Znani sportowcy coraz częściej rozmawiają w mediach o swoich problemach z depresją. Jednymi z pierwszych, którzy odważyli się na taki krok byli Michael Phelps czy koszykarz NBA Kevin Love. Teraz do swoich problemów przyznał się Andres Iniesta, który z FC Barcelona wygrał wszystkie możliwe trofea. Jego życie nie było jednak usłane różami. Pojawiły się przeszkody, z którymi Hiszpan musiał się zmierzyć.
Jego problemy rozpoczęły się w 2009 roku, czyli... po jednym z najlepszych sezonów Iniesty. - Gol w meczu z Chelsea, Liga Mistrzów, trzy tytuły i niesamowity sezon… Lato było inne. Czułem się źle, inaczej i nie umiałem tego opisać. Dużo myślałem nad swoim życiem, ale nie wiedziałem czemu. Czułem pustkę - opowiada filigranowy pomocnik.
Wielki wpływ na problemy Iniesty miała nagła śmierć Daniela Jarque, z którym przyjaźnił się od wielu lat. Wychowanek Espanyolu doznał ataku serca i pomimo reanimacji zmarł w szpitalu we Florencji.
- W trakcie przygotowań do sezonu zadzwoniłem do doktora Pruny, bo nie wiedziałem, co się wydarzy. Powiedziałem, że potrzebuję pomocy, nie umiałem wyjść z tej sytuacji. Czekałem na nadejście nocy, by móc wziąć tabletkę i odpocząć - wyznaje były reprezentant Hiszpanii. - Nie czułem radości, chęci do niczego, żadnych emocji. Kiedy człowiek ma depresję, nie jest sobą. Jest bardzo podatny na zranienie i trudno mu kontrolować swoje życie - tłumaczy.
Iniesta pokonał chorobę dzięki interwencji psychologa i psychiatry. Andres ma świetny kontakt ze swoimi lekarzami, zaprosił ich nawet na swój pożegnalny mecz w barwach Dumy Katalonii.
- Pracowałem z panią psycholog, zawsze będę pamiętał, jak bardzo chciałem tych spotkań, przychodziłem na nie nawet kwadrans przed czasem - dodaje.
Iniesta od 2018 roku jest piłkarzem japońskiego Vissel Kobe.
ZOBACZ WIDEO Serie A: Gol Krzysztofa Piątka na wagę derbowego remisu [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]