Filip Burkhardt opowiada o ciężkiej operacji dziecka: Zaczynam drugie życie

Mateusz Skwierawski
Mateusz Skwierawski

Jak wyglądały pierwsze dni po powrocie ze szpitala?

Filip:
Byłem przerażony.

Dlaczego?

Magda: Widzieliśmy, że przez lęk i strach jest strasznie spięta. Bała się ruszać głową, a powinna ją ćwiczyć, żeby pobudzić mięśnie.

Filip:
Na początku chodziła jak robot, mając usztywnione ręce, plecy i głowę. Nie skręcała ciała, tylko przesuwała je w jeden, lub drugi bok. Miała problem z utrzymaniem równowagi.

Magda:
W szpitalu spała też najwięcej ze wszystkich dzieci.

Filip:
Początkowo rehabilitacja szła bardzo wolno. Inne dzieci szybciej zaczynały chodzić. Pierwsze cztery dni w szpitalu leżała. Później stopniowo podnosiliśmy ją wyżej. Po kilku dniach wsadziliśmy Latikę do wózka. Następny krok: kilka kroczków po sali szpitalnej. Wszystkie funkcje trzeba było na nowo pobudzić. Inne dzieci były od córki żywsze, gdzie ona zawsze była okazem zdrowia, wulkanem energii. Dochodziła do siebie zdecydowanie najwolniej. Pomógł powrót do domu.

To znaczy?

Filip: Gdy tyko wjechaliśmy do Gdyni i zobaczyła miasto, zaczęła płakać. Machała rękoma i krzyczała: jesteśmy w Gdyni!

Magda:
Córka była szczęśliwa widząc Raję, psa. Zaczęła witać się z lalkami, łóżeczkiem.

Latika:
I zasnęłam w swoim łóżku.

Filip:
Zaczęły się kolosalne postępy. Znalazła się wśród swoich zabawek, zapachów. Ze swoim ukochanym pieskiem.

Magda:
Teraz rehabilitujemy się nawet podczas zabawy. Położymy dalej klocek, żeby wykonała bardziej skomplikowany ruch, nawet nieświadomie. Latika kocha tańczyć. Włączamy muzykę i widzimy, jak nogi jej chodzą.

Filip:
Są też śpiewy. Jak wracam po kilku godzinach z treningu, to widzę postępy. Wraca do formy. To najwspanialsze uczucie: otwierasz drzwi od domu, a dziecko do ciebie biegnie.

Ktoś podpowiadał, jak postępować z córką po tak skomplikowanej operacji?


Magda:
Działamy zgodnie z intuicją, ta nigdy nas nie zawiodła. Znamy swoje dziecko najlepiej, wiemy, czego Latice trzeba. Staramy się, by każdy jej dzień wyglądał po prostu normalnie.

Filip:
Nie wolno się z nią obchodzić jak z jajkiem.

Latika:
Haha.

Filip: Ma funkcjonować tak, jak przed operacją. Trzeba jedynie uważać, by nie uderzyła się podczas zabawy, ponieważ rana musi się zagoić.

Widzę, że córka chodzi z zasłoniętym jednym okiem. Dlaczego?


Filip:
Jedno z oczu zasłaniamy co 2-3 godziny. Musimy robić tak od 4 do 6 tygodni. Podczas operacji wzrok został delikatnie naruszony, dlatego gałki oczne nie współpracują ze sobą tak, jak powinny. Jak jedno oko jest zasłonięte, to jest w porządku. Jak oba są otwarte, to w prawym oku rozdwaja się Latice obraz. Ale to częsty objaw po operacji, najłagodniejszy z możliwych.

Ile ten miesiąc zmienił w waszym życiu?

Filip: Nagle wszystko przestaje mieć znaczenie. Gra w piłkę, praca. Przyznam, że nie chciałem mówić o całej sytuacji w mediach. Nasz trener w Bytovii, Adrian Stawski, nie wytrzymał na konferencji prasowej po meczu z Chojniczanką i nagłośnił sprawę. Też emocjonalnie do tego podszedł. Odzew był nieprawdopodobny. Ludzie zaczęli o tym nie tylko mówić, wysyłali nam mnóstwo wiadomości, modlili się. Przekonaliśmy się, jak wspaniali potrafią być ludzie.

Magda:
To lekcja, która uczy pokory, cierpliwości, wiary. Zawsze byłam osobą wierzącą w Boga, ale niepraktykującą. Czasem z córką odwiedzałyśmy kościół, ale bardziej przy okazji świąt.

Filip: Ja praktycznie w ogóle nie chodziłem do kościoła. Po tej sytuacji moja wiara wzrosła. Będę częściej odwiedzał kościół i dziękował Panu Bogu za to, że uratował naszą córkę. Bo na pewno ręka Boga w tym była.

