WP SportoweFakty z wizytą w Chelsea. Zobaczyliśmy, jak klub idzie na wojnę

Materiały prasowe / Kadr z materiału Chelsea.TV / Na zdjęciu: Harry Spiro
Materiały prasowe / Kadr z materiału Chelsea.TV / Na zdjęciu: Harry Spiro

Stadion Stamford Bridge leży w dzielnicy zamieszkiwanej przez najbogatszych ludzi w Unii Europejskiej. Fani Chelsea mieli więc kojarzyć się z grubym portfelem, a nie - jak obecnie - rasistowskimi wyzwiskami. Cała historia ma... polski akcent.

Średnia roczna wypłata osoby, która regularnie uczęszcza na domowe mecze Chelsea Football Club, to 41 tysięcy funtów (w przeliczeniu ponad 195 tysięcy złotych). Z taką kwotą równają się na Wyspach jedynie zarobki przeciętnego kibica nadmorskiego Brighton (43 tysięcy funtów). Gdy w 2003 roku rosyjski miliarder Roman Abramowicz przejmował zespół z zachodniej części miasta, lokalny klub nareszcie został symbolem godnym bogactwa złotego serca Londynu. A przejęcie sukcesów angielskiego futbolu od klubów utożsamianych z klasą średnią oraz robotniczą, jak Manchester United, Liverpool, Arsenal czy Tottenham, miało być tylko kwestią czasu.

Światem Premier League od teraz mieli rządzić milionerzy oraz biznesmeni. I tak się stało. Bo przed przyjściem Abramowicza klub przez 98 lat swojego istnienia zdobył mistrzostwo kraju tylko raz. W erze panowania rosyjskiego oligarchy uczynił to aż pięciokrotnie. Kibicowanie Chelsea stało się bardzo modne wśród klasy wyższej, lecz zmiana krawata na piłkarski szalik nie każdemu wyszła na dobre. Pokazują to dobitnie statystyki Football Association (FA). Bo według angielskiego odpowiednika PZPN-u na żadnym stadionie Premier League nie dochodzi do tylu przestępstw na tle rasowym czy antysemickim, co właśnie na Stamford Bridge…

Powiedz nie

Bywało w przeszłości tak, iż Chelsea otwierała tabelę Fair Play ze względu na mizerną liczbę żółtych oraz czerwonych kartek, aby po doliczeniu karnych punktów za zachowanie kibiców spaść w dolne rejony zestawienia. Działacze klubu średnio parę razy do roku pokornie publikowali oświadczenia, w których przepraszają za przewinienia swoich fanów. Skutek był raczej mizerny, bo grupki fanów Chelsea to nie jakieś oprychy spod budki z piwem. Mowa o jednostkach uznających stadion za miejsce, gdzie można wyszaleć się po tygodniu w biurze.

ZOBACZ WIDEO: Gol i niesamowite pudło Lewandowskiego. Bayern zdemolował Hannover! [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Roman Abramowicz powiedział dość. Jak opowiada portalowi WP SportoweFakty dyrektor klubu Bruce Buck, w styczniu miliarder przyszedł do jego biura i wpadł na pomysł, aby utworzyć program "Say No To Antisemitism" (tłum. na polski: "Powiedz Nie Antysemityzmowi"). Skąd ta nazwa? Chelsea od lat współpracuje z wieloma organizacjami, które próbują wykopać rasizm z angielskich stadionów. O antysemityzmie nie było jak dotąd mowy. A to przecież w 2013 roku nawet ówczesny piłkarz klubu Yossi Benayoun nasłuchał się na terenie Stamford Bridge, że jest "małym Żydkiem". Zdaniem zawodnika dalsza część wywodu jego własnych kibiców nie nadaje się nawet do cytowania…

Razem przeciw przemocy

Buck zaprzecza jednak jakoby, miało dojść do jednego momentu, który przekonał rosyjskiego właściciela Chelsea (od maja tego roku Abramowicz to również obywatel Izraela) do wprowadzenia akcji "Say No To Antisemitism". To raczej tendencja ogólna, która według klubowego dyrektora ma "zmienić negatywne podejście niektórych kibiców do wielu grup społecznych". Jak to uczynić? Udowodnił to najlepiej Harry Spiro, którego historię usłyszeli pod koniec ubiegłego sezonu piłkarze Chelsea. Ten mężczyzna przeżył wojnę jedynie cudem. Uratowała go matka, która podczas nalotu w getcie wystawiła chłopca za drzwi. Cała rodzina Spiro trafiła do niemieckiego obozu śmierci w Treblince. Stamtąd - jak mówi sam Harry - nikt już nie wychodził.

- Naprawdę bałem się tej wizyty. Przed rozpoczęciem nie byłem pewien czy to najlepszy pomysł. Teraz szatnią rządzi nie trener, ale iPhone. Wielu zawodników jest wpatrzonych w ekran jak w obrazek - opowiada nam Bruce Buck. Podczas przemowy Spiro, żaden piłkarz nie śmiał jednak nawet pisnąć słowem. Po samym spotkaniu skrzydłowy Eden Hazard opowiadał, iż nie miał równie trudnego treningu w życiu. Reszta pytała natomiast po prostu w jaki sposób można mu pomóc. Jak przytomnie przypomina Buck: "Szatnia to mieszanina różnych kultur, religii. Spotykają się one jednak wtedy, kiedy trzeba bronić się przed przemocą społeczną". Po wizycie Spiro każdy z piłkarzy podszedł więc do baneru z logo akcji i poprosił o zdjęcie. Sesja jest dostępna do dziś na oficjalnej stronie Chelsea.

Działacze klubu poszli więc za ciosem. Na spotkanie z kibicami przybyła kobieta, która doświadczyła Holocaustu na własnej skórze i również opowiadała o swoich przeżyciach z tamtego okresu. W ramach programu sam Roman Abramowicz zaprosił ponadto do siebie naczelnego rabina na teren Wielkiej Brytanii oraz ambasadora Izraela, który urzęduje w Londynie. Twarzą projektu "Say No To Antisemtism" stali się nie tylko piłkarze, ale przede wszystkim wspomniany Buck oraz Avram Grant, czyli były trener Chelsea, którego rodzinna historia to scenariusz na produkcję Hollywood.

Auschwitz? To plotka

Tata Avrama urodził się w Mławie, a podczas II Wojny Światowej przed Holocaustem uciekał przez Syberię. Grant o tej karcie z biografii ojca nie miał bladego pojęcia. Aż do swoich 15-tych urodzin. Wtedy ojciec krzyczał przez sen. Nastoletni Avram spytał więc tatę co mu się przyśniło: "Wówczas poznałem zakrywaną historię całej swojej rodziny. Do tego czasu ja nie tylko niczego nie wiedziałem. Ja nawet po prostu niczego nie przeczuwałem. Ojciec w końcu zawsze był pozytywnym człowiekiem". Od tego momentu Grant za punkt honoru obrał szukanie skrywanych wcześniej informacji o własnej rodzinie. W tym celu do naszego kraju przyjeżdża parę razy do roku. Miało to miejsce chociażby dzień po… przegranym przez jego drużynę finale Ligi Mistrzów z 2008 roku. Jak sam mówi: - Inaczej zacząłem wtedy patrzeć na porażkę oraz na nowo zrozumiałem swoje życiowe priorytety.

Szkoleniowiec 3 lata temu odebrał polskie obywatelstwo. I to właśnie Grant przewodniczył oficjalnej delegacji, którą Chelsea wysłała w marcu na coroczny Marsz Żywych po niemieckim obozie koncentracyjnym Auschwitz-Birkenau. Z nim, Buckiem oraz takimi osobistościami jak pięciokrotny mistrz olimpijski Sir Steve Redgrave do Oświęcimia przyjechało wówczas trzech piłkarzy akademii Chelsea: Marcel Lavinier, Conor Gallagher oraz Charlie Brown: - Byłem tam po raz pierwszy, więc to co ujrzałem było dla mnie szokującym doświadczeniem. Co dopiero mieli powiedzieć ci młodzi chłopcy - pyta Buck, który krótko potem dodaje: - Wtedy upewniłem się, że idziemy w dobrym kierunku. Przed wizytą chłopaki nie wiedzieli w zasadzie nic o historii II Wojny Światowej i tego, co się wówczas wydarzyło. Po spotkaniu natomiast zszokowani sami pytali, jak można pomóc osobom pokrzywdzonym przez rasizm czy antysemityzm.

