- Kiedy wygrywamy nikt o nic nie pyta, a po porażce nagle wszyscy są najmądrzejsi. Nie chcę z nikim iść na wojnę, ale proszę o trochę rozsądku, bo za chwilę wyjdzie, że gramy o utrzymanie. Rozumiem, że są do mnie pretensje, bo to ja wystawiam skład i odpowiadam za to, jak zespół zagrał. Personalnie będę rozmawiał z zawodnikami w szatni i nie chcę teraz wyciągać daleko idących wniosków o braku zaangażowania u piłkarzy - mówił podirytowany trener Jagiellonii, Ireneusz Mamrot.
Białostoczanom mecz ze Śląskiem wybitnie nie wyszedł. Wśród gospodarzy nie było zawodnika, który zasłużył choćby na kilka ciepłych słów. Wyglądało tak, jakby piłkarzom kazano grać na siłę. - Gdyby się dało wszystkich należałoby wymienić, ale nie o to chodzi, żeby w kogoś uderzać. Nie mam zamiaru też nikogo bronić. To był mecz, w którym kompletnie nic nam nie wychodziło, najgorszy odkąd pracuje w Białymstoku - komentował Mamrot.
Trener "Jagi" był bardzo zły za postawę swojego zespołu zwłaszcza w końcowych minutach starcia, kiedy Marcin Robak strzelał gola na 0:4. - Najwięcej pretensji mam o końcówkę spotkania i to powiedziałem w szatni. Tak grać nie można! Przegraliśmy mecz, byliśmy słabszym zespołem, ale do końca trzeba walczyć o swoją godność, którą się ma i nie można się jej pozbywać - zakończył.
Mimo wysokiej porażki, Jagiellonia nadal jest liderem Lotto Ekstraklasy.
ZOBACZ WIDEO Show Krzysztofa Piątka! Polak z dubletem! [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]