Liga Mistrzów: Milan Pavkov. Kat Liverpoolu, który mógł grać w Polsce

Getty Images / Srdjan Stevanovic / Na zdjęciu: Milan Pavkov
Getty Images / Srdjan Stevanovic / Na zdjęciu: Milan Pavkov

Był o krok od polskiego klubu. Jednak został w Serbii, a ostatnio w pojedynkę znokautował Liverpool. - Na boisku trudno go upilnować - mówi nam miejscowy dziennikarz zapytany o Milana Pavkowa.

22. minuta. Marko Marin dośrodkowuje z rzutu rożnego. Do piłki dopada on, Milan Pavkov. Urywa się rywalom i mocno uderza głową na bramkę. Nie potrafi go zatrzymać nawet Virgil van Dijk, który nie raz pokazał, że potrafi wyskoczyć jak mało kto. Belgradzka Marakana oszalała. 1:0 dla Crvenej Zvezdy w meczu z Liverpoolem.

- On wie, jak zdobywać bramki. Głową, nogą - to bez różnicy. Jest bardzo, bardzo silny. Trudno go upilnować - mówi nam Dejan Stanković, dziennikarz "mozzartbet.com".

29. minuta. Tym razem poważny błąd popełnił kapitan The Reds, James Milner. Na połowie boiska piłkę przejmuje Marin i to on znowu odgrywa do Pavkova. Napastnik nie daje się doścignąć Georginio Wojnaldumowi. Nie zwleka. Nie zdążył zbliżyć się nawet do łuku pola karnego, ale oddaje potężny strzał. Strzał, którego nie potrafił zatrzymać najdroższy bramkarz świata, Alisson, kupiony za niespełna 70 mln funtów. Pierwsza ekstaza już za kibicami. Kolejna bramka sprawia, że zaczynają być świadomi, że ich ulubieńcy mają Anglików w garści. 2:0 dla Crvenej Zvezdy. Taki wynik utrzyma się do końca.

- Wcześniej mówiłem, że strzelę Liverpoolowi. Udało się dwa razy. Czy zasnę? Chyba nie. Mam problem ze snem po ligowych meczach, po tym pewnie też nie będzie łatwo - mówi Pavkov po zakończeniu starcia.

ZOBACZ WIDEO Serie A: Gol Krzysztofa Piątka na wagę derbowego remisu [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Belgrad kocha, Liverpool nienawidzi

Po skończeniu ubliżania Liverpoolowi, kibice Crvenej Zvezdy docenili swojego bohatera. Na poczekaniu wymyślili dwie przyśpiewki. Po serbsku krzyczeli: - Hej Pavkov, skocz i strzel gola głową! (Hej Pavkov, skoci daj gol glavom!). Z kolei Anglikom śpiewali: - Wasza obrona jest przerażona, Pavkov jest w formie (Your defense is terrified, Pavkov is on fire). Na tym się nie skończyło. W leżącym na zachodzie Serbii Zlatiborze powstała ulica jego imienia. O to samo, lecz już raczej żartobliwie, ubiegał się także zastępca prezydenta Belgradu.

Takie honory to ostania rzecz, jaka może spotkać Pavkova w Liverpoolu. Dwa gole Serba mocno skomplikowały sprawę The Reds, którzy w przypadku zwycięstwa odskoczyliby Napoli na trzy punkty i PSG na cztery. Wprawdzie Anglicy wciąż są na pierwszym miejscu w grupie, ale mają taką samą zdobycz co Włosi. A ci wyprzedzają trzecich Francuzów tylko o punkt. Stawkę zamykają Serbowie, którzy nie są jeszcze wcale bez szans. To sprawia, że rywalizacja w grupie C wciąż jest otwarta i nikt nie może być pewny awansu.

Dlatego trener The Reds tak kipiał ze złości po spotkaniu. - Wyliczyć wszystkie nasze błędy? Mam tylko dziesięć palców... Nie zaskoczyła nas gra przeciwników, u nas zagrali bardzo podobnie. My wtedy byliśmy skuteczniejsi [...] Nasz problem polegał na tym, że ułatwialiśmy im grę. Zasłużyli na zwycięstwo, bo walczyli z ogromną pasją - przyznaje Klopp.

Bo plany Liverpoolu mogły wyglądać zupełnie inaczej. Gdyby wtedy udało się pokonać Crveną Zvezdę, ewentualna środowa wygrana z PSG już dawałaby im awans do fazy pucharowej. To istotna wiadomość także w kontekście walki w Premier League. Na razie ekipa Kloppa jest wiceliderem i traci dwa punkty do pierwszego Manchesteru City. Dużo bardziej komfortowa pozycja w LM pozwoliłaby na przerzucenie najcięższych dział na ligowe podwórko. Szczególnie, kiedy ostatni mecz grupy C przeciwko Napoli jest otoczony przez spotkania z Bournemouth i Manchesterem United. Nic z tego, Anglicy dalej muszą grać na dwa fronty.

Niewiele brakowało

Gdyby nie Cillian Sheridan, Pavkov być może zamiast w Lidze Mistrzów rywalizowałby w Lotto Ekstraklasie. Na początku 2017 roku Jagiellonia Białystok poszukiwała nowego napastnika. Najbardziej pożądanym piłkarzem okazał się Irlandczyk z Omonii Nikozja. Jego bilans w tamtym sezonie w barwach cypryjskiego klubu to osiem goli w 23 ligowych meczach. Białostoczan nie wystraszyły wysokie wymagania finansowe Sheridana. Żółto-Czerwoni uparli się, by ściągnąć go do siebie i po przeciągających się negocjacjach dopięli swego. Może gdyby było inaczej, zamiast Irlandczyka kontrakt z Jagiellonią podpisałby właśnie Pavkov.

