Dariusz Tuzimek: Dokąd dwaj panowie B. prowadzą reprezentację Polski (felieton)

PAP / Leszek Szymański / Na zdjęciu: Prezes PZPN Zbigniew Boniek (L) i selekcjoner piłkarskiej reprezentacji Polski Jerzy Brzęczek (P)
PAP / Leszek Szymański / Na zdjęciu: Prezes PZPN Zbigniew Boniek (L) i selekcjoner piłkarskiej reprezentacji Polski Jerzy Brzęczek (P)

"I co się stało? To młodzi ludzie"- odpowiada Zbigniew Boniek na pytanie o dyskotekę, do której piłkarze poszli po meczu z Czechami. - Nic się nie stało! Tylko nie wygrali meczu od blisko pół roku - komentuje nasz felietonista Dariusz Tuzimek.

Sam Boniek zapytany, czy to na pewno dobry moment - po przegranym meczu z Czechami, ale przecież jeszcze przed spotkaniem z Portugalią - by kadrowicze szli na tańce, odpowiada niby zdziwiony: "I co się takiego stało? To młodzi ludzie".

Pewnie! Nic się nie stało! Nic, tylko przegrali trzecie spotkanie z rzędu, nie wygrali meczu od blisko pół roku. A kibice, którzy oglądają grę reprezentacji Polski, nabierają coraz większego przekonania, że Jerzy Brzęczek marnuje całkiem dobre pokolenie piłkarzy. Chore koncepcje, nietrafione wybory personalne, dziwaczne eksperymenty. I dramatyczna próba ratowania twarzy, by wygrać przynajmniej z przeciętnymi Czechami. Próba nieudana. Wszyscy, łącznie z zawodnikami, mają poczucie, że zespół gra dużo gorzej od swego potencjału. Selekcjoner sprawia wrażenie osoby pogubionej, niezdolnej do wydźwignięcia drużyny z kryzysu.

Fani, którzy byli zaskoczeni latem, że Zbigniew Boniek sięgnął po trenera bez sukcesów, nie mają już wątpliwości, że to była pomyłka. Kolportują w sieci żarty. Na przykład, że "Boniek zrobił z Jerzego Brzęczka selekcjonera po to, żeby już nie być najgorszym w historii trenerem reprezentacji Polski". Albo: "Boniek opowiadał, że zdecydował się na Jerzego Brzęczka, bo w czasie rozmowy dostrzegł ogień w jego oczach. A co jeśli Brzęczek miał tylko zapalenie spojówek?". Można się uśmiechnąć pod nosem, choć wcale do śmiechu nie jest. Dziś jedynym argumentem, że ten zespół może coś ugrać, jest to, że piłka jest nieprzewidywalna. Niestety, nic więcej za naszą kadrą nie przemawia.

Boniek jest przekonany, że przy wyborze selekcjonera błędu nie popełnił (jakoś w ogóle nas to nie dziwi). Ale - co zaskakujące - nie wyklucza jednak, że z funkcji... zrezygnuje sam selekcjoner. Tak mówił w sobotę, w programie Stan Futbolu, do którego wpadł między jednym a drugim meczykiem w padla: "Różne rzeczy mogą się stać. W grudniu może przyjść do mnie trener Brzęczek i powiedzieć: 'nie daję sobie z tym rady'. Nie widzę jednak takiego problemu. Są natomiast wewnętrzne kłopoty w drużynie, które, mam nadzieję, do marca rozwiążemy" - wypalił prezes PZPN.

Na trzy dni przed meczem z Portugalią Boniek (sic!) daje kadrze wsparcie w swoim stylu: "selekcjoner sam się może zwolnić;" są wewnętrzne kłopoty w drużynie. W ten sposób to może mówić kibic siedzący w kapciach przed telewizorem, a nie prezes organizacji pogrążonej w kryzysie.

W czwartek pierwsza reprezentacja przegrywa 0:1 w Gdańsku z szerzej nieznanymi zawodnikami z Czech. W piątek młodzieżówka do lat 21 przegrywa 0:1 w Zabrzu z Portugalią, a jeszcze w czwartek kadra do lat 20 dostaje na wyjeździe 0:2 z rówieśnikami z Portugalii. Trzy porażki najważniejszych drużyn PZPN w dwa dni... Niezły bilans, prawda? W każdej firmie powiedzieliby: mamy kryzys, wszystkie ręce na pokład. I jak ten kryzys - np. trzy porażki reprezentacji z rzędu - rozwiązuje Boniek? W sobotę jedzie sobie... rozegrać turniej w padla. Ryba psuje się od głowy, więc czy kogoś może dziwić, że reprezentanci Polski tuż po porażce z Czechami idą sobie do dyskoteki? Na dodatek prezes PZPN utwierdza wszystkich w przekonaniu, że to w porządku.

Pewnie! Nic się nie stało! Nic, tylko przegrali trzecie spotkanie z rzędu, nie wygrali meczu od blisko pół roku. Oj tam, oj tam! Nic takiego! Tylko kibic smutny, zmarznięty i rozczarowany wraca do domu z poczuciem, że dał się zrobić w konia. Dyskomfort mu wzrośnie, gdy dzień później przeczyta, że piłkarze spokojnie poszli do dyskoteki. A prezes pojechał na padla! To się nazywa odarcie ze złudzeń.

