Zieloni zapewnili sobie I-ligowy byt już dawno i końcówka rozgrywek nie jest dla nich nerwowa. Zupełnie inaczej jest w przypadku beniaminka. Ekipa Adama Topolskiego potrzebowała w 33. kolejce kompletu oczek, by zwiększyć swoje szanse na udział w barażach. Tak odmienna sytuacja obu drużyn spowodowała, że wielu obserwatorów wietrzyło niespodziankę i sugerowało, że poznaniacy nie będą grali z pełną mobilizacją, co ułatwi gorzowianom zdobycie bezcennych dla nich punktów.
Sam mecz pokazał, że o mniejszym zaangażowaniu ze strony Warty nie mogło być mowy, mimo iż to GKP triumfował 2:1. Po końcowym gwizdku sędziego trener Bogusław Baniak nie ukrywał rozżalenia porażką, gdyż spodziewał się, że wzbudzi ona nieprzychylne poznańskiej drużynie komentarze.
- Wszystko złożyło się pechowo, bo akurat w tym spotkaniu Łukasz Radliński popełnił duży błąd przy drugim golu dla GKP. Widziałem u niektórych osób ironiczne uśmiechy. Uważam, że jest to krzywdzące dla zespołu. Bardzo chcieliśmy zdobyć trzy punkty, zwłaszcza że był to ostatni mecz Warty na własnym stadionie w obecnych rozgrywkach. Nie udało nam się, mimo że kibice, którzy obserwowali widowisko, widzieli, iż w mojej drużynie nie zabrakło zaangażowania. Ci, którzy posądzają nas o odpuszczenie spotkania, niech zastanowią się, jakim trzeba być desperatem, żeby w obecnej sytuacji, przy ogromnej gonitwie za korupcją, zdecydować się na taki krok - powiedział szkoleniowiec Zielonych.
Spore zamieszanie spowodował również fakt, że niemal wszyscy bukmacherzy zrezygnowali z przyjmowania zakładów na mecz Warty z GKP. - Tej kwestii komentować nie będę, bo nie ja podjąłem decyzję. Należy raczej spytać dyrektorów firm bukmacherskich - dodał Baniak.
Swojego zdziwienia takim obrotem sprawy nie krył opiekun drużyny z Gorzowa Wlkp., Adam Topolski. - Nie wiem, dlaczego stworzono niekorzystny klimat wokół sobotniego spotkania. W końcówce, gdy padła dla poznaniaków bramka, której sędzia nie uznał z powodu spalonego, było widać u nich złość i dążenie do zmiany niekorzystnego wyniku. Gospodarze robili, co mogli, mimo że byli poważnie osłabieni, bo przecież nie mogło wystąpić kilku podstawowych piłkarzy. Moja drużyna zainkasowała trzy punkty po sportowej walce. Jesteśmy w sytuacji takiej, że w każdym meczu musimy wygrywać i stąd bierze się ogromna determinacja, której nie zabrakło także w Poznaniu - stwierdził trener GKP.
Komplet punktów zdobyty na stadionie przy Drodze Dębińskiej sprawił, że do udziału w barażach o utrzymanie gorzowianom brakuje tylko remisu w pojedynku ostatniej kolejki z Motorem Lublin.