A takich na brytyjskich stadionach jest naprawdę sporo. W sezonie 2016/2017 organizacja "Kick It Out" naliczyła 469 zgłoszeń o rzekomych przewinieniach na tle rasowym podczas meczów rozgrywanych w całej Anglii. Dla porównania: jest to wzrost o ponad 16 proc. od raportu z sezonu poprzedzającego tamtą publikację. Według doniesień angielskiej prasy sprzed paru miesięcy jeśli któryś z kibiców Chelsea dopuściłby się takiego przewinienia, klub fundowałby mu edukacyjną wycieczkę do Auschwitz. Bruce Buck tłumaczy nam jednak, że była to jedynie plotka. Jak tłumaczy: - Klub skupia się raczej na współpracy poprzez szkolenia organizowane przez odpowiednie żydowskie organizacje.

W jaki sposób będzie ono przebiegało oraz co będzie omawiane na spotkaniu? Tego Buck nie chciał nam zdradzić.

Czarna "k***a"

Uznajmy jednak, że jestem kibicem Chelsea, który podczas meczu u siebie obraził na tle rasistowskim jednego z piłkarzy Bournemouth czy Watfordu. Co się wówczas ze mną stanie? Buck tłumaczy: - Są dwie drogi. Pierwsza z nich to standardowe zawieszenie na parę miesięcy, lat albo nawet dożywotnie. Badamy jednak każdy przypadek. Patrzymy, jaka jest odpowiedź kibica na zarzuty, czy poczuwa się do winy oraz wie, że popełnił przestępstwo. Jeśli tak, to od paru miesięcy pozwalamy mu przejść proces edukacyjny. Bo wtedy zdajemy sobie sprawę, iż może on zmienić swoje podejście w przyszłości. I być stawiany jako przykład. Nikogo nie ciągniemy tam na siłę.

Buck nie chciał podać mi liczb, jaka ścieżka jest bardziej "popularna" wśród złapanych kibiców. Któraś jednak być musi, bo jedynie w przeciągu ostatniego tygodnia dwukrotnie zrobiło się głośno o kibicach Chelsea. Po raz kolejny niestety głównie negatywnie.

Najpierw czwórka fanów miała nazwać "p****ną czarną k***ą" Raheema Sterlinga z Manchesteru City. W tym przypadku mówimy jednak o grupce nieodpowiedzialnych osób, od których reszta społeczności Chelsea mocno się wypięła. Wystarczy wspomnieć, że dzięki nagraniu dostarczonemu przez klub zidentyfikowano na nim krzyczącego w kierunku piłkarza 60-letniego Colina Winga. Ten w swojej rozmowie z "Daily Mail" zdradził, iż z powodu nagonki medialnej dzień po zdarzeniu został zwolniony z pracy. A teraz oczekuje na rozprawę sadową. Takie przypadki motywują wspomnianego Bruce’a Bucka do działania. Mówi: - Pozytywny odzew w mediach oraz wśród kibiców pokazuje, że klub dąży w dobrym kierunku.

Gorzej jednak, kiedy to niemal cała trybuna kibiców Chelsea intonuje piosenki wyśmiewające żydowskie pochodzenie odwiecznego rywala Tottenhamu. A taka sytuacja miała miejsce podczas czwartkowego wyjazdu "The Blues" na starcie Ligi Europy z węgierskim Mol Vidi. Wydarzyło się to ledwie pięć dni po sprawie ochrzczonej w Anglii wymownym tytułem "Sterling Incident", która miała zdaniem Bucka być "wielkim przełomem w sposobie myślenia niektórych kibiców Chelsea".

Na przełom trzeba będzie jednak poczekać. Sam pomocnik zespołu Cesc Fabregas mówi: - Im szybciej pozbędziemy się takich ludzi ze stadionów jak na Węgrzech, tym lepiej. Według piłkarza cały klub musi się złączyć, aby pokazać jaka jest prawdziwa twarz kibiców Chelsea. Bo gdy w 2003 roku zespół ze Stamford Bridge przejmował Roman Abramowicz przeciętny fan Chelsea miał kojarzyć się z człowiekiem sukcesu, która trzyma Ferrari w garażu. A nie osobą poszukiwaną przez policję za stertę wyzwisk.

Komentarze (1)
avatar
APATORforeverTORUŃ
18.12.2018
Zgłoś do moderacji
0
1
Odpowiedz
A mi się wydaje że najbogatsi ludzie starego kontynentu mieszkają w Monaco.