Kolejne odrodzenie Mateusza Klicha. Reprezentant Polski zyskał zaufanie "Szaleńca"

Mateusz Klich zyskał zaufanie ekscentrycznego Marcelo Bielsy i udowodnił, że potrafi błyszczeć nie tylko w Holandii. - Odbieram od trenera Bielsy lekcję futbolu - mówi nam pomocnik, który nie porzucił marzenia o powrocie do reprezentacji Polski.

Maciej Kmita
Maciej Kmita
Mateusz Klich Getty Images / Stu Forster / Na zdjęciu: Mateusz Klich
Mateusz Klich potrafi odrodzić się jako mało który polski piłkarz. 28-latek wrócił z piłkarskich zaświatów już po raz trzeci i wszystko wskazuje na to, że tym razem na dłużej. Po przepadnięciu w VfL Wolfsburg odbudował się w PEC Zwolle, a niepowodzenie w 1.FC Kaiserslautern odbił sobie w Twente Enschede, ale po każdym wyjeździe z Holandii musiał wracać do skrojonej pod siebie Eredivisie.

Polski Modrić

Rok temu przeniósł się z Twente do Leeds United, by spełnić dziecięce marzenie o grze w Anglii. Mierzące w awans do Premier League Pawie przejął przesiąknięty filozofią Johana Cruyffa, z którym spotkał się w Barcelonie, Thomas Christiansen. Duńczyk chciał, by jego zespół grał futbol na tak, a Klich miał być ważnym ogniwem jego drużyny.

Przygotowania Polaka do sezonu zaburzyła jednak kontuzja, potem powoli przebijał się do składu, a gdy wreszcie zagrał od początku, mecz z Cardiff City był zarazem jego pierwszym i ostatnim w "11" Leeds United. Klich poślizgnął się na mokrej murawie, a chwilę później Pawie straciły gola. Przez trzy miesiące nie zagrał już ani razu, a w styczniu musiał odejść z Elland Road. Wybór padł oczywiście na Holandię, w której znów potwierdził, że wie, o co chodzi w piłce. Za grę w barwach Utrechtu zbierał bardzo dobre recenzje, ale nie chciał zostać w Eredivisie, bo miał coś do udowodnienia w Leeds.

Gdy odchodził do Utrechtu, fani Pawi żegnali go bez żalu, nazywając go "transferową wpadką". Pół roku później noszą go na rękach i ochrzcili go "polskim Luką Modriciem". Klich zaskarbił sobie ich sympatię dobrą grą w sparingach i świetnym występem na inaugurację sezonu ze Stoke City (3:1). Polak strzelił pierwszego gola, a gdy kwadrans przed końcem opuszczał plac gry, kibice zgotowali mu owację na stojąco. Wybrali go też piłkarzem meczu.

ZOBACZ WIDEO Szlak na K2 naznaczony śmiercią. Andrzej Bargiel: Musiałem wspiąć się na wyżyny

- Nie ma się co dziwić kibicom. Rok temu przyszedłem jako pierwsze wzmocnienie, a prawie w ogóle nie grałem, więc trudno, żeby mnie postrzegali jako supertransfer. Właśnie dlatego chciałem wrócić do Leeds - mówi nam Klich i dodaje: - Bardzo się cieszę z takiego powrotu. Kiedy szedłem na wypożyczenie do Utrechtu, to chciałem wrócić do Leeds, bo pierwsze podejście do klubu miałem nieudane. Chciałem się pokazać z dobrej strony, bo rok temu tak naprawdę nie miałem na to szansy. Zaczęliśmy od zwycięstwa ze Stoke, o którym wszyscy mówią, że jest faworytem do awansu, ale nie ma się co zachłystywać, bo do końca sezonu zostało 45 spotkań.

"Szaleniec" mu zaufał

Gol Klicha otworzył na Elland Road nową erę - erę Marcelo Bielsy. Były selekcjoner reprezentacji Argentyny (1998-2004) i Chile (2007-2011) ma wprowadzić Leeds United do Premier League, na powrót do której Pawie czekają już 14 lat. Klich zaczął sezon w wyjściowym składzie, ale gdy wracał do Anglii, mało kto widział go w roli jednego z liderów zespołu. W pierwszych grach kontrolnych występował w drugim składzie, ale stopniowo zyskiwał zaufanie Bielsy.

- Dostrzegliśmy bardzo pozytywną zmianę w jego grze. Spisał się dobrze, ale może jeszcze więcej - tak Bielsa skomentował występ Klicha przeciw Stoke City.

Argentyński szkoleniowiec ma opinię ekscentryka, a jego przydomek "El Loco" ("Szaleniec") mówi wszystko o jego sposobie bycia. Jak Klich zareagował, gdy dowiedział się, że po powrocie na Elland Road będzie czekał na niego właśnie Bielsa?

- Byłem bardzo ciekawy i chciałem na własnej skórze przekonać się, jakim trener Bielsa jest trenerem. Okazało się, że wszystko mi odpowiada. Trener Bielsa chce grać do przodu, budując akcję od tyłu. Chce, żebyśmy w każdym meczu stosowali pressing na całym boisku. To futbol ofensywny, który mi odpowiada - podkreśla.

Choć w VfL Wolfsburg, 1.FC Kaiserslautern, PEC Zwolle, Twente Enschede, Leeds United i FC Utrecht pracował z kilkunastoma trenerami, to pod względem pracy z drużyną żaden z nich nie może równać się z Bielsą.

- To mój pierwszy kontakt z takim trenerem. Wiadomo, że każdy chciał stosować wysoki pressing w wybranych meczach, ale nigdy wcześniej nie miałem trenera, który tyle czasu poświęcałby na trening pressingu i trening formacji. Dla trenera Bielsy najważniejsza jest taktyka. Codziennie ćwiczymy w różnych formacjach, w zależności od tego, w jakim ustawieniu będzie grał nasz przeciwnik. Od trenera Bielsy odbieram lekcję futbolu - podkreśla Klich.



Akcja, po której Klich zdobył bramkę w meczu ze Stoke City, to "bielsizm" w czystej postaci. Pawie przeszły z piłką od pola karnego do pola karnego, a w akcję zaangażowanych było kilku będących bezustannie w ruchu zawodników. "Futbol to przede wszystkim ruch. Musisz ciągle biegać. Nie ma żadnej okoliczności, która uzasadniałaby stanie na boisku" - to jedna z naczelnych zasad Argentyńczyka.

- Trener Bielsa właśnie tak sobie wyobraża nasze akcje. Chce, żebyśmy budowali akcje od tyłu, przenosili ciężar z jednej strony na drugą, zdobywając teren w szybkim tempie. Ta bramka była potwierdzeniem sześciotygodniowej pracy w okresie przygotowawczym - mówi Klich.

Zadanie domowe

Bielsa nazywany jest "Szaleńcem", ale Klich dotąd nie spotkał się z sytuacją, która uzasadniałaby ten przydomek. Imponuje mu natomiast pasja, z jaką Argentyńczyk traktuje piłkę.

- Na pewno jest szalony na punkcie piłki. Czuć, że trener Bielsa żyje piłką dwadzieścia cztery godziny na dobę. My też na tym zyskujemy, bo przekazuje nam fajne informacje. A na przykład podczas mistrzostw świata oglądaliśmy jeden z meczów i rozdał nam kartki, żebyśmy napisali, w jakich formacjach grają drużyny i jak my powinniśmy zagrać przeciwko tym zespołom, kto by odpowiadał za kogo. To było ciekawe doświadczenie - przyznaje Klich.

Za największą ekstrawagancję Bielsy podczas pracy w Leeds uchodzi zagonienie piłkarzy do wysprzątania ośrodka treningowego. Według dziennika "The Guardian", menedżer miał zapytać w klubie, ile przeciętny kibic musi pracować, by zarobić na bilet swojej drużyny. Kiedy usłyszał, że trzy godziny, miał poinformować zawodników, że przez trzy godziny będą zbierać śmieci wokół ośrodka treningowego.

Klich potwierdza, że taki "trening alternatywny" się odbył, ale nie widzi w tym nic nadzwyczajnego: - Faktycznie, sprzątaliśmy ośrodek. Dostaliśmy rękawiczki, czapeczki na głowy, worki na śmieci i sprzątaliśmy. Nie trwało to trzy godziny, ale faktycznie to zrobiliśmy. Na początku nie za bardzo wiedzieliśmy, o co chodzi, ale potem zaczęliśmy rozmawiać o kibicach, o tych biletach. Nikomu korona z głowy nie spadła.

Teraz Polska

Klich to 10-krotny reprezentant Polski, ale po raz ostatni w drużynie narodowej zagrał we wrześniu 2014 roku w meczu 1. kolejki el. Euro 2016 z Gibraltarem (7:0). Potem Adam Nawałka z niego zrezygnował, bo wychowanek Tarnovii nie przebił się w VfL Wolfsburg i mało grał w 1.FC Kaiserslautern, ale gdy odbudował się w Holandii, były selekcjoner nadal go pomijał.

Pomocnik Leeds United ma 28 lat, więc jest w wieku poborowym i nie ukrywa, że powrót do drużyny narodowej to jego cel. W kadrze jest miejsce dla zawodnika o jego charakterystyce, bo Jerzy Brzęczek nie ma alternatywy dla Piota Zielińskiego, a Klich to zawodnik, który wie, jak prostopadłym podaniem rozerwać obronę rywali i dryblingiem zrobić liczebną przewagę.

- Jeśli będę dobrze grał w klubie, to mam nadzieję, że wróci temat mojej gry w kadrze i dostanę szansę na przypomnienie o sobie. Na razie koncentruję się na klubie, bo jeśli będę grał i będę grał dobrze, to może być tylko lepiej - mówi i dodaje: - Na razie nie miałem kontaktu z nowym selekcjonerem czy z kimś z jego sztabu.

Czy Mateusz Klich powinien dostać kolejną szansę w reprezentacji Polski?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×