Kibic na wojnie. Nie pytaj, czy zabiłem

- Nie pytaj mnie, czy kogoś zabiłem. To niewłaściwe. Na tej wojnie pozornie zwyczajni faceci zabili więcej osób niż siły specjalne - mówi 30-letni Stiepan. Najpierw był kibicem, potem chuliganem i żołnierzem.

Jacek Stańczyk
Jacek Stańczyk
Stiepan Kibic na wojnie Archiwum prywatne / Na zdjęciu: Stiepan. Kibic na wojnie

Sam poszedł na wojnę. Umiał się bić, teraz mógł przyłożyć separatystom, którzy jego dom oddali Rosjanom. Ruskim też mógł dać w mordę. Stiepan dobrze wie - bo cytuje Carla von Clausewitza (pruski generał, teoretyk wojny) - że człowiek po to idzie na wojnę, żeby pokonać wroga. Wie też jednak, że w każdym sporze użycie siły jest ostatecznością. Tyle że właśnie wtedy ostateczność nadeszła.

Zawsze z klubem

Stiepan jest z Symferopola, niewiele ponad 300-tysięcznej stolicy Półwyspu Krymskiego. Tu się urodził, tu za dzieciaka z bratem biegali po podwórku. Nie było jeszcze internetu, a kablówkę albo talerz telewizji satelitarnej montowali sobie nieliczni. Jak to chłopaki, interesowali się sportem, ganiali za piłką, futbol ich wciągał, bo to gra dla każdego. Pierwszy poważny turniej obejrzał w 1998 roku, to były mistrzostwa świata we Francji. Poza tym w ukraińskiej tv mógł jedynie zobaczyć mecze reprezentacji Ukrainy i eksportowego, regularnie grającego w europejskich pucharach Dynama Kijów. I jak wszyscy zaczął mu kibicować, ale z czasem uznał, że co to za kibicowanie na kanapie, nawet jeśli siedzisz w koszulce klubu.

Meczów miejscowej Tawriji w telewizji nie było, więc 11-letni Stiepan z bratem poszli w końcu na stadion. W tym pierwszym meczu Tawrija przegrała 2:4 z Krywbasem Krzywy Róg, to spotkanie Stiepan zapamięta już na całe życie.

Był też na najważniejszych meczach Tawriji: z Bayerem Leverkusen, Rennes, PSG w europejskich pucharach, na wygranym finale Pucharu Ukrainy z Metalurgiem Donieck.  - Zawsze byłem z klubem. Choć z czasem wciągało mnie też chuligańskie życie - mówi.

Grzybobranie to inaczej ustawka w lesie. Stiepan często z kolegami chodzili więc do lasu, wyrobił się w mordobiciu na tyle dobrze, że sam takie spotkania organizował. Zaczął należeć do chuligańskiej elity.
Na zdjęciu: ustawka chuliganów. Stiepan wśród nich Na zdjęciu: ustawka chuliganów. Stiepan wśród nich
Nie pytaj, czy zabiłem W 2014 roku, gdy Rosja anektowała Krym, rozpoczynała się wojna w Donbasie, chuligan z Symferopola wyjechał z miasta. Mówi mi: - Chciałem trafić na wojnę i wiedziałem, że tak się stanie. Sam się zaciągnąłem, podpisałem umowę z siłami zbrojnymi, trafiłem do 1. Batalionu Piechoty Morskiej w Mikołajowie (miasto na południu Ukrainy, ważny port. Początkowo batalion stacjonował w mieście Teodozja na Krymie).

Jednostka powstała m.in. z takich jak on - Ukraińców, którzy wyjechali ze zdominowanego przez Rosjan Krymu. Żołnierze mieli sprzęt, który również udało się wywieźć z półwyspu. Tłumaczy:  - Moja praca polegała na weryfikacji informacji o wrogu, o jego obronie, zdolnościach ofensywnych, o jego tyłach. Poszukiwałem też grup sabotażowych.

- Czy mogłem zginąć? Tak. Czy kogoś zabiłem? Nie pytaj mnie o to. Niewłaściwe pytanie. Powiem tak: walczyłem z gorącym sercem i zimną głową. Nie lepiej i nie gorzej od innych.

Stiepan trafił do Donbasu, brał udział m.in. w operacji ofensywnej koło miasta Szirokino w 2015 roku. A akcja miała miejsce podczas otoczenia miasta Debalcewo w obwodzie donieckim. Po długich, ponad rocznych walkach miasto - ważny węzeł transportowy na trasie pomiędzy Donieckiem i Ługańskiem - przeszło w końcu w ręce Rosjan.

