brożek tuż przed porażką Wisły Kraków w rewanżowym meczu II rundy eliminacji LM z estońską Levadią Tallinn 0:1. Wówczas polską ekstraklasę od estońskiej dzielił większy dystans, niż od słowackiej obecnie.
W pierwszym meczu zakończonym remisem 1:1 Maciej Skorża zaskoczył nowym ustawieniem z jednym napastnikiem. W rewanżu trener wrócił do sprawdzonego wariantu z dwójką snajperów, jednak było już za późno. Brzmi znajomo?
To był pierwszy sezon, w którym obowiązywała reforma Platiniego, ułatwiająca awans do europejskiej elity zespołom ze słabszych lig. Zgodnie z nią Biała Gwiazda zaczęła od II rundy eliminacji i na niej też skończyła. Zmianę wycofano wraz z początkiem obecnych rozgrywek. Minęło dziewięć lat, a polski zespół znowu drży o swoje być albo nie być w Europie w lipcu.
- To największa kompromitacja w historii występów [Wisły Kraków] w europejskich pucharach. Należy spodziewać się również, że wczorajsza klęska oznaczać będzie dymisję trenera [Macieja Skorży], a być może nawet całego zarządu - grzmiała "Gazeta Krakowska" po blamażu.
Niewiele brakuje Klafuriciowi do tego, by w podobnym tonie wybrzmiewały krajowe media zaraz po meczu ze Spartakiem.
Zmiany, zmiany, zmiany
Legia, która zaprezentowała się w pierwszych meczach sezonu, zaraz zostanie przebudowana bez względu na wyniki w Lidze Mistrzów i to bez udziału dotychczasowego architekta. Ogień, jaki rozniecił się przy Łazienkowskiej w ostatnim czasie, przerósł strażaka, który jeszcze niedawno uporał się z pożogą po Romeo Jozaku.
Szykuje się zmiana trenera, ale i zmiana hierarchii. Po porażce ze Spartakiem spadły notowania kapitana Legii, Miroslava Radovicia, który po meczu wprost potwierdził niepewną przyszłość Klafuricia i, co absurdalne, tonował nastroje po ściągnięciu do klubu Carlitosa i Jose Kante: - Jedno jest grać w Wiśle Kraków czy Wiśle Płock, a drugie w Legii Warszawa. Nie lubię oceniać zawodników po jednym sezonie - mówił w mix zonie. A co więcej może zaoferować drużynie zawodnik z lekką nadwagą, który nie potrafi wziąć odpowiedzialności na siebie w chwilach kryzysu?
Ponadto wciąż w nie ma co liczyć przy Łazienkowskiej na reprezentantów Polski, którzy powinni podtrzymywać zespół w tak kluczowych momentach. Michał Pazdan wciąż nie jest gotowy do gry przez 90 minut, z kolei Artur Jędrzejczyk nie załapał się nawet do kadry na dwumecz ze Spartakiem. A przecież wspomniana dwójka nie miała w czerwcu wakacji, tylko uczestniczyła w mistrzostwach świata. Prawdopodobnie obaj opuszczą klub jeszcze w tym oknie transferowym.
Pycha kroczy przed upadkiem
- Faworytem wciąż jest Legia i to mimo tego, że mamy przewagę i gramy u siebie - stwierdza Radoslav Latal, trener mistrzów Słowacji. 48-latek świadomie odbija piłeczkę w kierunku Legii, która mimo słabej formy nie czuje respektu do rywali: - Czy Legia awansuje do III rundy eliminacji Ligi Mistrzów? Tak - powiedział po wygranej z Koroną Jose Kante.
Wojskowi zachowują się tak, jakby to nie oni tydzień temu wybiegli na stadion przy Łazienkowskiej. A przecież był tam ten sam Radović dopuszczający się wielu strat piłki. Był ten sam Kante, który najwidoczniej nie nawiązał jeszcze na boisku wspólnego języka z Carlitosem. Był też ten sam Sebastian Szymański - młody talent i potencjalny lider, który po rozegraniu pięciu spotkań w nowym sezonie tylko raz zapisał się w protokole meczowym - bynajmniej nie za sprawą gola czy asysty, a żółtej kartki, jaką został upomniany w meczu o Superpuchar Polski.
Oni też mają o co grać. Jeśli nowy trener uzna ich za winnych katastrofy, będą musieli szukać szczęścia poza stolicą. Na wyrozumiałość może liczyć tylko młodzież, ze względu na wiek i mniejsze doświadczenie. Początek meczu Spartak Trnava - Legia Warszawa we wtorek o godzinie 20:30.
ZOBACZ WIDEO Sektor Gości 86. Miłka Raulin: Korona Ziemi jest koszmarnie droga, koszty przekroczyły 0,5 mln zł [1/4]