Ośmiomiejscowy helikopter należący do właściciela Leicester City wyleciał z boiska King Power Stadium. Kamerzysta Sky Sports Dan Cox skończył nagrywać wywiady po meczu na stadionie i przyglądał się temu, co się działo.
- Słyszałem, jak się wznosi i wynurza zza stadionu. Odruchowo spojrzałem, myśląc, jaka to niesamowita maszyna, licząc, że znajdzie się już w zasięgu mojego wzroku. Podniosłem głowę i zobaczyłem, że helikopter kręcił się, wirował, ale widać było, że to wymyka się spod kontroli pilota. Nigdy nie oglądałem czegoś podobnego. Nie wiem jak pilot to zrobił, zdawało się, jakby zwalniał ruch obrotowy i odleciał w narożną część parkingu - mówił później cytowany przez "The Sun".
Kamerzysta zaczął filmować to, co stało się po katastrofie. Dwóch policjantów próbowało się zbliżyć do wraku helikoptera, ale odpędziły ich płomienie. - Moim zdaniem bohaterami byli zarówno pilot, jak i policjanci, którzy chcieli pomóc. Mogło być o wiele gorzej, gdyby pilot tak nie zareagował - dodał dziennikarz Sky Sports.
Przypomnijmy, że do wypadku doszło po sobotnim spotkanie Leicester City - West Ham United, które zakończyło się remisem 1:1, jednak rezultat tego meczu zszedł na bardzo daleki plan.
Tajlandzki miliarder Vichai Srivaddhanaprabha, właściciel klubu, po każdym spotkaniu odlatywał z boiska swoim prywatnym helikopterem. Teraz, krótko po starcie, doszło do awarii, rozbił się na pobliskim parkingu i stanął w płomieniach. Na razie nie jest znana tożsamość ofiar.