Z Brzęczkiem odeszły wyniki. Wisła Płock szuka formy

WP SportoweFakty / Paweł Berek / Na zdjęciu: Jerzy Brzęczek
WP SportoweFakty / Paweł Berek / Na zdjęciu: Jerzy Brzęczek

- Wiadomo, że jeśli nie ma zwycięstw, to pojawia się nerwowość - przyznaje Robert Podoliński. W Płocku najpierw był szok i duma, a po nich wielka smuta. Wisła bez Jerzego Brzęczka wciąż czeka, by wyjść na prostą.

Apetyt rośnie w miarę jedzenia, a Jerzy Brzęczek narobił w Płocku dużego smaka. Zamiast zapowiadanego przez niektórych spadku, była walka o Ligę Europy i piąte miejsce na koniec sezonu. Kto by się tego spodziewał po ekipie, która dopiero drugi sezon z rzędu grała w ekstraklasie?

Poprzednik Brzęczka, Marcin Kaczmarek, doprowadził Nafciarzy na 12. miejsce. Sezon potem srebrny medalista IO z Barcelony poprawił styl gry Wisły, która pod jego wodzą imponowała w ofensywie i pewnie awansowała do grupy mistrzowskiej. Drużyna strzeliła 53 gole, tyle samo co Lech i o dwa mniej od Legii i Jagiellonii (najskuteczniejszy był Górnik z dorobkiem 68 trafień).

A teraz? Spadkobiercą Brzęczka został Dariusz Dźwigała, który nie miał łatwego startu. Na kilka dni przed początkiem sezonu podpisał kontrakt i zapewne nie miał zbyt wiele czasu, by na własnych zasadach przygotować płocczan do pierwszego meczu. Wprawdzie przyglądał się już drużynie ze względu na swojego syna, ale między obserwowaniem z trybun a z ławki jest duża różnica.

Nikt już nie pamięta o Legii

W sobotę Wisła Płock przegrała z najgorszym zespołem ligi, Cracovią 1:3. Nie była to porażka, o której przesądził pech w ostatnich minutach (relację przeczytasz TUTAJ). Pasy, jak nigdy wcześniej w tym sezonie, zdominowały rywali i wbiły im trzy bramki. Nafciarze odpowiedzieli w drugiej połowie za sprawą Karola Angielskiego, ale sił i czasu na wyrównanie nie wystarczyło. W końcówce swoją dobrą formę potwierdził Mateusz Wdowiak, zdobył dla Cracovii trzecią bramkę i - jak powiedział po meczu Dźwigała - "zabił" mecz.

Stan Wisły nie jest może i krytyczny, ale znacząco odbiega od tego z ubiegłego sezonu. Wtedy pacjent tryskał zdrowiem i ku uciesze kibiców bił się z najlepszymi jak równy z równym. Nafciarze nie bali się Lecha, Jagiellonii, ale i Legii, z którą w grudniu ubiegłego roku wygrali po raz pierwszy na jej stadionie w ekstraklasie.

Wyczyn poprawił Dariusz Dźwigała. Nafciarze pod jego wodzą rozgromili mistrzów Polski 4:1 i po falstarcie w końcu zawiało optymizmem. - Myślałem, że Wisła jest na dobrej drodze po bardzo przekonywującym zwycięstwie nad Legią. To była drużyna, którą się bardzo przyjemnie oglądało - przyznaje w rozmowie z WP SportoweFakty Robert Podoliński, były trener m.in. Dolcanu Ząbki i Cracovii, a obecnie ekspert TVP Sport. Po wygranej, której rozmiar zaskoczył wszystkich, przyszły remisy z Jagiellonią (1:1) i Miedzią (2:2), a teraz porażka z Cracovią.

Szpital

Na formie Nafciarzy odbijają się kontuzje czołowych graczy. Podczas przerwy reprezentacyjnej na długo wypadł Mateusz Szwoch, który zerwał więzadło krzyżowe. - Inni zawodnicy mówili później, że słyszeli na boisku taki dźwięk, jakby pękała gałąź. Od razu było widać, że to coś poważnego. Tracimy bardzo ważnego, uniwersalnego zawodnika - mówił "Przeglądowi Sportowemu" Dźwigała.

Z kolei w spotkaniu z Miedzią ucierpiał podstawowy bramkarz, Thomas Daehne. - Doznał stłuczenia stawu kolanowego. Po upadku przy dośrodkowaniu w drugiej połowie mówił, że coś mu "chrupnęło" - wyznał po meczu trener Wisły. - To kolejny kłopot - mówi Podoliński. Za Niemca między słupkami stanął 17-letni Marcel Zapytowski, który sprezentował Wdowiakowi pierwszego gola.

A jeszcze niedawno z urazem mecze rozgrywał jeden z najlepszych piłkarzy Wisły w ostatnich tygodniach, Ricardinho. Mimo to, napastnik był w stanie wychodzić w pierwszym składzie, ale cudów nie czynił. Starcie z Cracovią było drugim, w którym Brazylijczyk nie strzelił gola. - Wiele zespołów jest uzależnionych od swoich najlepszych strzelców. Zresztą wystarczy spojrzeć na dół tabeli, taka była też Cracovia, z której latem odszedł Krzysztof Piątek. Wisła też w tej chwili szuka własnego rozwiązania. Widać, że poszukiwania trwają i pewnie Dariusz Dźwigała chciałby, żeby ciężar rozłożył się bardziej na wszystkich graczy. Ale tak niestety u nas jest, że często dobra postawa napastnika decyduje o miejscu w tabeli - mówi Podoliński.

Klątwa selekcjonera?

- Późnym wieczorem zadzwonił do nas Zbigniew Boniek i powiedział, że złożył Jerzemu Brzęczkowi konkretną propozycję - mówił tuż po ogłoszeniu decyzji Tomasz Marzec, wiceprezes Wisły Płock. Nafciarze stracili trenera z dnia na dzień i musieli zakasać rękawy na kilka dni przed startem nowego sezonu.

Podobnie zaskoczyli się sześć lat temu w Chorzowie, kiedy za rozczarowujące EURO 2012 z kadrą rozstał się Franciszek Smuda. Wtedy z Chorzowa wyciągnięto Waldemara Fornalika, który kilka miesięcy wcześniej świętował z Niebieskimi wicemistrzostwo Polski. On też zaskoczył i zamiast drżeć z Ruchem o utrzymanie, walczył o najwyższe cele w lidze. Po odejściu Fornalika Ruch zapewnił sobie utrzymanie w ostatnich kolejkach sezonu.

Takiego pecha nie miał Górnik Zabrze, który oddał do reprezentacji Adama Nawałkę w 2013 roku. Były piłkarz Wisły Kraków, podobnie jak Brzęczek, doprowadził swój zespół na piąte miejsce, a potem przyjął ofertę od PZPN-u. Po Nawałce Górnik skończył sezon na szóstym miejscu.

- Cierpliwości - mówi nam Robert Podoliński. - Trzeba trochę czasu, żeby zespół okrzepł i nabrał charakteru, który będzie chciał mu nadać Dźwigała. Kilka problemów Wisła miała na początku, bo o nim zdecydowały dosyć nieszczęśliwe mecze, gdzie płocczanie grali naprawdę dobrą piłkę. Wiadomo, że jeśli nie ma zwycięstw, to pojawia się nerwowość - kończy.

ZOBACZ WIDEO Serie A: Piątek wykorzystał fatalny błąd rywala. Gol Polaka w przegranym meczu [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Źródło artykułu: