To była jedna z największych klęsk Śląska Wrocław w ostatnich sezonach, a już na pewno największa podczas pracy Tadeusza Pawłowskiego. Zdarzały się wprawdzie wyższe porażki, ale zespół potrafił stworzyć przynajmniej sytuacje bramkowe. Z Wisłą Płock nie wychodziło nic. Kompletnie nic.
Czerwona kartka dla Adama Dźwigały spętała piłkarzom nogi, zamiast zdominować rywala oddali inicjatywę Wiśle i po przerwie zostali zdemolowani. - Jest mi bardzo wstyd. To nie jest IV-ligowy klub, to Śląsk Wrocław, wielka tradycja, historia. I tu się wymaga. Wymaga się walki, zaangażowania, pomysłu na grę. Nie wystarczą prymitywne wrzutki z 40 metrów. Nie przejdziemy po takim meczu do porządku dziennego - skwitował trener Tadeusz Pawłowski.
Klęska dziwi tym bardziej, że Śląsk spisywał się ostatnio znakomicie. W Legnicy rozgromił Miedź 5:0, w Pucharze Polski gładko pokonał Bytovię Bytów 3:0. Przeciwko Wiśle wrocławianie zagrali poniżej krytyki, jedynie Damian Gąska starał się zwiększać tempo, reszta jedenastki właściwie statystowała.
- Byliśmy wolniejsi, słabsi mentalnie. Brakowało walki. Można być zmęczonym, ale grając u siebie musi być walka, mowa ciała ma wyrażać, że za wszelką cenę chcemy wygrać. Tego było za mało. Grając 11 na 10 należy pograć dłużej piłką, utrzymać się przy niej, zmienić stronę. U nas nie było widać pomysłu, graliśmy na alibi, bez rozegrania. Oczywiście my jako sztab jesteśmy za to odpowiedzialni.
ZOBACZ WIDEO: Fajdek o mały włos nie zabił trenera. "Gdyby nie wstał, skończyłoby się zgonem"