Jakkolwiek w naszej rodzimej Bundeslidze na takie określenia trzeba brać poprawkę, to Miedź była jednym z niewielu ambasadorów radosnego futbolu. Z drużyną Dominika Nowaka nie można się nudzić. Beniaminek grał z polotem i pomimo 11. miejsca w tabeli zbierał pochlebne recenzje. Z Piastem szybko otworzył mecz i dzięki Bogu ukrócił tradycyjne ekstraklasowe męki w oczekiwaniu na rozwiązanie akcji. Działo się sporo. Szkoda jednak, że także z serii "piłkarskie jaja".
Najpierw o uśmiechy na twarzach kibiców postarał się duet Aleksandar Sedlar - Jakub Czerwiński. Stoperzy wicelidera popełnili piłkarskie seppuku, nie domówili się, futbolówkę zgarnął Mateusz Szczepaniak, wbiegł w pole karne, przyłożył nożycami pod poprzeczkę i sprowadził Piasta na ziemię.
Skoro katastrofalnie zachowali się obrońcy, to co napisać o wyjściu z bramki Łukasza Sapeli? Golkiper gospodarzy był na przedpolu jak tykająca bomba. Każde dośrodkowanie kończyło się nerwowym piąstkowaniem. W końcu się doigrał. Na miękkich nogach wyszedł do wrzutki Mikkela Kirkeskova, zaliczył pusty przelot i tak zaskoczył Artura Pikka, że zdezorientowany Estończyk zapakował piłkę do własnej siatki i dał Piastowi prowadzenie 2:1. Kabaret.
O ile w tej sytuacji dopisało szczęście, to w 18. minucie bliźniaczo podobną akcję zamknął Michal Papadopulos. Dogrywał Gerard Badia, a Czech doprowadził do remisu 1:1. Bo jak wrzutki na głowę, to tylko do niego. Na polskich boiskach nie ma wielu równie dobrych specjalistów pod tym względem. A wszystkiemu przypatrywał się Tomislav Bozić, Chorwat nie zrobił nic, by zatrzymać napastnika.
Miedź, nawet prowadząc, nastawiała się na kontry. Henrik Ojamaa, Szczepianiak i Fabian Piasecki często gościli pod szesnastką rywali. Wyglądało to tak, jakby zawodnicy beniaminka czaili się na błędy Piasta. Doczekali się. Tuż przed przerwą poślizgnął się jeden z gliwiczan, powstałą luka, wbiegł w nią Ojamaa i zagrał prostopadle. Jak to często bywa, pomógł przypadek (obcierka od Kirkeskova), ale strzał Piaseckiego i przepuszczenie piłki przez Frana Cruza na wysokim poziomie. Oczywiście jak na polskie warunki. 2:2 do przerwy, wynik całkiem zachęcający do dalszego śledzenia.
Mecz oglądało się naprawdę przyjemnie, piłkarzy podkręcał żywiołowy doping. Piast krążył wokół pola karnego i wrzutkami chciał wyciągnąć Sapelę przed linię. Tym razem bramkarz trzymał się kurczowo własnej klatki, dzięki czemu odbił dwa groźne strzały głową Felixa i Papadopulosa. Kilka sekund radości zapewnił Ojamaa, który wskoczył Kirkeskovowi na plecy i właściwie wepchnął Duńczyka do siatki razem z piłką. Sędzia Sulikowski słusznie nie uznał gola.
Tempo siadło dopiero w ostatnich dwudziestu minutach, ale nie jakoś dramatycznie. Zaktywizował się najlepszy strzelec Miedzi Petteri Forsell, głównie jednak holujący piłkę. Piast nie szukał wykwintnych rozwiązań - byle do Papadopulosa. Klarownych sytuacji zabrakło, po niezłym spotkaniu drużyny podzieliły się punktami. Chyba sprawiedliwie.
Miedź Legnica - Piast Gliwice 2:2 (2:2)
1:0 - Mateusz Szczepaniak 5'
1:1 - Michal Papadopulos 18'
1:2 - Artur Pikk 41' (sam.)
2:2 - Fabian Piasecki 45+1'
Miedź: Łukasz Sapela - Paweł Zieliński (20' Grzegorz Bartczak), Kornel Osyra, Tomislav Bozić, Artur Pikk, Fran Cruz, Mateusz Szczepaniak (80' Juan Camara), Borja Fernandez, Fabian Piasecki, Henrik Ojamaa (60' Wojciech Łobodziński), Petteri Forsell
Piast: Jakub Szmatuła - Marcin Pietrowski (90+4' Martin Konczkowski), Aleksander Sedlar, Jakub Czerwiński, Mikkel Kirkeskov, Patryk Dziczek, Tomasz Jodłowiec, Mateusz Mak (67' Aleksander Jagiełło), Jorge Felix (79' Tom Hateley), Gerard Badia, Michal Papadopulos
Żółte kartki: Cruz (Miedź) oraz Dziczek, Kirkeskov (Piast)
Sędzia: Dominik Sulikowski (Gdańsk)
ZOBACZ WIDEO: Primera Division: Nieskuteczna Barcelona straciła kolejne punkty! Uratowała tylko remis [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]