Stiepan: - Akurat nasza jednostka ma bardzo dobre - jeśli można tak cynicznie powiedzieć - statystyki: tylko trzech zabitych od 2014 roku i kilkudziesięciu rannych.

Bez kompromisów

Z frontu zszedł w 2017 roku, wrócił do Mikołajewa. Teraz, gdy Rosjanie zatrzymali w Cieśninie Kerczeńskiej na Morzu Azowskim ukraińskie statki (więcej tutaj), wcale go to nie zdziwiło. Prędzej czy później spodziewał się prowokacji, bo choć 12 mil morskich wód terytorialnych wokół Krymu należy według prawa międzynarodowego do Ukrainy, to kontrolowane są one przez Rosjan. - Nasi płynęli swoim morzem, zgodnie z międzynarodowym prawem morskim, do swego punktu dyspozycji. A teraz wszyscy są w niewoli, a władza okupacyjna osądzi ich zgodnie z prawem Rosji.

- Z takim sąsiadem nie ma kompromisów - mówi Stiepan. Sam zna wielu Rosjan, ma tam nawet przyjaciół, ale to raczej towarzystwo, które w ojczyźnie może mieć kłopoty. Bo nie popierają Władimira Putina.

Chłopak wrócił też do chuliganki. Całkiem niedawno był w Polsce, żeby bić się z - jak to określił - polskimi przeciwnikami. To była ustawka z chuliganami Górala Żywiec. Bardzo nas przy okazji ceni i dziękuje za zrozumienie trudnej sytuacji na Ukrainie, choć denerwują go niektóre stereotypy. Jak te o pułku Azow. Mówi: - Trzy lata temu dziennikarze z jednej waszej stacji telewizyjnej przez kilka dni mieszkali na froncie z moimi przyjaciółmi z pułku Azow. Chłopaki dzielili się z nimi jedzeniem, miejscem do spania, chronili przed bombardowaniami, odpowiadali na wszystkie pytania dotyczące polityki i wojny, a potem ciepło się pożegnali. Na koniec ten kanał wyprodukował film "Faszyści w okopach".

Pułk Azow jest kontrowersyjny, nie brakuje wielu opinii przekonujących, że to faszystowska organizacja paramilitarna. Jest też jednak mocno zasłużony w tym konflikcie. Jednostka składa się z ochotników. Jednym z nich był Aksjon - kibic-ultras klubu Zoria Ługańsk. Gdy wybuchł konflikt, Aksjon wstąpił do Azowa. W sierpniu 2014 roku w trakcie walk o miasto Iłowajsk kula trafiła go w oko, zginął na miejscu. Chłopak miał 20 lat, poprzez swoją śmierć stał się legendą w kibicowskim światku. Kibice Zorii od tamtego czasu wywieszają na meczach transparent z jego z jego zdjęciem i podpisem "Bohaterowie nie są martwi".

Na zdjęciu: Transparent poświęcony Akcjonowi Na zdjęciu: Transparent poświęcony Akcjonowi
Stiepan miał szczęście, Aksjon nie miał. Tym się różnią, ale obaj byli kibicami i gdy wybuchła wojna, to dobrze wiedzieli, co chcą zrobić. Takich historii są tam setki, w sieci można znaleźć wiele zdjęć żołnierzy z kibicowskimi szalikami. Jest nawet czołg w barwach Dynama Kijów. Fani, szczególnie ci z Donbasu, w jakiś sposób zostali sierotami, bo ich drużyny wypędzono z domu. Na wojnie ucierpiał stadion Szachtara Donieck, bomba spadła na stadion Zorii Ługańsk. W innych miastach zaczęło grać m.in Dnipro Dniepropietrowsk. Nie ma jednak statystyk fanowsko-wojennych. Najważniejsze liczby są te, że konflikt na Ukrainie pochłonął ponad 10 tys. ludzi, a ponad 25 tys. jest rannych.

Stiepan pracuje teraz - jak mówi oględnie - w ukraińskiej sferze bezpieczeństwa, z VIP-ami. Prosi, żeby do tekstu zmienić mu imię, nazwisko zachowuje dla siebie. Dalej bije się z chuliganami innych drużyn.

Jego Tawrija, pierwszy po upadku ZSRR mistrz wolnej Ukrainy, upadła po aneksji Krymu przez Rosjan. Dwa lata temu drużynę reaktywowano, gra w Berysławiu na południu Ukrainy, w Obwodzie Chersońskim. Zaczęła grę od najniższych lig.

----
Współpraca: Wadim Skiczko

ZOBACZ WIDEO "Piłka z góry". PZPN wprowadził nakaz gry młodzieżowca. "To ruch na krótką metę"
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×