Maciej Makuszewski - największy pechowiec polskiej piłki znowu na boisku

Newspix / WOJCIECH KLEPKA / CYFRASPORT / Na zdjęciu: Maciej Makuszewski
Newspix / WOJCIECH KLEPKA / CYFRASPORT / Na zdjęciu: Maciej Makuszewski

Macieja Makuszewskiego można nazwać wielkim pechowcem. Albo wielkim farciarzem. Jak kto lubi. Piłkarz Lecha Poznań wraca do gry.

- Boli?
- Nie, nic nie boli.
- Nawet brak powołania na mundial?
- Nie. Już nie. Wiadomo, że każdy ma w głowie jakieś marzenia, ale ja byłem od początku przygotowany, że może się nie udać. Nadzieja była wielka, ale szansa mała.

[tag=21833]

Maciej Makuszewski[/tag] żałuje tylko jednego. Że nie pojechał z reprezentacją Polski na obóz do Arłamowa. Liczył na to do końca, że pokaże trenerowi, że go jakoś przekona rzutem na taśmę. Przecież pracował na to tyle miesięcy…

Zwolennicy twierdzenia, że szklanka jest do połowy pusta, nazwaliby go największym pechowcem polskiego futbolu. Makuszewski na ostatniej prostej wypadł z kadry na mundial w Rosji. Przegrał z kontuzją. A teraz wypadł z kadry powołanej na pierwsze zgrupowanie nowego selekcjonera, Jerzego Brzęczka. Ale są też zwolennicy powiedzenia, że szklanka jest do połowy pełna. Ci zauważą, że z przeciętnego piłkarza ligowego "Maki" nagle stał się topowym graczem Ekstraklasy, a do tego kadrowiczem. I to nie byle jakim.

Wszystko zaczyna się w sezonie 2013/14. Makuszewski, były zawodnik Jagiellonii i Tereka Grozny, wraca do Lechii Gdańsk. Nikt na wiele nie liczy, bo bilans zawodnika nie przyprawia nikogo o szybsze bicie serca. 41 meczów, 5 bramek, 4 asysty, kilka efektownych rajdów. Piłkarz jakich wielu. Czasem ich lubimy, czasem mamy wrażenie, że niepotrzebnie zajmują miejsce w lidze.

Zanim poznamy Makuszewskiego reprezentanta, musimy się cofnąć do tamtego czasu, gdy nastąpiła przemiana.

- Czy ja wiem... wiele zależy od trenera w klubie, jego mentalności. Trener coś zaszczepia ci w głowie, stawia na ciebie. Czujesz, że poprawiasz się mentalnie, fizycznie, taktycznie. Jeden trener wyciśnie zawodnika jak cytrynę i zrobi z niego poważnego gracza. Inny zastanie dobrego gracza, a zostawi słabego - mówi. Do Lechii Gdańsk trafił wtedy Ricardo Moniz, wybitny trener młodzieży, który chwilowo zapragnął kariery w piłce seniorów. Holender powtarzał piłkarzowi: "Bądź jak Messi, kiwaj jak Messi, czasem stracisz piłkę, ale w końcu ci się uda". Ale zawodnik ze Szczuczyna pod Suwałkami poszedł dalej. Dogadał się z trenerem indywidualnym. Ściągnął do Gdańska Mariusza Paszkowskiego, ówczesnego dyrektora systemu Coervera na Polskę, dziś założyciela systemu szkolenia młodzieży Football Lab (Makuszewski mocno zaangażował się w promocję tego systemu).

- Technika użytkowa, technika uderzenia. Masz trenera, który cię koryguje, podpowiada, jest skoncentrowany tylko na tobie, a nie na 25 zawodnikach - mówi Makuszewski. - "Podnieś głowę", "spójrz za siebie". Potem patrzysz inaczej na piłkę. Ci najwięksi zawodnicy cały czas kontrolują sytuację, nie patrzą tylko na piłkę. Dzięki temu mogą szybko podejmować decyzje. Robiliśmy wiele rzeczy na dużej intensywności, technika, prowadzenie piłki, tak, żeby ci nie przeszkadzała.

To wszystko takie proste, prawda? Od tego momentu Makuszewski w lidze zagrał 130 spotkań, strzelił 19 bramek, dorzucił do nich 31 asyst. A więc, licząc same podstawowe statystyki, niemal dwukrotnie podniósł swoją skuteczność. A przecież trening indywidualny zaczynał mając 24 lata. Wtedy gdy mówi się, że "jest już za późno, żeby chłopa czegoś nauczyć".

- Nauczyłem się grać w piłkę na podwórku, dopiero jako 13-latek miałem taki poważniejszy trening. Żałuję, że nie miałem takich możliwości wcześniej, ale pewnych rzeczy nie zmienię, czasu nie cofnę. Dlatego cieszę się, że w ogóle zacząłem - mówi. I zaznacza, że chodzi o coś więcej niż same ćwiczenia. - Inni takich rzeczy nie robią, a ty robisz coś extra. I po prostu masz tego świadomość. To podnosi cię jeszcze bardziej mentalnie. Zwłaszcza kiedy widzisz efekty. Dlatego każdemu zawodnikowi polecam takie dodatkowe treningi. Prawda jest taka, że jak będziesz się wyróżniał na tle innych, to pójdziesz do przodu. I to nie tylko dla młodych. Dziś piłkarze mają 35-36 lat i grają dalej. Kariera trwa znacznie dłużej niż kiedyś - mówi Makuszewski, który sam jest żywym dowodem na skuteczność futbolowych "korepetycji" i wzorem dla wielu młodszych piłkarzy.

Niedawno minął rok, od kiedy 28-letni gracz (w sobotę 29.09 kończy 29 lat) zadebiutował w kadrze narodowej.

- Jak dostałem wiadomość o powołaniu, to było wielkie wzruszenie. W tym wieku? Zresztą nigdy nie czułem się pomijany. Prawda jest taka, że w kadrze zawsze byli bardzo dobrzy zawodnicy na skrzydłach. I nagle telefon. A przecież nic lepszego nie ma, niż gra w kadrze... albo w wielkim klubie. Prawda taka, że w Realu nie każdy może grać, więc mogę powiedzieć sobie, że połowę celów spełniłem. Za 20-30 lat będę pokazywał wnukom zdjęcia i filmy - śmieje się piłkarz, który wskoczył do drużyny narodowej w świetnym stylu.

- Pomyślałem sobie wtedy: "Mam 28 lat. Jeśli zagram źle, trener powie, że to nie mój poziom. I trudno". Dlatego stresu nie miałem. Pracowałem tyle lat, żeby zagrać w kadrze i dostałem swoją nagrodę - mówi Makuszewski.

Wyjazd na kadrę dał mu dodatkową motywację. - Wracasz do klubu jako reprezentant i to ma swoją wagę. Pewność siebie jest duża - zaznacza. Niestety ta przygoda nie trwała długo, bo Makuszewski zerwał więzadła. Do końca walczył o wyjazd do Rosji, na imprezę życia. Ale bezskutecznie.

- Zrobiłem wszystko, co mogłem. Żałuję, że nie pojechałem na obóz do Arłamowa, choćby po to, żeby pokazać się z dobrej strony. Trener zadzwonił i wyjaśnił, że jest spore ryzyko. Na pewno musiał to przeanalizować. Inna sprawa, że w klubie nie grałem za dużo, dostawałem po kilka minut, gdy byłem gotowy do gry. Myślę, że wiedzieli, że moja szansa na wyjazd jest niewielka i nie podjęli ryzyka - mówi piłkarz.

- Pewnie, że szkoda. Nie tylko mnie. Moi fizjoterapeuci bardzo mi kibicowali, bardzo przeżywali to, że nie pojechałem... - dodaje. Czy ma pretensje? Wielu by miało. Selekcjoner wyciągnął rękę i w ostatniej chwili ją cofnął.

- Tak zadecydował, takie życie. Ale trener Nawałka bardzo dużo dla mnie zrobił, dawał powołania, dał szansę gry, podnosił na duchu w najtrudniejszych chwilach. Ale ostatecznie on odpowiadał za wynik, więc wziął tych, którzy jego zdaniem byli najlepsi, a mi pozostało trzymanie kciuków za reprezentację. Szkoda, że tak słabo wyszło, to nie był poziom tej drużyny. A ja? Panowie, ja nie jestem Messi czy Ronaldo, żeby zmienić bieg zdarzeń. A zresztą, oni też nie dali rady, więc o czym mówimy - rozkłada ręce.

Makuszewski po kolejnej kontuzji wraca do gry. To dobra wiadomość dla kibiców Lecha, ale też dla Jerzego Brzęczka. Dziwne by było, gdyby nie dał mu jeszcze jednej szansy. W końcu to właśnie u obecnego selekcjonera w Lechii grał jeden z najlepszych sezonów w życiu. Połączył ich wspólny los. Obu pożegnano w Gdańsku niegodnie. I obaj wyszli na swoje.

Marek Wawrzynowski, Jacek Stańczyk

ZOBACZ WIDEO Serie A: Show Milika! Zdobył dwa gole i miał udział przy trzecim [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Komentarze (0)