Magda:
Modliliśmy się razem, chodziłam do kaplicy na mszę w szpitalu.

Filip:
A znajomi wysyłali zdjęcia swoich dzieci odmawiających pacierz. "Zdrowaś Maryjo" za Latikę. Koledzy, z którymi rozmawiałem przez kamerkę w telefonie, płakali.

Publicznie wspierali was też zawodnicy Bytovii. Pana koledzy z drużyny przed spotkaniem z Odrą Opole wyszli na boisko z napisem na koszulkach: "Latika wracaj do zdrowia”.


Filip:
Latika to widziała. Ucieszyła się, że "wujkowie" mają koszulki z jej imieniem. Córka zawsze siedzi z nami w szatni po meczu. A to kawałek pizzy zje, a to przybije piątkę. Zna wszystkich. Była w szatni każdego klubu, w którym grałem. Wie, jakie są drużyny, z mamą chodzą na stadion Arki Gdynia. W piłkę też lubi pokopać, w ogródku.

Magda: Żyje tym. Zawsze pyta tatę: wygraliście? A strzeliłeś gola? Choć występów taty raczej już nie chce oglądać.

Filip: Chodziła z mamą na każdy mój mecz do momentu jednego spotkania w Katowicach. W marcu 2016 roku w spotkaniu ligowym GKS-u odniosłem kontuzję kolana. Głośno krzyczałem z bólu, znieśli mnie na noszach. Żona się popłakała, córka się przestraszyła i zraziła.

Magda: Ale wsparcie kolegów z Bytovii dało jej siłę.

Filip: Po tym, jak się okazało, że córka ma guza mózgu, nie trenowałem siedemnaście dni. Do zajęć wróciłem w sobotę tydzień temu. Zagrałem pół godziny w Pucharze Polski ze Śląskiem Wrocław i w weekend z GKS-em Katowice. Cała szatnia żyła tym wydarzeniem. Informowałem chłopaków, jak wygląda sytuacja na bieżąco, mamy swoją grupę w aplikacji WhatsApp. Jest zwyczaj, że przed każdym treningiem zbieramy się w kółku. Trener objaśnia wtedy, co będziemy robić na zajęciach. Podczas mojej nieobecności chłopaki za każdym razem w tym kółku się modlili.

Córka wraca do formy, a wy?

Filip:
Pomału tak. Noce są spokojniejsze. Latika śpi z nami, w środku łóżka, z każdej strony ją pilnujemy.

Magda: Jest też strach, że się przewróci. Wiadomo, że będziemy przewrażliwieni, dla dobra wszystkich. Córka też dobrze do tego podchodzi. Jak boli, to mówi. Nie żartuje z tego.

Wasza historia może pomóc innym. Chcielibyście przekazać coś rodzicom w podobnej sytuacji do waszej?

Filip: Moje relacje na Twitterze czy Instagramie o stanie zdrowia Latiki miały też na celu ostrzec ludzi: nie zna się dnia ani godziny. Pamiętajcie, nie bagatelizujcie z pozoru niegroźnych zachowań.

Magda: Przede wszystkim słuchajcie dziecka. I słyszcie, co mówi. Bo w ten sposób je poznajecie. Trzeba z nim rozmawiać, nie blokować w żadnej odpowiedzi.

Filip: Trzeba też walczyć o swoje, to się nam należy. Płacimy ciężkie pieniądze za służbę zdrowia, trzeba być upartym i dążyć do tego, żeby lekarze zrobili wszystkie badania. Mają sprzęt, niech z niego korzystają. Tomograf to tylko 10-15 minut badania.

Magda:
Pamiętajcie, że najważniejszy jest kontakt z pediatrą. Takim, który cię wysłucha, a nie machnie ręką.

Filip: Determinacja to słowo klucz.

Wam jej nie zabrakło. Po tym wszystkim myśli pan jeszcze o graniu w piłkę?

Filip: Proszę pana, ja dopiero zaczynam karierę. Zaczynam drugie życie.

*
Filip Burkhardt ma 31 lat. To były piłkarz między innymi Amiki Wronki, Arki Gdynia czy Wisły Płock. W ekstraklasie rozegrał 91 meczów, zdecydowanie więcej w I lidze: ponad 140. Od tego sezonu Burkhardt jest zawodnikiem Bytovii Bytów. Ojciec piłkarza, Jacek, w najwyższej lidze w Polsce grał przez pięć lat, w Olimpii Poznań. Brat Marcin wywalczył z Legią Warszawa mistrzostwo kraju w sezonie 2005-06. Dziesięć razy zagrał też w pierwszej reprezentacji.

ZOBACZ WIDEO Kolejna asysta Klicha. Leeds pokonało Wigan Athletic [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×