5 grup, obejmujących łącznie 37 klubów piłkarskich. Pod obserwacją policji 320 osób, które miały uczestniczyć w popełnieniu 57 przestępstw. To efekty śledztwa organów ścigania przeprowadzonego na Ukrainie w ostatnich miesiącach. Niebawem ma ruszyć kolejna tura zatrzymań.
Wśród zamieszanych są m. in. prezesi, sędziowie, trenerzy, sponsorzy czy piłkarze. Dokumenty są wciąż analizowane, choć pierwsi oskarżeni usłyszeli już wyroki. W listopadzie 6 byłych graczy Olympiku Donieck zostało dożywotnio zdyskwalifikowanych przez ukraińską federację piłkarską (FFU) za ustawienie 35 spotkań. Jednym z nich jest Nazar Jedynak, który jesienią grał w trzecioligowym Ruchu Wysokie Mazowieckie.
Jedynak ma 20 lat. Do Polski przyjechał latem, trafił do klubu z województwa podlaskiego. Jesienią wystąpił w 12 spotkaniach, był wyróżniającym się piłkarzem. Wydawało się, że niebawem może go czekać przejście do lepszego zespołu. Ale wtedy wyszło na jaw, że młody Ukrainiec miał brać udział w aferze "match-fixingu" dotyczącej rozgrywek drużyn młodzieżowych w latach 2015-17. - On sam twierdzi, że nie był w to zamieszany. Umówiliśmy się tak, że Nazar bierze swojego menadżera na Ukrainę i mają to wyjaśnić - mówi nam Bogusław Bieliński, prezes Ruchu.
Agent piłkarza jest przekonany, że jego klient jest niewinny. - Po prostu chcą zniszczyć chłopaka. (...) Tam nie chcą sprawiedliwości, szukają tylko kozłów ofiarnych. Jak to na Ukrainie, chodzi o to żeby ukarać kogoś, a prawdziwe przekręty nie wyszły na jaw - skomentował na Twitterze Marcin Prymek.
ZOBACZ WIDEO: Gol i niesamowite pudło Lewandowskiego. Bayern zdemolował Hannover! [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
Oprócz dyskwalifikacji piłkarzy, podjęto także decyzję o wykluczeniu z rozgrywek dwóch drużyn (U-19 oraz U-21) Olimpiku Donieck. Co ciekawe, według wielu ukraińskich obserwatorów te decyzje mogą być formą zemsty ze strony działaczy. Klub ma bowiem na pieńku ze związkiem od 3 lat. Dodatkowo sytuację zaognił ostatnio konflikt prezesa Olympiku, Władisława Giełzina z przewodniczącym komisji ds. Etyki FFU, Francesco Baranką.
- Udostępniliśmy mu naszych działaczy i graczy drużyn U-19 i U-21. Ale on ich tylko szantażował. Była taka rozmowa: wezwali kapitana drużyny i mówią, że się przyzna lub skończy z piłką, bo pojawi się artykuł itp. Ale usłyszeli, że nie uczestniczył w niczym. Zawołali więc następną osobę i oznajmili: "Kapitan powiedział wszystko i nadal będzie grał w piłkę, a ty jeśli się nie przyznasz, zostaniesz zawieszony na całe życie". Ale i on nie dał się nabrać. Tak samo trzeci i czwarty. Nie przedstawiono ani jednego faktu, wszystko okazało się tylko szantażem - opowiadał Giełzin dla rodzimych mediów. - Zdyskwalifikował za to dożywotnio pięciu facetów, którzy nigdy nie zostali przesłuchani, zapytani o całą sprawę. (...) Potem powiedział: "Potrzebuję ofiary, mam kontrakt, dostaję pieniądze i muszę pokazać, że nie tylko to zarabiam". Wszystko stało się jasne - dodał prezes Olimpiku.
Giełzin sam stara się kontrolować ustawianie meczów. W poprzednim sezonie było o nim głośno, kiedy w 84. minucie spotkania drużyny U-21 z Karpatami Lwów nakazał przerwać spotkanie i zejść piłkarzom z boiska. - Nasz analityk zadzwonił do mnie, gdy przegrywaliśmy 0:2. Powiedział, że podejrzanie dużo zakładów przyjęto na to, że Karpaty w drugiej połowie strzelą co najmniej dwa gole. Jednocześnie kurs na to zdarzenie zaczął bardzo szybko spadać. Od razu skontaktowałem się więc ze sztabem drużyny i wypytałem trenerów na temat zachowania piłkarzy na boisku. Usłyszałem, że nie wiedzą, co się dzieje, ale zawodnicy na pewno nie grają na swoim poziomie. Dlatego przy wyniku 0:4 zdecydowałem się ściągnąć ich z boiska - tłumaczył później swoje postępowanie.
Na razie żadne wyroki nie są prawomocne, gdyż postępowanie skończyło się tylko w pierwszej instancji. Olimpik wydał już oświadczenie, w którym przypomina, że "reputacja Baranki jest mocno wątpliwa" z uwagi iż w 2015 roku on sam był odpowiedzialny za organizacje ustawionego meczu pomiędzy Lazio a Genoą.
W najbliższym czasie klub ma odwołać się do Trybunału Arbitrażowego CAS w Lozannie. Do czasu jej rozpatrzenia (lub ewentualnego zatwierdzenia decyzji przez FIFA - przyp. red.) zawieszenie Jedynaka nie będzie brane pod uwagę poza jego ojczyzną. Oznacza to więc, że Ukrainiec będzie mógł dalej grać w barwach Ruchu. Ale czy tak się stanie, nie wiadomo. - Dalsze decyzje będzie podejmować jego menadżer. My nie mamy z nim kontraktu zawodowego, gra u nas jako amator. Z naszej strony nie widzę jednak problemu, a najwyżej będziemy musieli poszukać nowego stopera - kończy Bieliński.