Jak donosi Jarosław Koliński z "Przeglądu Sportowego" w tym samym czasie pod obserwacją był również serbski napastnik. Jeśli Jagiellonia byłaby zainteresowana, Pavkov zostałby najpierw wypożyczony, a potem wykupiony za 500 tysięcy euro. Cezary Kulesza w rozmowie z WP Sportowe Fakty przyznał, że kontakt z jego agentem mógł w tym czasie być, ale Serb nie był na szczycie listy życzeń. - Za chwilę będą dwa lata od transferu Sheridana. Wtedy oglądaliśmy dużo zawodników. Trudno wrócić pamięcią. Jest wielu menadżerów, którzy od razu polecają kilku swoich graczy. Może w mailach przewinął się gdzieś temat Pavkova, ale trudno to teraz potwierdzić - mówi nam prezes klubu.

Zamiast do Jagiellonii 22-letni wtedy Pavkov poszedł do Crvenej Zvezdy z Radnickiego Nisz. Napastnik jednak wracał do poprzedniej drużyny, kiedy nie mógł przebić się do składu belgradzkiej ekipy. - Wcześniej nie był tak ważny dla Czerwono-Białych. W swoim pierwszym półroczu zagrał tylko sześć minut w lidze. Z kolei zeszłego lata wszedł tylko na minutę meczu eliminacji do Ligi Europy, więc musiał być z powrotem wypożyczonym do Niszu - opowiada Stanković, serbski dziennikarz. Od lata tego roku Pavkov jest jednym z zaufanych ludzi Vladana Milojevicia. Dwie bramki z Liverpoolem stanowią na razie cały jego dobytek strzelecki w LM. Z kolei w dziesięciu meczach w lidze strzelił już pięć goli.

Na razie wiele idzie zgodnie z planem. Chociaż w zeszłym sezonie Pavkov o mały włos nie rozstał się z klubem. Dejan Stanković opowiada: - Krążyły plotki zarówno zimą, jak i latem, że klub chce go sprzedać za wszelką cenę. Zimą był Trabzonspor, latem Valladolid i Cadiz. Pavkov nie chciał odchodzić. Do tego lata był uważany za wielką wpadkę, ponieważ Zvezda zapłaciła za niego 300 tys dolarów, co jest dużą kwotą za serbskiego gracza.

"Wszystko się zwraca"

Nie byłoby eksplozji formy Pavkova, gdyby nie udany zbieg okoliczności. Wprawdzie napastnik wrócił z wypożyczenia z bardzo dobrymi opiniami (23 bramki w lidze), ale znacząco pomogły mu też kontuzje konkurentów. - Miał świetny sezon, więc go ściągnięto z powrotem, ale od tamtej pory nie był nawet drugim wyborem. Jednak Nikola Stojiljković miał problemy ze zdrowiem, jego los podzielił też Richmond Boakye i trener Milojević miał do dyspozycji tylko młodego Dejana Joveljicia. Dlatego musiał dać szansę Pavkovowi - wyjaśnia dziennikarz.

Wielki występ z Liverpoolem dał narodziny nowemu bohaterowi mediów. Dziennikarze zaczęli prześwietlać Pavkova. Były nawet wizyty w domu jego rodziców. Tymczasem reszta Europy skupiła się na tym, że zawodnik kupiony za 300 tysięcy dolarów w pojedynkę rozbił angielskiego giganta. Bardzo atrakcyjna cena sprawiła, że zaczęto łączyć Pavkova z kolejnymi europejskimi markami. - Jest zainteresowanie ze strony Milanu, ale na razie nie ma konkretów - zdradza na antenie "Radio Marte" Serge Micović, agent gracza. - On chciałby ubierać barwy tak ważnego klubu jak właśnie Milan czy Napoli: wiem, że oni też potrzebują napastnika.

A teraz Crvena Zvezda nie chce tak łatwo oddać swojego piłkarza. Napastnik sprawdził się w momencie próby i zasłużył na pochwały nie tylko prasy, ale i sztabu szkoleniowego. - Jestem bardzo zadowolony z Milana - chwali trener Milojević. - Po raz kolejny pokazał nam, jak sportowiec, który jest cierpliwy, spokojny i pracowity, dostał swoją szansę. Pewnego dnia zdradzę o nim sekret... Kiedy wierzysz w siebie, cierpliwie czekasz i jesteś uczciwy, wszystko wraca.

Milan Pavkov kolejny raz musi uzbroić się w cierpliwość. Serb leczy uraz ścięgna udowego, jednak udało mu się zostać powołanym do kadry meczowej. Teraz liczy na występ przeciwko Napoli i poprawienie swoich statystyk w rywalizacji z Włochami. - Lekarz dał pozwolenie na występ. Czasem lepiej nie porywać się za wczasu, ale kto nie chciałby grać w takich meczach? Myślę, że zagra w drugiej połowie. Nie rozmawiałem z nim o tym, ostatnio dyskutowaliśmy jedynie o otwarciu jego profilu na Instagramie. Natomiast z pewnością byłby szczęśliwy grając w tak ważnym spotkaniu - wprost przyznaje agent piłkarza. W pierwszym starciu przeciwko drużynie Carlo Ancelottiego Pavkov rozegrał dziewięć minut. To nie wystarczyło, by wpłynąć na wynik. Spotkanie zakończyło się bezbramkowym remisem.

Rewanżowe starcie Crvenej Zvezdy z Napoli w ramach Ligi Mistrzów odbędzie się w środę. Tym razem gospodarzem będą Włosi. Pierwszy gwizdek o godzinie 21:00.

Źródło artykułu: