Marek Wawrzynowski: PZPN wciska kity zamiast reformy szkolenia (felieton)

Newspix / Piotr Kucza/FotoPyk / Na zdjęciu: Dariusz Mioduski, Zbigniew Boniek i Wojciech Pertkiewicz podczas finału Pucharu Polski 2018
Newspix / Piotr Kucza/FotoPyk / Na zdjęciu: Dariusz Mioduski, Zbigniew Boniek i Wojciech Pertkiewicz podczas finału Pucharu Polski 2018

Zmniejszony limit obcokrajowców, ale za to przymus młodzieżowca w ekstraklasie - PZPN chce wprowadzić zmiany, które jego zdaniem będą epokowe i podniosą poziom naszego futbolu. Niestety, to wszystko pic na wodę.

"Obowiązek młodzieżowca (nie dotyczy bramkarza), czyli w drużynie będzie musiał występować minimum jeden młodzieżowiec grający w polu. Co się stanie jeśli odniesie kontuzje, a na ławce nie będzie drugiego młodzieżowca do wejścia? Zespół gra w dziesięciu, dlatego klub musi mieć na ławce rezerwowych przynajmniej jednego na wypadek przykrych zdarzeń. Zmiana ma wpłynąć na mentalność polskich dyrektorów, prezesów, trenerów, by wystawiali jak najwięcej młodych Polaków" - pisze dziennikarz "Eleven" Mateusz Święcicki na swoim profilu facebookowym 2AngryMen. Inicjatywa pozornie jest bardzo ciekawa. Ale właśnie, słowo "pozornie" jest tu kluczowe.

Prezes PZPN, Zbigniew Boniek, chce widzieć siebie jako wielkiego reformatora.  Niestety z perspektywy czasu okaże się, że zastał Polskę drewnianą, a zostawił... również drewnianą. Kto za 10 lat będzie pamiętał o lepszym marketingu niż za Grzegorza Laty? "Zibi" i jego świta rządzą polskim futbolem od 6 lat. W tym czasie mieli wiele możliwości, by wprowadzić prawdziwe zmiany, które przyniosą owoce za kilka lat, tak jak to miało miejsce w wielu europejskich federacjach. Być może dziś byśmy obserwowali już pierwsze efekty, a za 5-10 lat kolejne.

Załóżmy, że wszystko potoczyłoby się inaczej - Boniek 5 lat temu przeprowadziłby reformę szkolenia. Pierwsi objęci nią zawodnicy w przyszłym roku kończyliby 17-18 lat. Wtedy przepis miałby sens. Trzeba by było przygotować dla tych chłopców miejsce. O ile oczywiście sami nie obroniliby się jakością.

Od lat apelujemy o reformę szkolenia. Mamy dosyć "długiej piły", czyli "lagi" oraz rozpychania się łokciami. Chcemy piłkarzy technicznych, dryblerów, zawodników przystających do nowoczesnego futbolu. Chcemy mieć 10-15 piłkarzy, którzy coś znaczą w europejskiej piłce. I drużynę, która regularnie wychodzi z grupy na dużych turniejach. Nie raz na 30 lat.

ZOBACZ WIDEO "Piłka z góry". Wisła Kraków ma kłopot. "Może dojść do spektakularnej wywrotki"

Niestety to wołanie na puszczy. Boniek i jego ludzie są głusi i ślepi na wszelkie argumenty. Zostajemy zasypani programami i programikami typu Narodowy Model Gry, Akademia Młodych Orłów czy certyfikacją szkółek. A teraz przymusem młodzieżowca. Dużo drobnych zmian, może ciekawych i nieszkodliwych. Ale też są to zmiany, które raczej nie przełożą się na sukces naszego futbolu. Nie przybędzie nam od tego piłkarzy klasy międzynarodowej. Można zaryzykować stwierdzenie, że polska piłka nie odczuje tego w przyszłości. Jeśli coś ruszy nasz futbol to prywatne inicjatywy, małe szkółki prowadzone przez ambitnych trenerów szukających inspiracji na zachodzie, systemy szkolenia wprowadzane przez niezależne od związku podmioty typu Football Academy czy Football Lab. I oczywiście profesjonalne akademie topowych klubów, gdzie jest coraz większa świadomość i coraz więcej środków przeznacza się na badania.

Niestety brak działań związku w sprawach reformy szkolenia i jednoczesne tworzenie sztucznych programów to wielki problem, bo pokazuje, że Boniek nie myśli w kategoriach wielkiej zmiany, ale wielkiego bajeru. PR ważniejszy niż wynik.

Obserwując sposób myślenia w klubach, już dziś widać, że te same z siebie szukają młodych zawodników. Lech Poznań pokazał, że można na tym zarabiać naprawdę dobre pieniądze. Legia Warszawa w meczu z Zagłębiem Lubin wprowadziła na boisko 5 zawodników mających 23 lata lub młodszych, w tym dwóch 19-latków. Jedni to robią, bo czują interes, inni bo ograniczają ich finanse. Mówiąc wprost ta zmiana dokonuje się bez sztucznego przepisu. Kluby okazały się mądrzejsze niż związkowe leśne dziadki w odświeżonych garniturach. Mam wręcz wrażenie, że PZPN chce się podpiąć pod coś, co się już dzieje.

Jeszcze kilka lat temu pisząc taki tekst byłbym okrzyknięty heretykiem, wyśmiany przez pezetpeenowskich pr-owców. Dziś sporo się zmieniło w świadomości kibica i raczej mało kto da się nabrać na podobne kity.

Zobacz inne teksty autora

Źródło artykułu: