Dobry prognostyk - rozmowa z Krzysztofem Chrobakiem, trenerem Znicza Pruszków

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Za trenerem Krzysztofem Chrobakiem już dwa mecze (jeden wygrany, jeden przegrany) w roli szkoleniowca Znicza Pruszków. Jego zadaniem, gdy przejmował zespół, miała być walka o baraże o ekstraklasę. Ale bez względu na końcowy wynik, będzie prowadził tę drużynę także w kolejnym sezonie.

Piotr Tomasik: Podobno zmiany na ławce trenerskiej na trzy kolejki przed końcem sezonu nie mają żadnego wpływu na zespół. Nie miał pan wątpliwości, obejmując drużynę Znicza?

Krzysztof Chrobak: W pełni się z panem zgadzam, jestem przeciwnikiem tego typu działań. Nie ukrywam, że znacznie bardziej komfortowa byłaby dla mnie sytuacja, gdybym przejął tę ekipę dopiero po sezonie. Wynikły jednak pewne okoliczności i temat został przyspieszony. Pojawił się argument, że przez trzy tygodnie będę mógł lepiej ocenić przydatność niektórych zawodników, poznać chłopaków. Z tym punktem akurat się zgadzam, ale wcale nie było mi łatwo obejmować zespół w takim momencie. Już po kilku dniach widzę, że wielu piłkarzy ma potencjał, a to bardzo dobry prognostyk przed następnym sezonem.

Nawet jeśli nie wywalczycie awansu do ekstraklasy, Krzysztof Chrobak nadal będzie trenerem Znicza?

- Podpisałem umowę, która obowiązuje do 30 czerwca 2010 roku. Cztery lata temu już tutaj byłem, bardzo dobrze mi się pracowało, a teraz warunki jeszcze uległy poprawie. Jeżeli zebrałaby się odpowiednia grupa zawodników, a zarząd byłby ze mnie zadowolony, byłbym zainteresowany długofalową współpracą. Nie ukrywam, że lubię tworzyć coś od podstaw.

Przyjaźni się pan z Dariuszem Kubickim?

- Tak, rozmawialiśmy dwukrotnie, gdy dochodziło do roszady na ławce trenerskiej.

Chodziło mi tylko o prywatne relacje.

- Przyjaźnimy się z Darkiem, przeprosiłem go, bo już po raz drugi zastępuję go w klubie (wcześniej w Górniku Łęczna). Życzę mu wielkich sukcesów i dobrze byłoby, gdyby objął teraz jakąś topową drużynę.

Bo potem znowu padłaby na pana kolej...

- Warto byłoby podtrzymać tę passę (śmiech). Takie jest jednak życie trenera, czasem jeden musi zastąpić drugiego. Jakiś czas temu rozwiązałem kontrakt z Górnikiem Łęczna, a dowództwo przejął Wojtek Stawowy, z którym również się przyjaźnię. Byłem nawet ostatnio na meczu Znicza z Górnikiem, ale głównie ze względu na moje przywiązanie do drużyny z Łęcznej, w której pracowałem przez dwa lata.

Dariusz Kubicki, odchodząc ze Znicza, powiedział, że widzi dobrego kandydata na to miejsce.

- Jeżeli powiedział, że dobrego, to lubię go jeszcze bardziej (śmiech). Mówiąc poważnie, myślę, iż inne czynniki odegrały kluczową rolę. Obie jednak zmiany, i w Pruszkowie i Łęcznej, zostały dokonane w dobrym stylu i życzyłbym sobie, aby wszystkie roszady szkoleniowe następowały w taki sposób. Chodzi mi o rozmowę między trenerami, wymianę informacji, a nie czyhanie aż komuś powinie się noga.

W Zniczu pojawiło się ostatnio kilku młodych utalentowanych piłkarzy, jak choćby Radosław Majewski czy Robert Lewandowski. Widzi pan w tej chwili kolejne perełki?

- Paru zawodników zrobiło na mnie dobre wrażenie. Wydaje mi się, że Znicz, ze względu na położenie geograficzne - małą odległość od stolicy europejskiej - a także niewielki, lecz stabilny budżet, może być klubem, który promuje młodych i zdolnych graczy. Ci później trafiają do ekstraklasy, a nam jest przyjemnie patrzeć, gdy robią w niej furorę. Ich sprzedaż łatwo nam jednak nie przyjdzie...

Wskaże pan przyszłe gwiazdy ligi?

- Nie, to jest owiane wielką tajemnicą (śmiech).

Źródło artykułu:
Komentarze (0)