Co mógłby robić Boniek na zgrupowaniu, gdyby akurat nie musiał grać w padla? Mógłby zadać kilka pytań Brzęczkowi:
- po co powołuje dwóch lewych obrońców (Matynia i Pietrzak), skoro później nie sprawdza ich w meczu z Czechami, czyli sparingowym;
- po co z bardzo dobrego prawego obrońcy Bartosza Bereszyńskiego robi beznadziejnego lewego obrońcę;
- dlaczego zdejmuje Przemysława Frankowskiego z boiska, gdy chłopak akurat zaczął dobrze grać;
- dlaczego robi tylko trzy zmiany, gdy trener Czechów robi ich sześć! Czy to nie był dobry moment, by nie trzymać na boisku przez 90 minut Lewandowskiego, a sprawdzić parę Milik - Piątek, albo obu lewych obrońców; 
- czy nie widzi, że Krychowiak jest bez formy, a cały zespół nie walczy? Gdzie podziała się agresja tego zespołu? Jak uszło życie z drużyny, której bali się rywale?

Ale Boniek nie pyta. W piątek jedzie na młodzieżówkę do Zabrza, co nawet zrozumiałe, a w sobotę na padla. Aż dziw, że nie zabiera tym razem ze sobą Brzęczka, przecież na Śląsk jest bliżej niż do Danii, dokąd zabrał selekcjonera na mecz młodzieżówki podczas poprzedniego zgrupowania kadry. Co się stało, że tym razem Brzęczek nie opuścił swojej drużyny? Jego autorytet już przestał robić wrażenie na młodzieżowcach? Czy lepiej Jurka nie pokazywać, bo nie za bardzo jest się czym chwalić? Kilku młodych piłkarzy: Sebastian Szymański, Szymon Żurkowski, Dawid Kownacki powinno się od dawna uczyć futbolu i profesjonalizmu w pierwszej reprezentacji od Lewandowskiego, Błaszczykowskiego czy Fabiańskiego. W młodzieżówce Czesława "711 połączeń z Fryzjerem" Michniewicza tracą czas. Co gorsza traci też pierwsza reprezentacja, bo w niej zabrakło konkurencji, a tę mogli dać jedynie młodzieżowcy. Niech z Krychowiakiem walczy o miejsce w składzie Żurkowski, a z Zielińskim Szymański z Legii. Ale ktoś przyblokował ich rozwój w młodzieżówce, bo PZPN chciał mieć sukces i awans do młodzieżowego Euro. No chciał...

Gdy się ogląda wypowiedzi Bońka w sobotnim programie (opublikowanym na YouTubie), można odnieść wrażenie, że jedyną osobą, którą szef PZPN szanuje, jest... on sam. Pośród takich "kwiatków" jak: "ja wczoraj PATRZAŁEM" albo "Thiago CIOŁEK" - cały czas ma niezmąconą pewność siebie: Brzęczek? No może przyjść i powiedzieć, że sobie nie radzi. Piłkarze mają swoje zdanie na temat taktyki? A jakie znaczenie ma to, czego oni chcą? Nawałka? Dobrze, że próbował grać trójką w obronie, tylko wybrał niewłaściwych ludzi. I tak dalej, i tak dalej.

Jak się Bońka posłucha, to wychodzi na to, że zna się na wszystkim, spokojnie sam mógłby poprowadzić tę reprezentację za Brzęczka. Gdyby na jakiejkolwiek wyższej uczelni istniała Katedra Arogancji, to niewątpliwie wykładałby tam Zbigniew Boniek i jeszcze byłby tytułowany stopniem naukowym profesora doktora, i to habilitowanego!

Fakty są jednak takie, że druga kadencja Bońka na stanowisku prezesa PZPN jest marniutka. Tylko z tego roku takie zanotował "sukcesy":
- katastrofa kadry na mundialu;
- reprezentacja jako pierwsza w Europie zostaje zdegradowana do Dywizji B Ligi Narodów;
- trzy porażki i dwa remisy kadry jesienią i zjazd Polski w rankingu FIFA;
- kibole przerywają organizowany przez PZPN finał Pucharu Polski, zapalają poszycie dachu Stadionu Narodowego. Zresztą na tej imprezie związek ma 'bajzel' niemal co roku";
- kibole w Poznaniu przerywają i nie pozwalają dokończyć meczu Lecha z Legią, decydującego o mistrzostwie Polski. Szef PZPN udaje, że kibole terroryzujący kluby to nie jego problem;
- polskie kluby kompromitują się w europejskich pucharach, co według związku też nie jego problem;
- sekretarzowi generalnemu PZPN nie udaje się poprawnie przeprowadzić losowania Pucharu Polski. Występują elementy humorystyczne, bo na końcu zostaje mu w koszyku jedna kulka. Losowanie trzeba było powtarzać.

Polski futbol zatruł się Bońkiem, kibice "dali się kupić" na jego urwisowski urok, na tupet i aurę profesjonalizmu, która rozpłynęła się, gdy tylko Lewandowski przestał strzelać gola za golem. Jedyne, co się prezesowi naprawdę ostatnio udało, to załatwić na zjeździe PZPN, że jakby się ustawa o sporcie zmieniła i pozwoliła rządzić w trzeciej kadencji, to związek piłkarski jest na to już gotowy.

No brawo! Gratulujemy! Lepszy jakikolwiek sukces niż żaden. Można ratować polski futbol między padlem a padlem, nawet przez trzy kadencje.

Dariusz Tuzimek,
Futbolfejs.pl

ZOBACZ WIDEO Kamil Grosicki: Wisi nad nami jakaś klątwa

Źródło artykułu: