[tag=546]
Legia[/tag] chciała do Ligi Mistrzów, ale przegrała z klubem, gdzie... maluje się trawę na boisku na zielono. Legia chciała do Ligi Mistrzów, ale miała trenera, który postanowił w meczu o wszystko nie wystawić najlepszego napastnika. W PRL-u powieszono by go za sabotaż gospodarczy. W Legii go tylko zwolniono. Dean Klafurić okazał się być jedynie epizodem w historii klubu.
Eksperyment z próbą gry w poważnych rozgrywkach bez trenera się nie powiódł. Klafurić może powiedzieć jak Adam Nawałka na mundialu, że wygrał 1:0 swój ostatni mecz. I Chorwat nawet nie stosował słynnego "niskiego" pressingu. Za to stosował różne inne głupoty.
Dopiero w Trnawie zobaczyliśmy jak cienką drużyną jest słowacki Spartak. Jak z taką wiejską kapelą Legia zdołała przegrać u siebie aż 0:2? Przecież na wyjeździe straszyła Słowaków w "dziesiątkę", a nawet w "dziewiątkę". Przegrać z takim rywalem to frajerstwo.
Mówimy o rywalu, który maluje trawę, farbując na zielono piłkę, stroje, a nawet dłonie i czoła zawodników. Po co Słowacy malowali trawę? Bo to była jedyna rzecz, jaką mogli legionistów zaskoczyć. Sportowo nie byli w stanie, taka nędza. A jednak lepsza od mistrza Polski.
Co za idiotyczna sytuacja - z tymi zielonymi twarzami piłkarze wyglądali jak ufoludki. Ot, Liga Mistrzów dla ubogich. A nawet do tego się nie nadajemy.
Legia pierwsze pół godziny grała dobrze. Zdominowała, stłamsiła i przestraszyła rywala. I wtedy Marko Vesović postanowił dać rywalom drugie życie, podał im tlen swoimi dwoma faulami, które skończyły się czerwoną kartką. Czarnogórzec już taką wpadkę w Legii zaliczył w poprzednim sezonie. I nie wyciągnął wniosków. Trzeba mu, jak nadmiernie pobudzonym żołnierzom w wojsku, podawać brom do grochówki. Ale zastosować metodę z opowieści o Szwejku - lewatywę. Mało to przyjemne, ale jakąś drogą do tego Vesovicia trzeba trafić.
Jego drogą poszedł kumpel - Domagoj Antolić. Też żółta i czerwona. No to też ta sama recepta: brom i lewatywa! Obaj zrobili autodestrukcję.
Legia dobrze zaczęła. W końcu - chyba po raz pierwszy w tym sezonie w takim stopniu - widzieliśmy agresję w grze Legii. Nagle piłkarze warszawskiej drużyny zaczęli twardo wchodzić w rywali, podchodzić do nich blisko, nie dawać im miejsca. Niby nic wielkiego, a jednak tego najmocniej ostatnio Legii brakowało. A naciśnięci Słowacy zaczęli robić błędy. Godal sam sobie prawie strzelił bramkę. Świetne dwie sytuacje do zdobycia gola miał Jose Kante. Uderzał z głowy i z lewej nogi, ale w tej drugiej akcji obnażył całkowicie swoją nędzę techniczną. Niemal "złamał" piłkę, uderzając z kilku metrów. Ma ten chłopak coś w sobie, ale spokoju za grosz. Czasem gra tak głupio, że niepokojąco zaczyna przywoływać pamięć o... Chinyamie (były napastnik Legii). Nikt nie wiedział co Takesure zrobi na boisku. I on sam też nie wiedział.
Teraz trochę o zaskakujących pomysłach taktycznych Klafuricia. Po pierwsze w Trnawie ostatecznie się okazało, że słynny już pomysł, z trójką stoperów w obronie, szybko wyrzucono do kosza. Czyli - jak się tym jeszcze niedawno chwalił trener Klafurić - coś na co poświęcono czas od początku przygotowań, w klubie (bo chyba jednak nie sztabie) uznano za kompletne nieporozumienie. I słusznie. Szkoda, że tak późno.
Po drugie zaskakujące, że w Trnawie na boisko nie wyszedł od początku Cafu, skoro był oszczędzany w ostatnim ligowym spotkaniu. Przecież to ostatnio jeden z najlepszych piłkarzy Legii. Pojawił się dopiero po przerwie. Niezrozumiałe.
Po trzecie, ale może powinno być wymienianie jako pierwsze, bo najważniejsze: czy jak trzeba strzelić w meczu minimum dwa gole, to się zostawia na ławce najlepszego napastnika - Carlitosa? To trochę tak, jakby Klafurić musiał kogoś zastrzelić i stwierdziłby: rewolwer to zostawię w samochodzie. Lepiej wezmę nóż, procę i tłuczek do ziemniaków, to bardziej przeciwnika zaskoczę.
Nie ma tam nikogo w tej Legii przytomnego? Wszyscy akurat w taki upał palą sziszę?
Takich idiotyzmów jak Klafurić nie wymyśliłby nawet Adam Nawałka, gdy go dopadła na mundialu depresja paranoidalna i popełniał różne gafy. Nawet jednak on nie zdecydował się posadzić na ławce Roberta Lewandowskiego, bo przecież kimś takim dla Legii jest obecnie Carlitos. No, ale jak się trenerowi Carlitos do koncepcji taktycznej nie mieści, to jak już nic więcej o tym trenerze nie potrzebuję wiedzieć. Wiem już wszystko.
Jak się kupuje za niemal pół "bańki" euro, króla strzelców i najlepszego piłkarza Ekstraklasy, to obowiązkiem trenera jest tak zbudować taktykę i tak ułożyć zespół, żeby taki as strzelał dla nowego klubu gola za golem. A tu niespodzianka dla kibiców. Klafuriciowi się ten Carlitos w ogóle do tej perfekcyjnej koncepcji nie zmieścił. Aż do 52. minuty, gdy już "pożar" rozszalał się na dobre.
Szkoda, że "Klaf" nie powiedział prezesowi Dariuszowi Mioduskiemu, że nie zamierza grać Carlitosem i żeby go w ogóle nie kupować, patałacha! Legia strzeliła bramkę (Astiz!), wygrała mecz, ale ma zbyt wielu ludzi nieprzytomnych, żeby grać w na salonach Ligi Mistrzów.
Dariusz Tuzimek,
Futbolfejs.pl
ZOBACZ WIDEO Demolka! Girona FC nie miała litości dla Melbourne City [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]