Chaosu ciąg dalszy. Bezkrólewie w Wiśle Kraków

Nowi właściciele Wisły Kraków nie wywiązali się z umowy i nie przelali na konto klubu 12,2 mln zł. W takim wypadku piłkarska spółka miała wrócić w ręce Towarzystwa Sportowego "Wisła", ale poprzedni właściciel wcale nie garnie się do odzyskania klubu.

Maciej Kmita
Maciej Kmita
piłkarze Wisły Kraków WP SportoweFakty / Krzysztof Porębski / Na zdjęciu: piłkarze Wisły Kraków
W piątek o północy minął termin, w którym nowi właściciele prowadzącej piłkarską sekcję Białej Gwiazdy Wisły SA mieli przelać na konto klubu 12,2 mln zł na poczet uregulowania najpilniejszych zobowiązań: wobec piłkarzy, trenerów i pracowników oraz ZUS i US. To był warunek sine qua non umowy sprzedaży Wisły SA, którą 18 grudnia Towarzystwo Sportowe "Wisła" podpisało z należącym do Vanny Ly luksemburskim funduszem Alelega SARL i reprezentowanym przez Matsa Hartlinga angielskim funduszem Noble Capital Partners Ltd. Ly i Hartling od początku jawili się, jako - zwłaszcza ten pierwszy - postacie groteskowe. Siedziba Noble Capital Partners Ltd. mieści się w londyńskim sklepie z cygarami, w którym - jak usłyszał na miejscu londyński korespondent RMF FM - Hartling zjawia się raz w tygodniu. Ly to natomiast obywatel Francji, którego Adam Pietrowski, reprezentujący inwestorów polski agent piłkarski działający na licencji niemieckiej federacji (DFB), przedstawił jako "członka kambodżańskiej rodziny królewskiej", który "znał osobiście pana Karola Wojtyłę i przez wzgląd na niego postanowił zainwestować w Wisłę i Kraków" i który "jest współwłaścicielem kilkunastu klubów piłkarskich na świecie, w tym Manchesteru City". Alelega SARL istnieje od 2013 roku, ale Ly jest jego właścicielem dopiero od 2017 roku. W pierwszych latach fundusz przynosił stratę, a gdy przejął go Ly, przestał składać raporty roczne.


Powagi Ly nie dodały sceny z jego sobotniej wizyty u prezydenta Krakowa. W drodze na spotkanie z prof. Jackiem Majchrowskim zasłaniał się przed dziennikarzami parasolem, by potem pozwolić prezydenckiemu fotografowi na uwiecznienie swojego wizerunku, a następnie kryć się przed dziennikarzami pod parasolem także na korytarzach magistratu. Więcej o tym TUTAJ.


Zachowanie Ly można było tłumaczyć ekscentryzmem, a świętowanie przejęcia klubu będącego pomnikiem polskiej piłki nożnej w skromnej restauracji "U Babci Maliny" tym, że to lokal należący do kibica Wisły - prawdziwa weryfikacja nowych inwestorów miała nastąpić w piątek. Według "Sportu", pieniądze miały trafić na konto Wisły SA do południa, ale środków nie zaksięgowano. Pietrowski, który od soboty jest p.o. prezesa klubu, uspokajał, że Ly zapewnił go, iż wykonał przelew.

ZOBACZ WIDEO "Piłka z góry". Bunt piłkarzy w Manchesterze United. "To wszystko jest bardzo niegrzeczne"

- Zgodnie z naszym komunikatem i klauzulą w umowie na zakup akcji klubu, do godz. 23:59 ma przyjść na adres naszego księgowego w Wiśle potwierdzenie przelewu z banku. Wiem, że w sprawie przelewu pan Ly był wczoraj (czwartek - przyp. red) w banku i z tego, co nas informował, księgowy Wisły ma otrzymać w terminie potwierdzenie przelewu. Na dzisiaj tylko tyle wiadomo, ja również czekam - powiedział Pietrowski portalowi interia.pl.

Potem reprezentant nowych właścicieli był już nieuchwytny dla mediów. Sam nie miał też kontaktu z Ly, który akurat w najważniejszym dla losów swojego nowego przedsięwzięcia dniu - według Pietrowskiego - udał się w podróż do Nowego Jorku. Warto zwrócić uwagę na fakt, że p.o prezesa Białej Gwiazdy nie mówił już o zaksięgowaniu przelewu, lecz o przedłożeniu "potwierdzenia przelewu". W każdym razie do północy w piątek nowi właściciele ani nie dokonali wpłaty, ani nie przedstawili dokumentu potwierdzającego jej wykonanie.

W razie gdyby Ly i Hartling nie wywiązali się z umowy, Wisła SA miała wrócić w ręce Towarzystwa Sportowego "Wisła", tymczasem poprzedni właściciel piłkarskiej spółki jest tak zdesperowany, że zamierza dać duetowi mało wiarygodnych inwestorów więcej czasu na wywiązanie się ze zobowiązań. Jeśli pieniądze pojawią się na koncie spółki w poniedziałek albo w weekend nowi właściciele przedstawią potwierdzenie przelewu, TS będzie skłonny sporządzić aneks do umowy, by doprowadzić do przypieczętowania transakcji i ostatecznie pozbyć się zadłużonego na ponad 40 mln zł klubu.

Obietnice Ly i Hartlinga, jakkolwiek dramatycznie to zabrzmi, to ostatnia nadzieja dla 13-krotnego mistrza Polski. W pierwszej połowie grudnia z próby uratowania piłkarskiej spółki wycofali się nawet zdeklarowani kibice Białej Gwiazdy: Wojciech Kwiecień i Wiesław Włodarski oraz właściciele firm Antrans i Dasta Invest, którzy w ostatnich miesiącach wspomagali klub pożyczkami. Po głębszym zapoznaniu się ze stanem finansów piłkarskiej spółki zmontowana przez Kwietnia koalicja inwestorów uznała, że nie będzie w stanie sfinansować przedsięwzięcia.

Nie można też jednak wykluczyć scenariusza, w którym Ly i Hartling już teraz "po angielsku" wycofali się z przejęcia klubu. Wtedy TS nie będzie miało wyjścia i ponownie stanie się właścicielem piłkarskiej spółki, powoła nowy zarząd i mianuje nową radą nadzorczą - dotychczasowi członkowie tych gremiów w ubiegłą sobotę podali się do dymisji, co było jednym z etapów przejęcia klubu przez nowych inwestorów. W tej chwili sytuacja przy Reymonta 22 wygląda tak: nie ma pewności co do tego, kto jest właścicielem Wisły SA, spółka pozostaje bez rady nadzorczej, a zarząd sprawuje jednoosobowo Adam Pietrowski. Z kolei TS "Wisła" pozostaje bez prezesa, bo w piątek do dymisji podała się skompromitowana Marzena Sarapata.

W Wiśle panuje bezkrólewie, a lada moment klub może zostać nie tylko bez władz, ale też bez piłkarzy. Jedna trzecia ze środków, którymi Ly i Hartling mieli zasilić konto spółki, miała trafić do zawodników, którzy nie otrzymują wynagrodzenia od lipca. To oznacza, że już od października mogli złożyć wezwania do uregulowania zaległości, co jest pierwszym krokiem do uruchomienia procedury rozwiązania kontraktu z winy klubu. Większość wiślaków na ten ruch się nie zdecydowała, ale w grudniu cierpliwość stracili Jesus Imaz, Dawid Kort, Kamil Wojtkowski, Zoran Arsenić, Tibor Halilović i Marko Kolar. Teraz w ślad za nimi mogą podążyć następni piłkarze, którzy po raz kolejni zostali oszukani. Na spłacenie trzech pierwszych środki się znalazły, ale bez zastrzyku gotówki Wiśle grozi najpierw rozbiór zespołu, a następnie rychły upadek i próba odrodzenia w innym kształcie w klasie B albo - przy przychylności Małopolskiego Związku Piłki Nożnej - w IV lidze.

Jakby tego było mało, Wisła SA wciąż nie zapłaciła miastu 123 tys. zł za wynajem stadionu na ostatni mecz rundy jesiennej z Lechem Poznań (0:1). Termin uregulowania rachunku, i tak odroczony przez magistrat o dziewięć dni, minął w czwartek o północy, ale Zarząd Infrastruktury Sportowej, który jest operatorem Stadionu Miejskiego im. Henryka Reymana, pieniędzy nie otrzymał.

Czy Wisła Kraków przystąpi do rundy wiosennej?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×